środa, 28 marca 2012

number fifty three

- Peron 9 i ¾ ! – usłyszałam głośny wrzask Niallera, a zaraz po tym mega huk dobiegający z korytarza.
Zerwałam się z łóżka i poleciałam w tamtym kierunku, gdzie zobaczyłam leżącego na ziemi blondyna, który macał się po głowie.
- Co ty odwalasz ? – popatrzyłam na niego dziwnie.
- Harremu się udało – zrobił z ust podkuwke i zaczął rozpaczać nad swoim nowym guzem.
- Nie puściło cię jeszcze, co ? – zaśmiałam się.
- Ale że co ?
- Nic, patrz – kiwnęłam mu na rozwaloną ściane, z której odleciał aż tynk. – Twardy masz łeb – stwierdziłam. – Szkoda tylko, że dosłownie, he – zadrwiłam z niego, a ten tylko zmierzył mnie wzrokiem.
- Lou ! – wydarł się.
- Co ? – Boo Bear praktycznie od razu przyleciał.
- Patrz co zrobiłeś, prawie zburzyłeś dom, mogłem zginąć ! – krzyknął pokazując na ściane.
- Ale że co – Tommo popatrzył zdezorientowanym wzrokiem na mnie, podczas gdy ja tylko wywróciłam oczami.
- Posprzątaliście ? – spytałam rzucając im podejrzliwe spojrzenia.
- Oczywiście, że tak – wyprostowali się dumnie biorąc ręce za siebie.
Naturalnie nie wierzyłam im, dlatego postanowiłam sama to sprawdzić. Weszłam do salonu i o dziwo wszystko było na swoim miejscu. Aż dziwnie.
- Nie ufasz nam ? – oburzyli się.
- Nie – uśmiechnęłam się do nich i ruszyłam w strone kuchni, w której krzątał się Liam z resztami wczorajszego jedzenia.
Popatrzyłam z politowaniem na Nialla i Louisa, a ci tylko zrobili niewinne miny.
- On nam tylko troszeczke pomógł – powiedział farbowany.
- No ta, na pewno. Gdzie jest Harry ? – spytałam tatuśka.
- Tu jestem – usłyszałam seksowną chrypke i znajomy dotyk na swoich biodrach. – Tęskniłaś ? – wymruczał mi do ucha.
- Śmiesz wątpić ?
Lokaty lekko się zaśmiał i obrócił mnie przodem do siebie muskając tym samym moje usta.
- Nie przy ludziaaaach – oburzyli się wszyscy dookoła.
- Ej właśnie, my dzisiaj jedziemy do ciebie, no nie ? – wyszczerzyłam się do Styles’a.
- Eeee – przeciągnął drapiąc się po tyle głowy.
- Jakie eeee ? – popatrzeliśmy na niego zdezorientowani.
- No jedziemy – uśmiechnął się sztucznie.
- Pawasz entuzjazmem – rzuciłam sarkastycznie siadając na krzesełku.
- No żartuje przecież, tylko mam nadzieje, że nie zrobicie z mojego domu takiego burdelu jaki zrobiliście tutaj – popatrzył w tym momencie na Tomlinsona.
- Przecież to ty zawsze najbardziej bałaganisz ! – oburzył się.
- Ale za to wczoraj byłem grzeczny.
- Mhm, grzeczny byłeś, już ja wszystko słyszałem – Payne popatrzył tym swoim znaczącym spojrzeniem na lokersa, a ten tylko go szturchnął w ramie.
- Idę się spakować – rzuciłam udając się w kierunku wyjścia. – A wy ?
- Bitch please, my się nawet nie rozpakowaliśmy – chłopcy zaczęli się głupowato śmiać, a ja tylko wywróciłam oczami i potatajałam z powrotem na góre, gdzie zrobiłam porządek ze swoimi rzeczami.
Po niecałych dwóch godzinach, gdy wszyscy już wstali, zjedliśmy śniadanie i szykowaliśmy się do opuszczenia rodzinnego miasteczka Liama, po czym mieliśmy ruszyć do Holmes Chapel. Chłopak już się pożegnał ze swoją rodziną, jednak ruszyć nie mogliśmy, ponieważ Zayn przez cały czas siedział w łazience i się szykował w zasadzie nie wiem do czego.
- Malik bambusie ruszaj dupe, ile można stać przed lustrem ! – ryknął Boo Bear, po czym czarnowłosy szanownie opuścił pomieszczenie.
- Nie chce wyglądać tak jak Hazza – powiedział chłopak uśmiechając się wrednie.
- Ty lepiej popatrz na siebie, bo wyglądasz jak trzecia płeć – oburzył się Styles, po czym mulat już się na niego rzucił z pięściami, jednak Daddy Directon ich od siebie oddzielił.
- Jesteście beznadziejni – skomentował. – I obaj wyglądacie jak debile – dodał i wszyscy wreszcie wyszliśmy z domu i ruszyliśmy do Tour Busa, między czasie chłopcy oczywiście musieli siebie nawzajem dogryzać, ale od paru dni jest to standard.
Po paru godzinach jazdy po raz kolejny zatrzymaliśmy się w ‘normalnym’ domu, jakim jest dom Harrego. Szczerze mówiąc troche się obawiałam spotkania z jego rodziną, bałam się tego jak mnie przyjmą jako jego dziewczyne, czy mnie polubią etc. No ale Kędzierzawy cały czas powtarzał, że wszystko będzie w porządku, bla bla bla i nawet jeśli będą do niego sapać, to on nic sobie z tego nie zrobi, bo to jego decyzja. Za bardzo mnie nie podbudował tym zdaniem, no ale mniejsza …
Ledwo przekroczyliśmy próg, na Hazze rzuciła się jakaś dziewczyna, w miare ładna brunetka, której na pierwszy rzut oka nie poznałam. Była to naturalnie jego siostra – Gemma – którą znałam, ale ostatni raz ją widziałam dawno dawno temu, obie byłyśmy wtedy jeszcze małe.
Zaraz po tym dołączyła ich mama i zaczęła Harrego wyściskiwać tak jakby wrócił z wojny. Zaraz po tym rzuciła się na pozostałych chłopców, ale oni byli już do tego przyzwyczajeni.
- Pamiętacie Sam ? – uśmiechnął się zadając to pytanie.
- Nie – rzuciła sucho Gemma.
- No więc … - zmieszał się lekko. – To jest Sam – powiedział wskazując na mnie, a ja machnęłam lekko stojącym naprzeciwko mnie kobietom i dopiero potem zdałam sobie sprawe z tego jakie to było głupie. – No i jest moją dziewczyną – dodał, co troche zdziwiło jego siostre, bo jej mina była nie za ciekawa.
- Miło mi – podałam rękę do jego matki, a do siostry tylko się lekko uśmiechnęłam.
- Przygotuje wam coś do jedzenia, na pewno jesteście zmęczeni podróżą – odparła Anne i ruszyła do kuchni.
Nie byliśmy zmęczeni, bo dopiero co odjechaliśmy od Liama, ale chłopcy żarciem nigdy nie pogardzą. Udaliśmy się wszyscy w kierunku pokoi, w których mieliśmy się zatrzymać na najbliższy tydzień. Tak, tydzień. Sama nie wiem czemu tak długo, ale jakoś przez ten czas nie mają nic szczególnego do roboty, ani koncertu, ani wywiadu, więc się będą byczyć.
- Fajny masz pokój – zaczęłam się śmiać widząc oblepione plakatami ściany.
- Sprawdź łóżko – zaczął poruszać zabawnie brwiami, na co ja tylko wywróciłam oczami. 
- Harry … co będzie z Zaynem ?
- Nie gadajmy o nim – poprosił i usiadł na tym jakże wygodnym łóżku biorąc mnie na kolana.
- Musimy. Kiedy się w końcu pogodzicie ?
- A musimy się w ogóle godzić ? – skrzywił sie.
- Głupio się pytasz, przecież jesteście w jednym zespole. No i jesteście też przyjaciółmi.
- Sam, jestem wykończony podróżą, dopiero co przyjechaliśmy – jęknął.
- Przespałeś całą podróż ! – szturchnęłam go w ramie. – Nie kłam.
- Dobra, jutro z nim pogadam – powiedział na odczepke jak sądze.
- Obiecujesz ?
- Taa …
- No okej ale pamiętaj, że jak tego nie zrobisz to …
- Nieeeeee – zaczął się drzeć. – Nie rób mi tego, błagam !
- Tak – uśmiechnęłam się zwycięsko. – Żadnego …
- Nie powiesz tego – wszedł mi w zdanie.
- Ale to naprawdę żadnego …
- Nie odważysz się …
- … seksu … przez …
- Dzień ? – spytał z nadzieją.
- Nie – wyszczerzyłam się. – Do końca trasy.
- Co !? – oburzył się. – Ale przecież trasa będzie trwała do … - zaczął liczyć na palcach. – Do … - potem robił jakieś obliczenia w powietrzu, ale za bardzo mu się to nie udało. – No długo, no !
Nic nie odpowiedziałam tylko zaśmiałam się pod nosem i opuściłam jego pokój ruszając na dół.

_________________________

zero weny , zero rozdziałów napisanych do przodu , zero pomysłów na kolejne numery , kompletne zero =,= i przepraszam za jakiekolwiek błędy ale nie sprawdzałam tego tylko po prostu na szybko napisałam , byle coś było ...
nie wiem kiedy uda mi się coś wymyślić , ale postaram się dodać NN jak najprędzej. 

niedziela, 25 marca 2012

number fifty two

Staliśmy jak wryci w wejściu do kuchni i nie wiedzieliśmy gdzie zatrzymać wzrok. Czy na zakrwawionej ręce Harrego, czy na wściekłym Zaynie, który sprawiał wrażenie jakby miał kogoś zaraz zjeść.
- Co tu się do cholery dzieje ?! – wrzasnął Liam, podczas gdy ja podleciałam do lokatego i zaczęłam go dokładnie oglądać.
- Nie wtrącaj się – warknął Malik z połową zbitego talerza w dłoni i już się zbierał do wymierzenia kolejnego rzutu w strone Harolda.
- Zayn jak chcesz sobie czymś porzucać to kupie ci frizbi – powiedziałam.
- Odsuń się od niego – rozkazał ruszając w naszą strone, jednak Payne go zatrzymał. – Zostaw mnie – syknął wyrywając się z jego uścisku.
- Uspokój się, jesteś kompletnie zalany.
- Wiem co robie, puszczaj mnie, musze zabić tego gnoja – zaczął się po raz kolejny wyrywać.
Boże, jemu odbiło.
- Ty ? Mnie ? – spytał z kpiną Harry, na co czarnowłosy zaczął się jeszcze bardziej wściekać.
- Nie prowokuj go – powiedziałam półgłosem.
- Pożałujesz tego, że się urodziłeś.
- Malik do cholery zamknij się w końcu i idź spać, ledwo trzymasz się na nogach – zarządził Li, jednak ten go nie słuchał.
- Zrób coś z tym – kiwnęłam Harremu na jego ręke i ruszyłam w strone Zyna.
Pociągnęłam go za rękaw w kierunku wyjścia i o dziwo się nie opierał. Z trudem wczłapaliśmy się po schodach i weszliśmy do jego nowego pokoju. Zamknęłam za nami drzwi i zakładając ręce na piersi, zaczęłam mu się przyglądać.
- Samantha – zaczął, robiąc krok w moją strone jednak ja się od niego odsunęłam.
- Nie odzywaj się do mnie – szepnęłam. – Jak mogłeś ?
- Ty nic nie rozumiesz – odparł siadając na łóżku.
- Harry to twój najlepszy przyjaciel, dlaczego go tak traktujesz ?
- Jeszcze się pytasz ?
- Tak pytam, bo nie rozumiem.
- Sam, on mi cię odebrał ! – krzyknął, spoglądając na mnie wzrokiem pełnym bólu, a w jego oczach mogłam dostrzec nasilające się łzy. – Zwyczajnie mi cię odebrał…
Cholera. Zatkało mnie. Czyli, że niby co, jednak mu zależy ?
- Nie Zayn – odparłam. – On ci mnie nie odebrał. To ty mnie straciłeś – uśmiechnęłam się sztucznie, po czym opuściłam pokój i zleciałam szybko na dół do kuchni, gdzie zastałam również Nialla i Louisa, którzy tańczyli irlandzki taniec pod rytm Last Friday Night.
- Pokaż to – zwróciłam się do Harrego oglądając uważnie jego zabandażowaną już rękę.
- Wszystko jest okej – syknął z bólu, gdy go w nią dotknęłam.
- Co wam odbiło ? – popatrzyłam na niego z wyrzutem.
- To przez Zayna, wparował tu i zaczął we mnie rzucać talerzami – powiedział z dziwną miną.
- A ty zamiast robić uniki albo coś w tym rodzaju to postanowiłeś łapać te talerze, tak ? Serio myślałeś, że ci się to uda ?
- Tak – uśmiechnął się niewinnie.
- On jest kompletnie pijamy, jutro nie będzie nic pamiętał.
- On mnie nienawidzi Sam.
- Wiem.
- Dzięki za wsparcie – bąknął, wywracając oczami.
- To przeze mnie. Nie chce, żeby z mojego powodu rozbiła się wasza przyjaźń, a co najważniejsze zespół. Fani się załamią – powiedziałam zrozpaczona siadając na podłodze.
Wszyscy ulotnili się z kuchni wydurniając się w salonie, także ponownie zostałam sam na sam z Haroldem.
- To nie jest twoja wina, nawet tak nie myśl – powiedział siadając obok mnie, po czym objął mnie ramieniem i zaczął nas delikatnie kołysać w rytm muzyki.
- On cię nienawidzi, dlatego że ze mną jesteś.
- Będzie musiał przywyknąć – odparł z lekkim uśmiechem. – Bo tak zostanie przez długi, długi czas – dodał łapiąc mnie za podbródek, podnosząc mi tym samym głowe ku górze. – Słyszysz ? Będę z tobą czy to mu sie podoba, czy nie. To moja sprawa i nic nikomu do tego. Kocham cię i nigdy nie przestane, pamiętaj – powiedział półgłosem kończąc swoje przemówienie muskając mnie w usta. – A teraz chodź – wstał z miejsca i wyciągnął rękę w moim kierunku.
- Dokąd ? – zapytałam zdezorientowana również wstając.
- Musimy zakończyć impreze i położyć tych gamoni spać póki coś wywiną – uśmiechnął się.
- Wytrzeźwiałeś – zauważyłam śmiejąc się.
- Nie byłem pijany, udawałem – wywrócił zabawnie oczami.
- Kłamiesz – wciąż się śmiałam.
- Ciebie za to nie puściło do końca – również się zaśmiał i złapał mnie za rękę, po czym udaliśmy się w kierunku salonu.
Zapaliliśmy światło i wyłączyliśmy muzykę patrząc na burdel, który panował w pokoju.
- Wow – skomentowaliśmy równo.
- Trzeba to posprzątać do jutra zanim rodzice Liama wrócą – powiedział.
- Ja tego nie będę sprzątać, to nie ja nabałaganiłam – oburzyłam się. – Chłopcy posprzątają z samego rana, chodźmy już spać – zaczęłam ciągnąć go za rękę jednak on tylko się śmiał i stał twardo w miejscu.
- Musimy zawlec ich zwłoki do łóżka. Lou nie może całej nocy przespać pod stołem, a Niall na stole – popatrzył dziwnie na śpiących przyjaciół.
- Ale popatrz, Lou przytula się do tej drewnianej nogi i jest mu na pewno dobrze, nie rozdzielajmy ich – zrobiłam oczy kota ze Shreka. – A co do Nialla to on przecież jest przyzwyczajony do spania na stole z żarciem, po każdej imprezie kończy tak samo – wywróciłam oczami. – No choooodźmy już.
- A gdzie Liam i Danielle ?
- Pewnie już śpią, chodź weźmiemy z nich przykład – rzuciłam i nie czekając na niego poleciałam po schodach na góre, potykając się na ostatnim stopniu, przywalając łbem o drzwi od pokoju, które akurat teraz musiałby byś zamknięte.
- Jezu, Sam – Harold tylko wywrócił oczami, nie widziałam tego, ale po jego tonie mogłam wywnioskować, że to zrobił.
- Sam wystarczy, ale dzięki za dodanie dodatkowego imienia – odparłam łapiąc się za czoło.
- Masz racje, powinniśmy iść spać, a jutro poćwiczymy chodzenie po schodach – uśmiechnął się do mnie uroczo, a ja go tylko szturchnęłam w ramie.
Wziął mnie bez słowa na ręce i wszedł do naszego nowego pokoju, po czym położył na łóżku.
- Hej Harry – rzuciłam przekręcając głowe w bok, dzięki czemu miałam na niego widok. – Co ty robisz ?
- Przebieram się, nie mam zamiaru spać w spodniach.
- Ja też nie – jęknęłam. – Zdejmij je ze mnie.
Chłopak popatrzył na mnie wzrokiem, z którego jakoś nic nie mogłam wyczytać, po czym podszedł do mnie i zaczął powoli odpinać mi pasek. Podniosłam swój leniwy zad pomagając mu jednocześnie zsunięcie moich rurek, dzięki czemu już po chwili leżały one na ziemi.
- Jeszcze bluzke – poprosiłam podnosząc ręce do góry, na co lokaty tylko się zaśmiał.
Posłusznie wykonał rozkaz i mimowolnie przygryzając warge zaczął mi się uważnie przyglądać.
Siedziałam tak w tej samej bieliźnie, podparta na łokciach i zaczęłam się głupio do niego szczerzyć.
- Sam … - zaczął.
- Dobranoc kochanie – uśmiechnęłam się do niego i zadowolona przykryłam obiekt, na którym trzymał swój wzrok przez ostatnie minuty.
- Czemu ty mi to robisz ? – jęknął zrezygnowany, kładąc się obok.
- Nie wiem o czym ty do mnie mówisz.
- Wiesz i to bardzo dobrze – udał obrażonego.
- No okej, okej, jak sobie chcesz – rzuciłam na odczepne. – Do jutra.
Odwróciłam się do niego plecami przykrywając się kołdrą po uszy, po czym próbowałam w jakiś sposób zasnąć, jednak nie dane mi było leżeć w spokoju.
Po chwili poczułam delikatny dotyk Harrego, który powolutku zaczął zsuwać pierzyne, odkrywając tym samym moje ramiona. Zaraz po tym swoimi rozgrzanymi wargami zaczął je muskać, na co wbrew własnej woli odwróciłam się w jego kierunku i odszukując po ciemku jego ust, zaczęłam składać na nich delikatne pocałunki, które chłopak natychmiast odwzajemniał i pogłębiał doprowadzając do tego, że już po chwili zaczęliśmy się namiętnie całować. Styles podniósł się lekko do góry przygniatając mnie całą swoją masą ciała, po czym zaczął delikatnie muskać moją szyje. Dobrałam się do jego bokserek zsuwając je z niego, a ten nie chcąc mi być dłużej dłużny zaczął błądzić dłońmi po moich nagich plecach w poszukiwaniu za zapinaniem od stanika. Ostatni element garderoby nie pozostał zbyt długo na moim ciele, także już po chwili Hazza zaczął mi wysyłać potajemne sygnały chcąc się w ten sposób zapytać czy może. Trzymałam go za ramiona przyciskając lekko do siebie, co wziął za odpowiedź na swoje nieme pytanie i jeszcze w tym samym momencie zaczął delikatnie we mnie wchodzić. Na początku robił to bardzo powoli jednak już po chwili jego posunięcia stawały się coraz bardziej stanowcze i zdecydowane. Rytmicznie poruszał biodrami, doprowadzając mnie tym samym do szaleństwa, oboje mieliśmy ochote krzyczeć z rozkoszy, jednak ze względu na to, że nie byliśmy sami, ograniczaliśmy się do cichych jęknięć. Fakt, że praktycznie wszyscy byli pijani niczego nie zmieniał. W pokoju obok spali przecież trzeźwi Liam z Danielle. Gdy lokaty już prawie doszedł oboje czekaliśmy jedynie na punkt kulminacyjny. Wbiłam paznokcie w jego ramiona, a on zaczął wykonywać coraz to gwałtowniejsze ruchy. Nasze oddechy były szybkie i nierówne, a z powodu niesamowitej bliskości czułam przyspieszone bicie serca Styles’a. Gdy chłopak poczuł, że dochodzi ostrożnie wyszedł z mojego wnętrza, nachylając się nad moją twarzą, po czym przygryzł mi delikatnie dolną warge, patrząc przy tym prosto w oczy, których nie spuszczałam z niego od samego początku. Na koniec musnął subtelnie moje usta, kładąc się obok i przykrywając nas oboje kołdrą, przytulił do siebie. Wtuliłam się w jego tors, a zaraz po tym – zasnęłam.
___________________________________

no więc tak , rozdział jest długi to fakt , macie też swoją upragnioną scene , dlatego w zamian za to musicie mi dać troche więcej czasu niż tylko 1 dzień na napisanie nowej notki , bo nie nadążam : /
mam nadzieje że się podoba ;)

piątek, 23 marca 2012

number fifty one

SAMANTHA:
Posiedzieliśmy jeszcze troche w tej pizzerii i pod wieczór postanowiliśmy się zbierać do domu Liama, ponieważ Lou po nas dzwonił mówiąc, że ma ważną wiadomość. Wsiedliśmy w samochód i od razu pojechaliśmy do wcześniej wyznaczonego kierunku; po paru minutach byliśmy na miejscu.
Weszliśmy do domu i poczłapaliśmy wszyscy w kierunku salonu, gdzie się świeciło światło. Na miejscu zastaliśmy siedzących na kanapie Zayna i Louisa.
- Lou ? Co jest ? – zapytał Harry podchodząc do niego.
- Mam do was prośbę … - powiedział bezbarwnym tonem.
- O co chodzi ?
- Zrobimy domówke ? – popatrzył na nas tymi swoimi niebieskimi paczadłami.
- Co ? – zdziwiliśmy się. – Czemu ?
- Mam potrzebe się napić – wyjaśnił. – Odreagować …
Po tych słowach wszyscy się domyślili jak przebiegła rozmowa z Eleanor. Oczywiście, że się zgodziliśmy, jeśli miało mu to w jakiś sposób pomóc, to nad czym tu się w ogóle zastanawiać ?
- A gdzie są moi rodzice ? – spytał Liam.
- Dostali jakiś ważny telefon od przyjaciół i natychmiast do nich pojechali – odparł. – Wspominali, że wrócą jutro wieczorem.
- W takim razie Niall – zwrócił się do blondyna. – Skołuj biały napój. Zayn ? Podłącz muzyke. Dziewczyny do kuchni – zarządził, a my popatrzyłyśmy na niego miną a’la are you fuckin kidding me ?
- Dobra – burknął. – Dziewczyny ? Idźcie poprawić makijaż – wywrócił oczami.
Szturchnęłam go z całej siły w ramie, tak że chłopak stracił równowage i wpadł na stojącego obok Harrego, który również się lekko zachwiał i poleciał w kierunku idącego ze sprzętem Zayna, powodując tym samym, że czarnowłosy upuścił wszystko na podłoge i sam się wywalił.
- Nie bawcie się w domino, tylko przygotowujcie wszystko do imprezy ! – ryknął Niall stawiając na stole skrzynke wódki, którą nie wiem skąd wziął.
- I co narobiłeś ? – wrzasnął Zayn wstając z podłogi i popatrzył z grozą na Harrego.
- To Liam mnie popchnął !
- Gówno mnie to interesuje, to ty na mnie wpadłeś – syknął i popchnął go rozwścieczony.
- Zayn uspokój się – odezwałam się, a ten nawet na mnie nie wejrzał.
Nadal patrzył na lokatego nożami tak jakby zabił mu matke. Co najmniej.
- Idź to podłącz – wtrącił się Lou i podał mu sprzęt z podłogi po czym wypchnął go z pomieszczenia.
- Co go ugryzło ? – popatrzeliśmy na siebie zdziwionymi minami, jednak nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie.

Po niecałych 15 minutach wszystko było już gotowe. Wieża włączona na fulla, a w głośnikach nasze ulubione piosenki. Naturalnie były to piosenki z albumu Up All Night, no bo jakżeby inaczej. Skromność ważna rzecz. Siedzieliśmy wszyscy wspólnie na kanapie i co chwile sobie polewaliśmy. Z racji, że mam łeb do picia i nigdy rano nie choruje, ale za to strasznie szybko mnie bierze i potem odpierdalam jak mało kto, powinnam mieć do alkoholu dystans i pić o połowe mniej od wszystkich, ale przy takim towarzystwie było to troche niemożliwe. Przecież to najwięksi menele jakich znam. Oni by mogli pić wódke na śniadanie z płatkami, na obiad jako zupa i na kolacje popijając nią kanapki. Louis najlepszy zawodnik w pewnym momencie, kiedy nie miał z kim się napić, bo dla każdego tępo było zbyt szybkie, wziął flaszke do ręki i wygulał z kwinta większą jej część.
Każdy był co najmniej wstawiony, dlatego zaczęliśmy się wszyscy wydurniać i tańczyć w rytm muzyki. Znaczy … ‘ tańczyć ‘ . Zachowywaliśmy się jakby ktoś nas z buszu wypuścił, no ale mniejsza.
- Liaaaaaaam – ryknął w pewnym momencie Nialler. – Pizza się skończyła !
- A co mnie to ? – popatrzył na niego dziwnie odrywając się na chwile od swojej dziewczyny, z którą obecnie się miział.
- Jesteś gospodarzem ! Powinieneś dbać o gości ! – krzyknął oburzony i zaczął tulić się do pustej butelki po wódce.
- Ja pójde – powiedziałam do tatuśka puszczając mu oczko i ruszyłam chwiejnym krokiem w kierunku kuchni.
Odgrzałam temu żarłokowi cały karton wcześniej zamówionej pizzy i między czasie wstawiłam sobie wode na herbate.
Czekając aż woda się zagotuje usiadłam sobie na stole i zaczęłam się kiwać do mojej ulubionej piosenki, która obecnie leciała.
- Saaaam ? – przeciągnął ucieszony Hazza wparowując do kuchni. – Co tu robisz ? – zapytał podchodząc do mnie i zaczął się do mnie tulić.
- Chwilowo mieszkam – uśmiechnęłam się do niego.
- Ale że tu ? – bąknął.
- Tu siedze na stole teraz dziś – odpowiedziałam i pocałowałam go w usta, po czym zaczęłam się wlepiać w te jego zielone paczadła.
- Kuuuram cię – mruknął i ponownie przyssał się do moich ust.
- A co tu się wyprawia ? – momentalnie do kuchni wbił Lou. – Haaarry ? – wziął go za ręke i pociągnął w swoim kierunku. – To ty ? – zaczął mu się dokładnie przyglądać wywijając jego loczki we wszystkie możliwe strony. – To musisz być ty – odpowiedział sam sobie. – Haroldzino moja ty, dlaczemu mnie zdradzasz ? – popatrzył na niego smutno i wygiął usta w podkuwke.
Był kompletnie nawalony. Jak wszyscy z resztą …
- Oj nie przejmuj się Marcheweczko, wynagrodze ci to – odparł i zaczął poruszać znacząco brwiami.
Mój chłopak jest gejem ?!
- Mam nadzieje – mruknął i pocałował go w policzek tuląc się do niego tak mocno, że biedak nie mógł oddychać.
Hazza wygramolił się z jego uścisku , po czym zadowolony Boo Bear ruszył z powrotem do salonu gdzie zaczął wydawać dzikie odgłosy wraz z Niallerem, który jęczał coś w stylu ‘gdzie moja pizza ? gdzie moja pizza ? ukradłeś mi pizze ! ‘
- Musze Horanowi zanieść te pizze – powiedziałam zeskakując ze stołu.
- Ale wrócisz ? – przyciągnął mnie do siebie i popatrzył kuszącym wzrokiem.
- Do ciebie ? Zawsze – wyszczerzyłam się i biorąc karton z żarciem ruszyłam w strone pokoju, gdzie miała miejsce impreza.
Po drodze minęłam siedzącego pod ścianą Zayna, który ledwo co kontaktował.
Oczywiście nie jestem na tyle zimną suką, żeby go olać mimo tego, co mi zrobił, dlatego postanowiłam do niego podejść i zapytać o co chodzi.
Usiadłam obok niego pod ścianą i przekręciłam głowe patrząc na jego nawaloną twarz.
- Stało się coś ? – spytałam, a ten popatrzył na mnie dziwnie.
- Idź do Styles’a – bąknął i wziął kolejny łyk wódki, którą cały czas miał przy sobie.
- Zazdrosny ? – zaczęłam się głupio śmiać.
- O ciebie ? No chyba nie – odparł z kpiną.
- I tak wiem, że za mną tęsknisz – powiedziałam triumfalnym tonem wstając z miejsca.
- Niby skąd ?
Popatrzyłam na niego z wyższością i schyliłam się biorąc przy okazji pizze, którą zostawiłam na podłodze.
- Masz bardzo oddanego kumpla – szepnęłam mu na ucho po czym poszłam zadowolona do salonu i popatrzyłam na bawiący się tłum składający się z 4 osób.
- Nialler ! – ryknęłam i rzuciłam w jego kierunku gorącą pizze.
- Ałaaaaa – zaczął jęczeć łapiąc się za głowe, w którą ucelowałam.
- Uważaj – dodałam już nieco za późno. – I weź mu ktoś te kawałki sera z głowy, bo się chłopak załamie, że nosi przy sobie jedzenie, którego nie może skonsumować.
Oni zaczęli się tylko głupio śmiać, a ja ponownie nawróciłam w kierunku kuchni, gdzie czekał na mnie Hazza. Zbiegłam na hardkora po schodach co 2 stopnie jednak biorąc pod uwage mój stan wyjebałam się przy końcu robiąc przy tym niesamowity huk.
- O kuuuurwaaa – zaczęłam się zwijać z bólu.
- Co się stało ? – wyleciał wystraszony Liam i popatrzył na dół gdzie obmacywałam się z podłogą. – A to tylko ty.
- Tak to tylko ja – odparłam sarkastycznie.
- Żyjesz ? – zaśmiał się.
- Nie, umarłam, maaamo to ty ? – popatrzyłam na niego. – Święęęty Józeeefie, patroonie naaaaaasz – zaczęłam śpiewać wyginając się na wszystkie strony.
Liam był trzeźwy, wspominałam już ? On przecież nie może pić. Zleciał ze schodów i z gracją wylądował na korytarzu tuż nade mną.
Jemu to się udało, dla mnie schodzenie ze schodów jest zbyt skomplikowane jak widać …
- Wstawaj – podał mi ręke, a ja posłusznie wykonałam rozkaz.
- Tak panie.
- Gdzie Harry ?
- Jest w ku … - zaczęłam, ale zacięłam się słysząc dźwięk tłuczonego szkła. – …chni – dodałam i popatrzyłam spanikowana na tatuśka.
Natychmiast ruszyliśmy w tamtym kierunku, a widok który zastaliśmy nie był zbyt ciekawy.  

____________________________________

jak ktoś chce być informowany to niech zostawi swojego twittera w komentarzu ;) 

czwartek, 22 marca 2012

number fifty

Natychmiast ruszyłem w kierunku przepaści i zacząłem klnąć na siebie w myślach, że się leniłem na lekcjach wychowania fizycznego. Gdyby nie to byłbym szybszym biegaczem i pewnie bym go dogonił. Ale nie, bo po co, lepiej ukrywać się w szatni przez 45 minut …
Będąc tuż nad przepaścią zacząłem iść. Bałem się widoku, który zastane. Nie wiedziałem jak duża jest ta przepaść, cholernie się bałem że zobacze go na samym dole, wokół pełno krwi etc… aż mi ciarki przeszły po całym ciele, a łzy zaczęły mi napływać do oczu jak głupie.  
- Jesteś świetnym przyjacielem Styles, pozwoliłeś mu się zabić – gadałem sam do siebie.
W tym momencie nienawidziłem się z całego serca. Jeszcze tylko kilka kroków i będę na miejscu. Wziąłem kilka głębokich wdechów i ponownie ruszyłem w tamtym kierunku. Stanąłem na krawędzi i spuściłem głowe w dół patrząc na leżącego na ziemi Louisa.
- Ja pierdole – powiedziałem sam do siebie.
Zeskoczyłem z ‘przepaści’ i zasadziłem Boo Bear’owi solidnego kopa w dupe.
- Wiesz jak się przestraszyłem ?! – ryknąłem. – Myślałem, że tu jest z 200 metrów i jest już po tobie.
- Mogłoby być, ale niestety to tylko 5 metrów i jak widzisz wciąż żyje – powiedział sucho leżąc całym swoim ciałem na ziemi.
- Chciałeś osierocić dziecko ? – palnąłem i dopiero za późno ugryzłem się w język.
Sam ma racje mówiąc, że mam niewyparzoną gębe.
Lou nic nie odpowiedział, tylko po prostu skracił mnie wzrokiem.
- To z Megan było jednorazowe, nigdy nie czułem do niej tego, co do El.
- Więc po jaką cholere ją zdradziłeś ?
- Byłem pijany – bąknął wstając z ziemi i zaczął się otrzepywać z piasku. – Potem udawałem, że coś do niej czuje, żeby jej nie zranić, a na koniec powiedziałem, że to nie ma sensu i nie chce dłużej oszukiwać Eleanor.
- Nie no, genialny jesteś – prychnąłem. – Weź leć do jakiejś kwiaciarni, kup jej sto tuzinów róż i błagaj na kolanach, by cię przyjęła z powrotem.
- Myślisz, że to takie proste ?
- Nie dowiesz się dopóki nie spróbujesz – odparłem i ruszyłem z powrotem w kierunku szpitala, w którym były dziewczyny.

*

Ledwo przekroczyłem próg sali już zostałem zasypany masą pytań, na które nie byłem nawet w stanie odpowiedzieć.
- Wszystko jest okej – powiedziałem tylko tyle, w końcu to jest najważniejsze.
- Gdzie on jest ?
- Mam nadzieje, że poszedł się ogarnąć i ratować to, co jest dla niego najważniejsze.
- Megan … - Sam zwróciła się do niej, lecz ta jej przerwała zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- Jutro mnie wypisują, wracam do domu.
- Myśle, że to dobry pomysł – odezwałem się.
- Jesteś pewna ?
- Tak – potwierdziła. – Nie chce być niemiła i was wyganiać, ale … chciałabym troche pobyć sama. Przemyśleć to wszystko …
- Jasne – odparliśmy bezproblemowo i wyszliśmy z pomieszczenia, a następnie ze szpitala. 
- Dzień pełen wrażeń – rzuciłem gdy byliśmy już w drodze do domu Liama.
- Mam nadzieje, że to koniec na dziś, nie zniosę niczego więcej – jęknęła zrezygnowana.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania Danielle zasypała nas masą pytań. No tak, pewnie rozmawiała z Eleanor i o wszystkim wie.
- Może pojedziemy na pizze i nam to wszystkim opowiecie ? – spytała i zrobiła mine zbitego psa.
Czy ta dziewczyna zawsze musi wszystko wiedzieć ?
- Dan, jestem padnięty, nie możemy tego przełożyć na jutro ? – spytałem przedrzeźniając jej mine, a ta tylko szturchnęła mnie w ramie w odpowiedzi.
- Jedziemy ? – ni stąd ni zowąd zjawił się Nialler. – Słyszałem coś o pizzy – dodał. – Więc… - zrobił pauze. - Jedziemy ? – powtórzył zadowolony ocierając rękę o rękę.
- Chodźmy – Sam pociągnęła mnie za rękę, na znak że się zgodziła.
- Mogłem wynegocjować inny termin – szepnąłem do niej w drodze do samochodu.
- Nie dałbyś rady – zaśmiała się.
- Dałbym.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak i się nie kłóć.
- Nie i będę się kłócić.
- Zapłacisz mi za to – powiedziałem z grozą.
- Niby jak ? – podniosła jedną brew do góry patrząc na mnie badawczo.
- Zobaczysz – odparłem z cwaniackim uśmieszkiem.
- Nie licz na nic kochanie – rzuciła z wyższością i zajęła miejsce pasażera.
- Jeszcze zobaczymy.
- To znaczy ?
- Ulegniesz – powiedziałem z pewnością siebie. – Zawsze ulegają – dodałem robiąc flip hair. – Najchętniej brałabyś mnie tu i teraz.
W chwili gdy wypowiedziałem to zdanie zaczęła śmiać się jak jakaś nienormalna, nie mogła za sobą zapanować. Przecież nie powiedziałem niczego śmiesznego… no nie ?
- Zabawny jesteś – prychnęła.
- Zobaczymy wieczorem.
- No zobaczymy – rzuciła obojętnie.
- Już nawet wiem jak to sprawdzimy.
- Jak co sprawdzimy ?
- Kto dłużej wytrzyma.
- Ja dłużej wytrzymam, przecież to oczywiste, nawet nie musimy się w nic bawić.
- Oj Sam, Sam … - pokręciłem głową. – Nie bądź taka pewna – mrugnąłem do niej i odpaliłem silnik, gdyż po chwili tylne siedzenia zajęli Liam, Niall i Danielle.
Przez całą drogę kłóciliśmy się o to jaką pizze zamówimy, mimo że było to najmniej istotne, a ja patrzyłem na brunetke siedzącą obok mnie, posyłając jej znaczące spojrzenia, na co ona tylko wywracała oczami.
Po 10 minutach drogi byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z auta i potatajaliśmy do pizzerii zajmując miejsce przy oknie. Zamówiliśmy dużą margarite i między czasie opowiedzieliśmy wszystkim, to co się wydarzyło w szpitalu i poza nim. Oczywiście ich miny były bezcenne. Potem Liam zaczął nam coś nawijać o Zaynie, który ostatnimi czasy dziwnie się zachowuje, jednak gdy tylko wszedł na jego temat – wstałem z miejsca i powiedziałem, że musze do łazienki, bo nie miałem ochoty wysłuchiwać niczego, co jest z nim związane.
____________________________________________________

50 ROZDZIAŁ *___________*
NIEWIERZE , ŻE JUŻ TYLE ZA NAMI , A WY WCIĄŻ TO CZYTACIE , BA , JEST WAS NAWET CORAZ WIĘCEJ .
DZIĘKUJE WSZYSTKIM OBSERWATOROM I KOMENTUJĄCYM , NAWET NIE WIECIE ILE TO DLA MNIE ZNACZY <3 

środa, 21 marca 2012

number forty nine

HARRY:
Nie mogliśmy znieść dłuższego czekania, dlatego wszyscy ruszyliśmy do lekarza, chcąc się w końcu dowiedzieć co się dzieje z Emmą. Był on w swoim gabinecie, dlatego można powiedzieć że wprosiliśmy się, bo weszliśmy do środka bez wcześniejszego pukania.
- Co się dzieje z moim dzieckiem !? – krzyknęła Megan.
- Potrzebujemy krwi …
- Co ? Jakiej krwi ? – zapytała zdezorientowana.
- AB, praktycznie od razu. Kto z państwa ma taką grupe ? – spytał patrząc na nas po kolei.
- A co jeśli nikt nie ma ? – zapytała zalana łzami Meg. Miała same czarne wizje praktycznie od samego początku, była pesymistką, to fakt.
- Wtedy …
- Ja mam – odezwał się Lou robiąc krok do przodu.
- Świetnie, pobierzemy panu krew i wszystko wróci do normy, musimy jednak się spieszyć – zakomunikował.
- W takim razie szybko ! – krzyknęła przez łzy. Nie panowała nad emocjami.
- Czy jest pan ojcem dziecka ? – doktorek wejrzał na zdezorientowaną twarz Louisa, szykując rzeczy potrzebne do pobrania krwi.
- Ja … - zaciął się.
- Tak, on jest ojcem dziecka – odpowiedziała Megan nadal nie panując nad łzami.
Ja, Sam, Eleanor, a także Lou – wszyscy zareagowaliśmy tak samo.
Szczeny to nam opadły, ale to nie był odpowiedni czas ani miejsce na żadne komentarze, dlatego nic się nie odezwaliśmy. Jedynie El wybiegła ze szpitala jak oparzona, gdy tylko usłyszała słowa Meg.
Pielęgniarka pobrała Boo Bear’owi krew i zaraz po tym ruszyliśmy wszyscy z powrotem na sale, w której leżała Megan. Emma musiała byś teraz w inkubatorze, ale lekarz zapewniał, że jest już z nią wszystko w porządku.
- Megan … - zaczął Lou, a ona przez ten cały czas nie miała odwagi nawet spojrzeć mu w oczy.
- Zostawić was ? – spytała Sam, a ta pokręciła przecząco głową.
Widać nie była gotowa na te rozmowe.
- Mogę cię o coś spytać ? – popatrzyła na blondynke, a ta kiwnęła niepewnie na ‘tak.’ – Co z Niallem ?
Dziewczyna nie zrozumiała pytania. Lou jak usłyszał to pytanie to wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, ale ja to zignorowałam.
- A co ma być ? – zapytała zdezorientowana.
- Przecież … mówiłaś, że to on jest ojcem.
- Spałaś z Niallem ?! – krzyknął Louieh stając na równe nogi.
- Uspokój się – mruknąłem do niego ciągnąc go za ręke, by ponownie usiadł.
- Nie ! – krzyknęła. – O czym ty mówisz, Sam ? Skąd ten pomysł ? Ja i Niall ?
- No ale … mówiłaś. Pamiętasz ? Sama się przyznałaś, rozmawiałyśmy o tym tyle razy !
- Boże – szepnęła. – Przez ten cały czas … ty myślałaś, że ja mówie o Horanie ?
- No a nie ?
- Nie ! Chodziło mi o Louisa.
- O zgrozo, żyć przez tyle miesięcy święcie przekonanym, że ty byłaś z Niallerem, a potem dowiedzieć się, że to tylko jedno wielkie nieporozumienie i cały czas chodziło o Louisa… w życiu bym nie przypuszczała, że wy…
- Tak – przerwał jej chłopak. – Zachowałem się jak dupek. Wiem o tym.
- Zachowałeś – skwitowałem. – Pomyśl co teraz czuje Eleanor.
- Ona mi tego nie wybaczy …
- Pomyśl co teraz czuje Meg – kiwnęła na blondynke moja dziewczyna, a chłopak wstał skołowany i wejrzał w jej kierunku.
- Przepraszam – szepnął i wybiegł z sali.
Dziewczyny popatrzyły na mnie niepewnym wzrokiem, a potem tak samo wejrzały na siebie nawzajem.
- Zaraz wracam – zakomunikowałem i wyszedłem z sali.
Gdy byłem już na korytarzu przyspieszyłem kroku i zacząłem biec, by czym prędzej wydostać się ze szpitala. Schodzenie ze schodów miałem opanowane, dlatego po krótkiej chwili byłem już na zewnątrz.
- Lou ! – krzyknąłem rozglądając się dookoła.
Dojrzałem oddalającą się sylwetke chłopaka, biegnącą sam nie wiem gdzie. Nie znam tej okolicy, więc pojęcia nie mam gdzie on leciał. Bez zastanowienia ruszyłem w tą samą strone. Włączyłam swój najszybszy bieg, między czasie drąc się, żeby się zatrzymał, jednak ten albo mnie nie słyszał, albo po prostu udawał. Obstawiam to drugie. Był zdenerwowany, bałem się o niego, bałem się, że coś sobie zrobi. Jest zdenerwowany i nie myśli trzeźwo. Stracił najważniejszą osobe w życiu, a na dodatek dowiedział się, że jest ojcem. To znaczy jeszcze nikogo nie stracił, ale idzie się chyba domyślić, że Eleanor nie wybaczy mu zdrady.
Byłem jakieś … 20 metrów za nim i cały czas się wydzierałem, żeby poczekał, ale jak grochem o ściane. Z każdym przebiegniętym metrem zauważałem zbliżający się koniec drogi, co oznaczać może jedynie tyle, że następna jest przepaść. Boo Bear biegł sprintem i nie miał najmniejszego zamiaru się zatrzymać, dlatego zaczęły mnie nachodzić same czarne myśli.
- Louis ! – ryknąłem po raz setny już chyba. – Zatrzymaj się do cholery ! – zdzierałem gardło jak jakiś popaprany, a ten nic.
Stanąłem w miejscu, bo wiedziałem że nie ma sensu biec dalej, nie dogonie go, nie zdąże… Opierałem się o kolana ciężko dysząc, próbując złapać troche tchu. Cały czas patrzyłem na oddalającego się chłopaka, który w pewnym momencie po prostu znikł mi z oczu.
- Lou ! – wydarłem się po raz ostatni, lecz wiedziałem że jest już za późno.
Skoczył.
__________________

w końcu wiecie kto jest ojcem , zadowoleni ? zdziwieni ?
nie wydaje mi się , domyślaliście się przecież , że to Lou , a z Niallerem chciałam was troszkie zmylić ;D

wtorek, 20 marca 2012

number forty eight

Szykowałam się właśnie do szpitala w celu odwiedzenia Megan, jednak kierowca tour bus’a zatrzymał mnie, gdy chciałam już wychodzić.
- Coś nie tak ? – spytałam zdezorientowana.
- Właśnie odjeżdżamy – oznajmił.
- Jak to odjeżdżamy ? Dokąd ?
- Do Wolverhampton.
- Teraz ? – zdziwiłam się.
- Taki rozkaz – odparł i wrócił za kierownice odpalając silnik i ruszając z miejsca.
Natychmiast ruszyłam w strone naszego pokoju. W środku zastałam Liama i Danielle oraz przyglądającego im się Harrego.
- Dlaczego właśnie teraz jedziemy do Wolverhampton ? – spytałam z wyrzutem Tatuśka.
- Bo tak było w planach – odparł.
- No tak, ale co z Megan ?
- Jest już przeniesiona do innego szpitala.
- Jak to przeniesiona ? Kiedy ?
- W nocy ją przewieźli, jak spała – odpowiedział wzruszając ramionami. – Zatrzymamy się w moim domu, to będzie wygodniejsze dla nas wszystkich, a w szczególności dla Meg i małej. W końcu dom to dom.
- A co na to twoja mama ?
- Przecież ona o wszystkim wie. A jedna osoba w tą czy w tą … w szczególności taka mała osoba. Jeszcze się ucieszy – odparł.
- No dobra – mruknęłam nieprzekonana i posłałam Harremu pytające spojrzenie. – Co robisz ?
- Pacze.
- Paczysz ? – powtórzyłam. – Okej, a nie wiecie może co z Zaynem ? – popatrzyłam na towarzystwo, a Hazza słysząc moje pytanie jakby otrzeźwiał i wyszedł z transu.
- Czemu o niego pytasz ? – zapytał poddenerwowany.
- Bo nie było go wczoraj w szpitalu i ogólnie dziwnie się zachowuje.
- To przecież Zayn. On zawsze dziwnie się zachowuje – odparł bezproblemowo.
Liam i Danielle cały czas się miziali co szczerze mówiąc troche mnie irytowało, dlatego opuściłam pomieszczenie i ruszyłam w strone pokoju wypoczynkowego.
Stanęłam na środku zakładając ręce na piersi i próbowałam sobie poukładać bałagan, jaki obecnie miałam w głowie, gdy poczułam dobrze znany mi dotyk na biodrach. Chłopak zaczął muskać moją szyje, a ja chcą czy nie chcąc, automatycznie ją odchylałam umożliwiając mu tym samym jeszcze większy popis. Odwróciłam się do niego przodem składając na jego ustach pocałunki, które bez zastanowienia odwzajemniał i pogłębiał. Wsunął swoje dłonie do moich tylnich kieszeni przeciągając mnie tym samym do siebie, tak że nie było między nami ani centymetra odstępu.
Ten sposób zawsze działał, by podróż minęła szybciej. Nim się zdążyliśmy obejrzeć – byliśmy na miejscu.
Wysiedliśmy wszyscy zadowoleni, że w końcu będziemy mieć porządne łóżka i ruszyliśmy w kierunku rodzinnego domu Liama. Chłopak nacisnął kilkakrotnie dzwonek, a już po chwili naszym oczom ukazała się sylwetka miłej z wyglądu kobiety w średnim wieku z ciepłym uśmiechem na twarzy.
- Liam ! – krzyknęła widząc swojego syna w wejściu i rzuciła się na niego z uściskami.
- Czeeeść mamo – oderwał się od niej i zaśmiał pod nosem. – Chciałbym żebyś poznała Danielle – wskazał na brunetke. – I Samanthe – dodał. – Reszte już znasz.
- Dzień dobry – powiedziałyśmy chórem, a kobieta posłała nam szczery uśmiech.
- To właśnie dziewczyna Louisa, a ta … Harrego – wyszczerzył się, a my oblałyśmy się rumieńcami.
- Wejdźcie do środka – rzekła i zrobiła nam przejście. – Przygotowałam wam miejsca do spania, niestety w jednym pokoju się nie pomieścicie, dlatego macie do dyspozycji 2, w każdym są po 2 łóżka. Dacie rade ?
- Bez problemu – odparliśmy i ruszyliśmy na góre.
No niestety był mały problem… Megan nie będzie miała miejsca, ale tym się na razie nie przejmowaliśmy, bo w końcu nie wiadomo kiedy ją wypiszą ze szpitala.
W jednym pokoju byłam ja z Harrym, Eleanor i Lou, a w drugim reszta towarzystwa. Wiadomo przecież, że Larry musi być razem czy nam się to podoba czy nie.
- Jedźmy do Megan – jęknęłam ciągnąc Harolda w kierunku wyjścia. – Daleko stąd do szpitala ?
- 5 minut drogi metodą pięta, palce – odparł Liam wchodząc do naszego nowego pokoju.
- Świetnie, więc idziemy ? – zapytałam zacieszając.
- Ja może lepiej zostane z mamą, dawno się nie widzieliśmy. Dan też.
- Jasne, nie ma problemu. To kto idzie ?
- Ja na pewno – wyrwał się Lou.
- Więc idziemy w czwórke – stwierdziłam zadowolona zerkając na Eleanor i Harrego, którzy nie mieli nic do gadania.
Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w strone szpitala, który naprawdę był niedaleko. Po kilku minutach byliśmy już przy łóżku przyjaciółki.
- Jak się czujesz ? – spytałam.
- Dobrze – odparła z uśmiechem, trzymając na rękach swoją nową córeczke. – Chce ktoś potrzymać ?
- Ja chce ! – wydarł się lokers.
- Ciszej, bo ją obudzisz – szturchnęłam go, a ten przejął dziecko zachowując przy tym wyjątkową ostrożność.
Usiadł na łóżku obok i wpatrywał się w śpiące maleństwo. Siedziałam obok niego i uśmiech sam wpraszał mi się na twarz, patrząc na taki widok.
- Pasuje wam – stwierdziła Eleanor.
- Jest śliczna – zerknęłam na małą.
- Nasza też taka będzie – odpowiedział Harry zerkając na mnie. – Nazwiemy ją …
- Darcy – weszłam mu w zdanie, a ten tylko się zaśmiał.
- Jak ty mnie znasz …
- Ale nie spieszcie się co ? – wtrącił się Lou. – Nie jestem gotów na to, żeby zostać wujkiem po raz drugi, to za szybko.
- Spokojnie – uspokoiłam go wstając z miejsca.
Styles oddał Emme w ręce matki i gdy tak siedzieliśmy jeszcze chwile, nagle mała zaczęła się budzić. Obudziła się w sposób naturalny dla dzieci, czyli po prostu zaczęła płakać. Meg próbowała ją uspokoić jednak po 10 minutach bezskutecznych prób zaczęliśmy się niepokoić.
- Co się dzieje ? – spytała spanikowana Eleanor.
- Leć po lekarza – zarządziłam patrząc na wystraszonego Louisa i zaczęłam wraz z resztą towarzystwa pocieszać roztrzęsioną Megan, która nie miała bladego pojęcia co się dzieje. Po chwili do sali przyszedł lekarz odbierający poród blondynki i wziął dziecko na ręce.
- Co z nią ? – zapytała.
Lekarz jednak bez odpowiedzi wybiegł z dzieckiem z pomieszczenia zanosząc go gdzieś indziej, pojęcia nie mam gdzie.
- Co się stało ? Gdzie moje dziecko ? – zaczęła krzyczeć zalana łzami Meg.
- Uspokój się, wszystko będzie dobrze – powtarzaliśmy jej wszyscy.
- Boże, dlaczego wszystko co złe musi się przytrafiać akurat mnie ?
- Megan nic się nie dzieje, nie panikuj.
Ta jednak nie słuchała. Wstała z łóżka i z trudem wyleciała na korytarz w poszukiwaniu za jej córeczką.
- Panie doktorze – zatrzymała mężczyzne, który wchodził do jakiejś sali. – Proszę mi powiedzieć co się dzieje.
- To tylko gorączka, proszę wracać do łóżka – odparł i ruszył do swojego gabinetu.
Był zdenerwowany.
- Gorączki u niemowlaków są przecież niebezpieczne – powiedziała zdruzgotana i usiadła na krześle zawijając nogi pod samą brode. – Co jeśli …
- Wszystko będzie dobrze, słyszysz ? Nawet nie waż się myśleć, że będzie inaczej – mówił stanowczym tonem Lou siadając obok niej.
- Lou, ty chyba sam w to nie wierzysz … - popatrzyła na niego szklanymi oczami, a ten się nie odezwał ani słowem, tylko po prostu ją do siebie przytulił, a ta rozpłakała się jak mała dziewczynka wtulając się w jego tors.

_______________________________

ej nie podoba mi się o,O

poniedziałek, 19 marca 2012

number forty seven

Louis, Liam, Zayn, Niall, Eleanor, Danielle i Megan … wszyscy wydurniali się na placu przed tour bus’em grając w piłke, goniąc się, skacząc na tych takich piłkach etc, z tego względu gdyż iż ponieważ chcieli wykorzystać w miare ładną pogode, dlatego właśnie nie mieli zamiaru siedzieć w autobusie tak jak ja i Harry i marnować danego im na zabawe czasu. Ja natomiast leżałam na kolanach mojego chłopaka i wysłuchiwałam jego komplementów, które prawił mi od kilku godzin. W tym momencie czułam się naprawdę szczęśliwa. I pomyśleć że mogłam się tak czuć dawno temu … no cóż. Lepiej późno niż wcale.
- Saaaaaaarry ! – usłyszeliśmy ryk Horana, który wleciał do naszego pokoju.
- Sarry ? – powtórzyłam zdziwiona.
- Podoba mi się – mruknął zadowolony Hazza, muskając moje usta.
- Nie czas na czułości, Megan przecieka ! – krzyknął spanikowany.
- To wezwijcie hydraulika – odparł bezproblemowo Styles.
- O cholera, wody jej odeszły – natychmiast zerwałam się z miejsca i wybiegłam na zewnątrz.
Widok jaki zastałam wcale mnie nie zdziwił. Meg leżąca na ziemi, Lou który ją podtrzymywał i reszta chołoty która latała w kółko i panikowała. Nikt natomiast nie wpadł na to, żeby ją zawieźć do szpitala, albo coś podobnego.
- Pakujcie ją do taxówki – zarządziłam i zatrzymałam właśnie mijającego nas kierowce, który stanął nieopodal nas.
Do środka wsiadłam ja, Megan, Louis i Eleanor. Reszta miała dojechać za chwile, bo przecież wszyscy byśmy się nie zmieścili.
- Do najbliższego szpitala, szybko – zakomunikowała brunetka, a kierowca dał gaz do dechy i ruszył we wcześniej podanym kierunku.
- Przyj Megan, przyj – mówił Lou trzymając ją za ręke.
- Co ? Jakie przyj ? – oburzyła się blondynka. – Nie mam zamiaru urodzić w taxówce ! – krzyknęła.
- Spokojnie, za chwile dojedziemy do szpitala, oddychaj – uspakajał ją chłopak, robiąc głębokie wdechy i wydechy.
Zachowywał się zupełnie tak, jakby to on miał za chwilę urodzić. Cały Boo Bear. Zawsze się wczuwa.
Po najdłuższych 5 minutach w naszym życiu w końcu byliśmy na miejscu. Louieh szedł z ciężarną, a ja z Eleanor wyprzedziliśmy ich lecąc po jakiegoś lekarza, albo kogoś kto pomógłby dziewczynie dojść do sali porodowej. Na korytarzu wręcz zaciągnęłyśmy pierwszą lepszą pielęgniarke za fartuch w kierunku wyjścia, nie mogąc wytłumaczyć jej o co dokładnie nam chodzi, powtarzałyśmy tylko w kółko ‘szybko, szybko’ … Kobieta nas zrozumiała dopiero w momencie, gdy zauważyła spoconą Meg i zestresowanego Tomlinsona.
- Spokojnie – uśmiechnęła się do nich i podała wózek, na którym zaraz po tym usiadł zdenerwowany Louis.
Posłaliśmy mu wszyscy tępe spojrzenia, nawet Megan, która na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie jakby w ogóle nie wiedziała co się dzieje wokół niej.
- Jestem taki wstrząśnięty, to mój pierwszy poród – powiedział łapiąc się za czoło.
Boże, jaki ten chłopak jest … nie mam określenia.
- Złaź stąd – zwaliłyśmy go z Eleanor z wózka w wyniku czego zaliczył przezajebistą glebe i podsunęłyśmy go Meg pod tyłek.
Pielęgniarka popchnęła wózek i wjechała do windy kierując się zapewne na sale porodową.
- 4 piętro – oznajmiła gdy drzwi od windy się zamknęły.
Natychmiast ruszyliśmy w strone schodów i lecieliśmy na góre omijając co 3 stopnie. Gdy byliśmy już na miejscu spytaliśmy jakiegoś kolesia w białym fartuchu gdzie jest dziewczyna z brzuchem; ten nam odpowiedział że poród właśnie się zaczął i nikt nie może się teraz z nią zobaczyć. Dziwne, przecież są przypadki kiedy ojciec albo ktoś bliski pomaga rodzącej w tych trudnych chwilach… widocznie trafił się jakiś zrzędliwy lekarz, który nie pozwala na żadne towarzystwo.
Siedzieliśmy zdenerwowani w poczekalni, gdy po 10 minutach dotarła zmachana reszta oszołomów.
- Co tak długo ? – spytałam widząc biegnących Nialla, Liama, Harrego i Danielle.
- Korki – odparli chórem.
- Co z nią ? – zapytał przejęty Horan.
- Ciąża to nie choroba – wywróciła oczami Eleanor. – Od kilkunastu minut rodzi, niedługo powinno się skończyć – dodała.
Wszyscy zajęli miejsca i z niecierpliwością czekaliśmy aż ktoś wyjdzie z sali.
- Niedługo powinno się skończyć – zacytował farbowany brunetke po godzinie spędzonej w poczekalni, na co ta pchnęła go w ramie.
Po kilku chwilach z sali wyszedł mężczyzna w białym fartuchu. Z pewnością lekarz.
Wszyscy zerwaliśmy się z miejsc, jednak to Louis był jako pierwszy przy doktorku. Czemu mnie to nie dziwi ?
- Gratuluje – uśmiechnął się koleś. – Został pan ojcem – poklepał go po ramieniu i udał się w kierunku swojego gabinetu.
Niezręczna cisza, którą przerwał Nialler wybuchając głośnym śmiechem.
- To nie było zabawne – burknęła Eleanor patrząc w strone Lou, który tylko niewinnie się uśmiechał.
- Kto wchodzi pierwszy ? – spytałam.
- JA ! – ryknęli wszyscy na raz.
- Okej – odparłam wzruszając ramionami i wszyscy wgramoliliśmy się do sali.
Stanęliśmy w wejściu i popatrzyliśmy z bananami na Megan, która w rękach trzymała malutką istotkę, którą nosiła w sobie przez te 7 miesięcy.
Podeszliśmy wszyscy do łóżka i wpatrywaliśmy się w ich jak w obrazek.
- A więc to tobie się tak spieszyło na świat ? – popatrzył na niemowlaka Lou. – Tu wcale nie jest tak fajnie jak ci się wydaje, mógłbyś się wstrzymać, w końcu to tylko 2 miesiące – dodał.
- Ochrzanisz go za to jak będzie starszy – zaśmiała się Danielle.
- Starsza – poprawiła ją Meg. – To dziewczynka.
- Nieeee – jęknął zawiedziony Hazza.
- To nie żaden problem – poklepałam go po ramieniu. – Nadal może mieć na imie Harry – dodałam, na co lokaty posłał mi mordercze spojrzenie.
- Szczerze nie myślałam jeszcze nad imieniem – odezwała się blondynka.
- No to najwyższy czas – zaśmiał się Liam.
- Nie mam pomysłów. Jakieś propozycje ? – popatrzyła na każdego z nas po kolei.
- Może Emma ? - spytał Lou, na co w odpowiedzi Meg uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
- Ślicznie.
- No to Emma … witaj na świecie.

__________________

PROSZĘ WAS TERAZ ŻEBYŚCIE ODPOWIEDZIELI NA PYTANIE W ANKIECIE PONIŻEJ, KAŻDY Z WAS MA INNE ZDANIE CO DO CHŁOPAKA SAM , DLATEGO ŻEBY BYŁO SPRAWIEDLIWIE NIECH KAŻDY ODPOWIE I ZOBACZYMY KTO WYGRA I CO BĘDZIE DALEJ