piątek, 24 stycznia 2014

number sixty nine



Szliśmy powolnym krokiem w strone drzwi wejściowych do domu Horana, a ja nie miałam najmniejszej ochoty, żeby tam wchodzić i jeść te głupią kolacje. Serio, po co to komu? Nie możemy zjeść oddzielnie? Po prostu? Każdy wtedy kiedy chce i gdzie chce, to by było o wiele łatwiejsze.
- Więc… - zaczął Ethan, stając w miejscu.
- Może wejdziesz? – wypaliłam, nie myśląc wcześniej nad tym. Głupi pomysł, ale naprawdę nie chciałam się z nim rozstawać.
- Uhm, nie jestem pewien – odparł z wahaniem.
- Ta, ja też nie – mruknęłam. – Gdybyśmy byli teraz u mnie przed domem uwierz, że bez namysłu zaprosiłabym cię do domu. Nawet bym cię tam wciągnęła siłą, jakbyś się opierał!
Chłopak się zaśmiał, kręcąc głową.
- Chciałbym być kiedyś wciągnięty przez ciebie do domu – odparł z uznaniem.
- To byłby czad.
- Rodem z filmu wzięte.
- To samo pomyślałam! – machnęłam rękoma w powietrzu, śmiejąc się.
Chłopak zareagował podobnie, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na minutę.
- Widzimy się jutro? – zapytał po chwili.
- Jasne – odpowiedziałam bez myślenia. – Masz jakieś kolejne zaskakujące plany na spędzenie dnia? – podniosłam pytająco brew do góry.
- Całe mnóstwo – mruknął tajemniczo, łapiąc mnie za rękę i w ten sam sposób, co w samochodzie zaczął się do mnie stopniowo przybliżać.
- Sam? – usłyszałam damski głos z wejścia. Szybko odskoczyłam od chłopaka i wejrzałam na mamę Nialla, stojącą w progu ze srogą miną.
- Uhm, cześć – uśmiechnęłam się głupio, machając ręką. – Znaczy, dobry wieczór.
- Dobra, to ja już pójdę – odezwał się Ethan. – Dobranoc – mruknął do Maury i się ulotnił. Pewnie, najlepiej. Poszedł sobie i wyjebane, a ja będę musiała przyjąć na klate to, co mnie za chwile czeka.
- Spóźniłam się? – weszłam ostrożnie do środka, udając się powoli w kierunku pokoju, w którym siedzieli wszyscy i pałaszowali kolacje. – Sory, byłam pewna, że zdążę – szepnęłam siadając obok Nialla, jednak ten mnie zignorował. – Spotkałam Harrego, to wszystko przez niego. Wiedziałeś w ogóle, że jest w Irlandii? Co on tu do cholery robi? – wydawało się, jakbym gadałam sama do siebie, bo blondyn nie odzywał się do mnie ani słowem.
Olałam to i zaczęłam jeść dany mi posiłek. Nieważne, nie chce gadać to nie. Pewnie wyjedli mu wszystkie cukierki i teraz ma zły humor i jest obrażony na cały świat. Jak zwykle z resztą.
- Więc… Sam? – niezręczną ciszę przerwał pan Horan we własnej osobie. – Gdzie byłaś jak cię nie było? – uśmiechnął się podejrzliwie, na co ja wejrzałam na Nialla, który miał wzrok wbity w talerz.
- Uhmm, na zakupach – mruknęłam bez przekonania.
- Z kim? – wyrwała się jego żonka.
Już miałam wymyślić jakąś wymówke, gdy poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam dyskretnie telefon, dostrzegając wiadomość od Ethana. Skąd ja mam jego numer? I skąd on ma mój?
- Przepraszam na chwile, musze do łazienki – powiedziałam szybko i odchodząc od stołu, potatajałam pospiesznie na góre.
Zamknęłam drzwi na klucz i siadając na klopie, z opuszczoną deską oczywiście, odczytałam wiadomość od chłopaka. Dopiero teraz mnie olśniło, że przecież znalazł mój telefon, więc pewnie sam go wpisał. Cwaniak.
Eeej, stęskniłem się z deka… Zaśmiałam się do ekranu, kręcąc z niedowierzeniem głową i bez zastanowienia wybrałam do niego numer. Prawie natychmiast odebrał.
- Co mam zrobić z tą informacją? – rzuciłam rozbawiona na przywitanie.
- Coś powinnaś – odparł podobnym tonem.
- Przed chwilą odszedłeś, zdążyłeś chociaż dojechać do domu? – zaśmiałam się.
- Nie do końca – mruknął. – Urwiesz się z tej kolacji?
- Czemu?
- Żebyśmy się gdzieś przeszli? Gdzieś, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał?
Gdzieś, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał? Nawiązuje do Harrego i mamy Nialla, czy co? O cholera, jest napalony. Niedobrze.
- Spróbuje – odparłam, uśmiechając się sama do siebie. Boże, co ja wyprawiam.
- Będę na ciebie czekał za 5 minut – rzucił i się rozłączył.
Hej, to ja zadzwoniłam i to ja powinnam się rozłączyć, co to ma być? Niemniej jednak byłam zadowolona z przebiegu tej rozmowy i w genialnym humorze wróciłam na dół, gdzie rodzinka Horanów wciąż siedziała.
- A tobie co tak wesoło? – zapytał Greg.
- A tobie co tak niewesoło? – wejrzałam na niego, robiąc dziwną minę gdy dotarło do mnie, co właśnie powiedziałam.
- Może ja sprzątnę – odezwał się Nialler, zbierając talerze ze stołu, na co jego mama odpowiedziała mu uśmiechem. Wtf, Niall sprząta? Ta rodzina ma na niego taki wpływ, czy on jest taki zawsze tylko po prostu zepsuł się przy chłopcach z 1D? Rozkmina życia. – Pomożesz? – zwrócił się do mnie, na co ja dopiero po chwili zareagowałam. Tak, znów odpłynęłam.
- Tak, pewnie – odpowiedziałam szybko wracając na ziemie i wyszłam tuż za nim do kuchni, zabierając po drodze talerze.
Odłożyłam je do zlewu i już miałam wrócić po kolejny zestaw naczyń, gdy Nialler łapiąc mnie za rękę, przyciągnął w swoim kierunku.
- Co ty wyprawiasz? – syknął.
- O co ci chodzi? – popatrzyłam na niego dziwnie, odsuwając się na bezpieczną odległość.
- Nie możesz się nawet na chwile uspokoić? Cały czas muszą się wokół ciebie kręcić jakieś typki?
- W czym ty masz problem? – zdziwiłam się.
- Moja matka zaczyna podejrzewać, że ten nasz związek to ściema. Widziała cię przed domem z jakimś kolesiem i na mnie naskoczyła, że spotykam się z… - chyba w odpowiednim momencie ugryzł się w język.
- No z kim? – wejrzałam na niego, zakładając ręce na biodra.
- Uratowałem cię od tej durnej szkoły – zmienił temat, ponownie na mnie naskakując. A ty nawet nie potrafisz wytrzymać kilku dni, żeby…
- Dobra – przerwałam mu gestem ręki. Nie chciałam tego słuchać, wiem że nawaliłam, obiecałam mu, a teraz wywijam takie numery, tak jestem zła. – Chodź, wracajmy – powiedziałam, biorąc go za rękę i pociągnęłam w kierunku salonu.
Usiedliśmy z powrotem na swoich miejscach i popatrzyłam na rodziców Horana.
Boże, za co?
- Chciałam coś wyjaśnić – odezwałam się spoglądając na Maure. – Chłopak, z którym mnie pani widziała to… naprawdę nikt – oświadczyłam, wypuszczając powietrze. – Jestem z państwa synem od… - cholera, mówił mi w dzień przyjazdu jak długo jesteśmy razem, ale serio, kto normalny słucha paplaniny Horana? - …od kilku miesięcy – dodałam z nieprzekonaniem. Słabo mi idzie. To nie tak miało wyglądać. – I… - wejrzałam na Nialla, który miał minę, jakby bał się każdego kolejnego słowa, które wypowiem. – Kocham go – dodałam patrząc, jak temu rozszerzają się oczy ze zdziwienia. Chyba powstrzymał się od tego, żeby zrobić rybkę na wieść o tym, co właśnie mówie, brawo Niall! – I zależy mi na tym, żeby państwo zaakceptowali mnie i nasz związek – dodałam, spoglądając ponownie na nich.
Dobra, to ich chyba zaskoczyło. Miny mieli takie, jakby spodziewali się wszystkiego, ale nie takiego wyzwania. Podobnie jak ich syn z resztą.
- Domyślam się, że nie przypadłam państwu do gustu – kontynuowałam swój monolog, patrząc pod nogi. – I, że mnie nie lubicie… - dodałam zerkając niepewnie na nich. Tak, teraz powinien być ten moment, kiedy oni mi przerywają i mówią coś w stylu ‘ależ skąd, jesteś wspaniałą  dziewczyną, uwielbiamy cię!’ jednak tak się nie stało. Wredne szuje. Widać, że ród Horanów, wszyscy tacy sami. – Niemniej jednak chciałabym was prosić o szanse dla mnie. Dla nas.
Dobra, na tym koniec, nic więcej nie mówie, chyba wystarczająco się otworzyłam?
Patrzyłam wyczekująco na rodziców Niallera, jednak ci nie wyglądali jakby mieli jakkolwiek odpowiedzieć, na to co właśnie wygłosiłam. Aha.
- Mamo… - tym razem Niall przemówił. O dzięki za pomoc. – Tato? – popatrzył na nich tymi swoimi niebieskimi oczami, które na wszystkich działają, a ci tylko wejrzeli się na siebie nawzajem i głośno wypuścili powietrze z ust. To było ustalone? Zrobili to równiusieńko.
Bobby pokiwał z uśmiechem głową, a ja poczułam jak kamień spada mi z serca. Dzięki Bogu, kupili to.
- Damy ci szanse – Maura zwróciła się do mnie z poważną miną, na co ja się tylko głupio uśmiechnęłam i klasnęłam w ręce jak mała dziewczynka.
- Yay – mruknęłam, spoglądając na Niallera, który widać też poczuł ulgę. W końcu ostatniego czego chciał to zawieźć rodziców.
Przybliżyłam się do Blondynka i pocałowałam go szybko w usta, czując zaskoczenie z jego strony. Jak udawać to porządnie, tak?
Uśmiechnęłam się do niego, a ten dopiero po czasie odwzajemnił gest. Widać tego się nie spodziewał. Dobra, nieważne, przynajmniej teraz jestem bezpieczna. Mam tylko nadzieje, że ten cyrk jak najszybciej się skończy.
- Ciesze się, że jesteś szczęśliwy – odezwała się Maura do swojego pupilka, przyszczypując mu policzki, jak dziecku. O Boże.
Wejrzałam na zegarek wiszący na ścienie i od razu się poderwałam z miejsca, co nie uszło uwadze Horanom.
- Coś się stało? – spytał zaniepokojony Bobby.
- Uhmmm, chyba coś zostawiłam na tarasie – odpowiedziałam szybko i w ekspresowym tempie odeszłam od stołu, wychodząc na dwór.
Kompletnie zapomniałam, że Ethan miał przyjechać. 5 minut już minęło? Czy może nawet 10? Rozejrzałam się dookoła, jednak nie dostrzegłam nikogo o podobnej sylwetce. Wyszłam przed bramę i zobaczyłam chłopaka, idącego w przeciwnym kierunku.
- Hej! – krzyknęłam. Odwrócił się, stając w miejscu. Ruszyłam w tamtą strone i już po paru sekundach stałam na wprost niego. - Miałeś poczekać – zmarszczyłam brwi.
- Czekałem – odparł sucho.
- Nie mogłam wyjść wcześniej.
- Tak, wiem – powiedział szybko. – Byłaś zajęta.
- No, trochę… nie znasz rodziców Nialla, są tacy…
- Daruj sobie – przerwał mi z jadem w głosie.
Popatrzyłam na niego zdziwiona i ostrożnie odwróciłam się za siebie, chcąc zobaczyć czy nikt za mną nie stoi. Pusto. Czyli, że co, to było do mnie?
- O co ci chodzi?
- Spotykałem się już kiedyś z laską, która grała nie fair i wybacz, ale nie mam najmniejszej ochoty tego powtarzać – powiedział ostro, odwracając się na pięcie i ruszył z powrotem w kierunku samochodu.
- Co? – mruknęłam do siebie. – Czekaj, co? – tym razem odezwałam się głośniej i ruszyłam tuż za nim. – O czym ty mówisz? – złapałam go za ramię, odwracając ponownie w swoim kierunku.
- Jesteś z nim, tak?
- Z kim? – zaśmiałam się bez humoru.
- No z Niallem? – odpowiedział, jakby to było takie oczywiste.
W odpowiedzi zaczęłam się śmiać. Bardzo. Cholera, dostałam jakiegoś napadu śmiechu. O czym on do mnie rozmawia?
- Ty na poważnie? – popatrzyłam na niego i jego wyraz twarzy, który od dłuższego czasu się nie zmienił. Momentalnie spoważniałam. – Nie żartujesz? – zdziwiłam się.
- Widziałem was.
- Kiedy? Co widziałeś?
- Przed chwilą. Z drogi widać pokój, w którym siedzieliście.
Serio. Dlaczego nikt do diabła nie zasłonił rolet?
- Widziałeś to niewinne buzi? – zaśmiałam się. – Dobra, zaraz ci wszystko wyjaśnie. Swoją drogą to całkiem zabawna historia.
- Możliwe – odparł. – Ale nie chce jej słuchać.
- Co? – zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego. – Ale przecież to nic nie znaczyło, daj mi wyjaśnić.
- Nie obchodzi mnie to, nie mam ochoty ani czasu na takie gry, sory – odpowiedział i ponownie się ode mnie odwrócił, wsiadając do samochodu. Zaraz po tym odjechał z piskiem opon, zostawiając mnie oniemiałą na środku drogi. Jeszcze śnieg zaczął padać, genialnie. Już śnieg? Co? Przecież jeszcze zimy nie ma, co się dzieje?
Dobra, to są chyba jakieś jaja. Stałam tak i zaczęłam się śmiać. Po prostu. To było takie głupie, że aż śmieszne, nie potrafie tego inaczej wyjaśnić.
Wszyscy są tacy sami. Wszyscy. Bez wyjątku.

______________

baaaardzo wszystkich proszę o zaznaczenie odpowiedzi w poniższej ankiecie (literówka z Lou, ale już nie poprawie :c)
rozdziały piszę na bieżąco, więc dostosuje się do waszych sugestii/uwag na temat relacji bohaterów, jak jakieś macie to piszcie

sobota, 18 stycznia 2014

number sixty eight



Następnego dnia z samego rana obudziły mnie jęki Horana. Otworzyłam leniwie jedno oko i zaraz po tym pożałowałam, że to zrobiłam. Blondyn wił się po podłodze, jak jakiś nienormalny, wydając przy tym nieokiełznane dźwięki, a ja się zaczęłam zastanawiać za jakie grzechy?
- Dobrze się czujesz? – popatrzyłam na niego, jak ten podnosi głowe w moim kierunku.
- A wyglądam jakbym dobrze się czuł?
- Co ci jest?
- Chyba za dużo wypiłem – zrobił grymas.
- Oj kac? – zaśmiałam się. Ja jakoś nie miałam tego problemu, może lekko mnie suszyło, ale nic poza tym. – Ide po coś do picia, chcesz coś?
- Aspiryneeee – zawył, na co ja ponownie się zaśmiałam.
Poczłapałam do kuchni, gdzie siedzieli rodzice Niallera.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się do nich.
- Witamy naszą piękną synową – wyszczerzył się tatusiek, na co ja o mało co nie zakrztusiłam się własną śliną.
- Jak było na wczorajszej zbiórce pieniędzy? – zapytała mamuśka, na co ja prychnęłam głośnym śmiechem, nie zdając sobie chyba z tego sprawy.
- Zbiórce pieniędzy? – powtórzyłam.
- Tak, Niall mówił, że jesteście wolontariuszami – wyjaśniła, na co ja ledwo co powstrzymałam się od wybuchu śmiechu.
- Uhmm, tak… było nieźle – odparłam, nalewając sobie w szklankę pepsi. Wzięłam też drugą, do której nalałam wodę i tak, by rodzice Horana nie widzieli, rozpuściłam w niej tabletkę. – Państwo wybaczą, muszę wracać – uśmiechnęłam się i czym prędzej wyszłam z kuchni, wracając na góre.
Podałam blondaskowi jego leczniczy napój, a ten od razu się na niego rzucił pochłaniając większość. Po chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, jednak nie jesteśmy nauczeni otwieraniem, więc po prostu go zignorowaliśmy. Nasi ludzie się tym zajmą.
- Sam! – usłyszałam wołanie z dołu. – To do ciebie!
WTF? Do mnie? Przecież ja tutaj nikogo nie znam. Zeszłam jednak z powrotem na dół, a w drzwiach zastałam znajomego bruneta, którego imienia za cholere nie mogłam sobie przypomnieć.
- Hej – wyszczerzył się na mój widok. – Niezłe wdzianko – skomentował moją różową piżamke, na co ja z zażenowaniem wejrzałam na swój strój i poczułam, jak czerwienie się ze wstydu.
- Eee – zacięłam się. – Cześć – dodałam z nieprzekonaniem. - Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? – zapytałam chłopaka.
- Mam swoje źródła – uśmiechnął się tajemniczo. – Słuchaj, wczoraj tak nagle zniknęłaś, nie zdążyłem cię zapytać, czy może chciałabyś gdzieś dziś ze mną wyskoczyć?
- Wyskoczyć? – powtórzyłam. – Z tobą?
- Znasz okolice?
- Jestem tu pierwszy raz.
- To tym bardziej – po raz kolejny się uśmiechnął. – To jak?
W sumie… co mi szkodzi? Nie będę tu siedziała i wysłuchiwała jęków Horana, a przynajmniej zwiedzę Irlandie, co mi tam.
- Czemu nie – wzruszyłam ramionami. – Dasz mi sekunde? – zapytałam, na co ten kiwnął twierdząco głową.
Ruszyłam z powrotem na góre, jednak po drodze zatrzymała mnie mama Nialla.
- Co to za młodzieniec? – zapytała groźnie.
- Uhmm, znajomy? – odparłam niepewnie.
- Niall wie?
- O czym? – zapytałam zdziwiona.
- Że spotykasz się z innymi chłopcami.
- Ale… - serio, nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. – Tak naprawdę to to mój kuzyn – powiedziałam. – Traktuje go jak kolegę, bo mamy dobry kontakt, ale jesteśmy spokrewnieni – wymyśliłam to, by jak najszybciej skończyć to przesłuchanie.
- Aha no chyba, że tak – uśmiechnęła się. – W takim razie baw się dobrze – dodała i odeszła.
Baw się dobrze? Co? Podsłuchiwała, franca.
Poleciałam pospiesznie na góre i biorąc pierwsze lepsze ubrania, ulotniłam się do łazienki, gdzie się przebrałam, umyłam, uczesałam, umalowałam i takie tam.
- Idziesz gdzieś? – usłyszałam Niallera z pokoju.
- Mhm, jak chcesz to możesz przenieść się na łóżko – zaśmiałam się, widząc jak wciąż wije się po podłodze.
- O dzięki ty – odparł ironicznie, co zignorowałam i wróciłam do… tego no, jak mu tam? Ethan! O właśnie.
- Możemy iść – wyszczerzyłam się, wychodząc z domu.
- Więc… na ile zostajesz? – zapytał, zerkając na mnie.
- Niedługo – odparła, wzruszając ramionami. – Kilka dni.
- Szkoda.
- Ale wiesz, zawsze możesz przylecieć do UK – uśmiechnęłam się do niego.
- Zapraszasz?
- Niech będzie – zaśmiałam się. – Gdzie idziemy?
- Jedziemy – poprawił mnie. – Zaparkowałem niedaleko, co powiesz na wycieczkę do stolicy?
- Żartujesz? – popatrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Jak możesz być w Irlandii i nie odwiedzić Dublinu? – zaśmiał się. – Z moją prędkością to 1,5 godziny drogi stąd.
- Z moją dojechalibyśmy tam w godzine – zaśmiałam się z wyższością.
- Jasne – prychnął, otwierając samochód.
Pierwsze, co zrobiłam to włączyłam radio na fulla.
- O mój Bożeee, uwielbiam te piosenke – zawyłam i zaczęłam się do niej drzeć, jak jakaś nienormalna. Po chwili dołączył do mnie też Ethan i w ten oto sposób zrobiliśmy sobie samochodowy koncert. Przez całą drogę się wydurnialiśmy, rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, lepiej się poznaliśmy i nim się obejrzeliśmy, byliśmy na miejscu.
- Jesteś głodna? – zapytał, gdy wysiadaliśmy z samochodu.
- Niezbyt – odparłam, rozglądając się dookoła.
- Niedaleko jest fajna knajpka – odparł, ruszając w tamtym kierunku. – Chodź – dodał, po czym poczłapałam tuż za nim. Po paru minutach, gdy byliśmy już na miejscu zajęłam miejsce, a Ethan poszedł do baru zamówić żarełko. Rozejrzałam się po pomieszczeniu przyglądając się irlandzkim twarzom, zatrzymując wzrok na chłopaku, siedzącym w rogu.
- No nie – mruknęłam sama do siebie.
- Co jest? – spytał Ethan siadając na wprost mnie.
- Nic – wymamrotałam, odwracając szybko wzrok, jednak zbyt późno. Siedząca w rogu niemota zdołała mnie zauważyć. Schowałam twarz w dłonie, chcąc się stać niewidzialna, czy coś jednak chyba to nie zadziałało.
- Cześć Sam – usłyszałam udawane zdziwienie ze strony chłopaka, stojącego tuż nade mną. – Co za niespodzianka! Co ty tu robisz?
- Co ja tu robię? – popatrzyłam na niego dziwnie. – Wiedziałeś, że przyjeżdżam tu z Niallem.
- Do Mullingar to raz i dwa… nie widzę tu nigdzie Nialla – odparł udając zastanowienie i zaczął się sztucznie rozglądać po barze.
- Daruj sobie – wywróciłam oczami.
- A ty jesteś?... – popatrzył na zdezorientowanego Ethana.
- Ethan – odparł podając mu rękę.
- Jesteś kuzynem Nialla?
- Nie.
- Znajomym?
- Nie.
- Przewodnikiem Sam?
- Harry – skarciłam go wzrokiem. – Może starczy tego przesłuchania? Co ty tutaj w ogóle robisz?
- Mały trip z Caroline – uśmiechnął się sztucznie.
- No to może do niej pójdziesz? – uśmiechnęłam się w podobny sposób.
- Jasne, do zobaczenia potem – rzucił na odchodne i wrócił na swoje miejsce.
Do zobaczenia? Potem? Jakie do zobaczenia? Jakie potem? On chyba nie zamierza zostać w Irlandii na dłużej? Zabijcie mnie.
- Kto to był? – zapytał Ethan.
- Nikt ważny – mruknęłam.
- Wydawał się być… umm, no wiesz. Zazdrosny?
- Zazdrosny? – powtórzyłam ze śmiechem. – Żartujesz sobie?
- To twój były?
- Co? Nie! – zaprzeczyłam szybko. – Przyjaźnimy się, nic więcej.
- Przyjaźnicie? – popatrzył na mnie  z rozbawieniem. – Fajna przyjaźń.
- Aktualnie nie jesteśmy w zbyt dobrych relacjach, ale tak, sądzę że to wciąż przyjaźń.
- A Niall?
- Co Niall?
- Kim dla ciebie jest?
- Tym samym. Przyjaźnie się ze wszystkimi z 1D.
- Czyli nikt mi nie zagraża? – uśmiechnął się tajemniczo, podnosząc do góry jedną brew, na co mimowolnie się zaśmiałam.
- Nie ma szans – również się uśmiechnęłam, po czym zaczęłam szamać jedzenie, które od jakiegoś czasu przede mną leżało.

*

Spacerując po dublińskim parku pierwszy raz od dawna poczułam się naprawdę dobrze. Fajnie się czuje w towarzystwie Ethana i cholera, chyba go lubię. Nasz super romantyczny spacer przerwały wibracje, które poczułam w swojej kieszeni. Wyjęłam z pretensją telefon, spoglądając na wyświetlacz po czym od razu go odebrałam.
- Co tam? – spytałam na przywitanie.
- Gdzie ty jesteś?
- Uhmm… nigdzie – odparłam niepewnie. – A co? Stęskniłeś się? – zaśmiałam się dostrzegając po tym zakłopotanie na twarzy Ethana i od razu pożałowałam swoich słów.
- Wieczorem jest kolacja, na której masz być.
- Czemu?
- Bo tak, moja mama jest strasznie nakręcona, a ja obiecałem że będziemy.
- To masz problem – odparłam.
- Sam – wiem, że gdyby to było możliwe skarciłby mnie w tym momencie wzrokiem. – Obiecałaś, że poudajesz moją dziewczynę na te kilka dni, a teraz co? – zapytał z wyrzutem.
- Ehh, dobra – westchnęłam. – Postaram się nie spóźnić – wywróciłam oczami.
- Świetnie – rzucił, po czym się rozłączył.
- To był Niall – zwróciłam się do bruneta kroczącego obok. – Jego rodzina robi jakąś kolację wieczorem, na której muszę być.
- Nie musisz mi się tłumaczyć – uśmiechnął się słabo.
- Ale chcę – odparłam. – Więc… gdzie teraz idziemy? – zapytałam stając na wprost niego.
- Skoro obiecałaś Niallowi, że się nie spóźnisz to może będziemy powoli wracać? – spytał, jednak jego ton był inny, niż wcześniej.
- Wszystko w porządku? – zapytałam uważnie mu się przyglądając.
- Tak, pewnie – odparł bezproblemowo, wzruszając ramionami. – To co, wracamy?
- Nie chce wracać – powiedziałam jak jakaś naburmuszona dziewczyna, która nie dostała cukierka. Chłopak się zaśmiał.
- To co?
- Nie wiem, chodźmy gdzieś jeszcze – wzięłam go za rękę i pociągnęłam sama nie wiem gdzie. – Chodźmy na łyżwy, mam z tym fajne wspomnienia – uśmiechnęłam się na samą myśl.
- Jakie wspomnienia? – zapytał wyraźnie zaciekawiony.
W odpowiedzi zaczęłam się śmiać.
- Byłam kiedyś z chłopcami i po prostu na każdym kroku się wywalali, wpadali na innych ludzi, Louis musiał jeździć obok barierki, bo nie potrafił się nawet utrzymać i potem jak skończyliśmy do Zayna się doczepiła taka laska, którą poznał na imprezie, i za cholerę nie mógł sobie przypomnieć kim ona jest – zaśmiałam się wracając myślami do tamtego dnia. (dop.aut. rozdział 9)
- I co dalej? – zapytał, również się śmiejąc.
- No i… - zacięłam się przypominając sobie w jaki sposób go uratowałam z tej głupiej sytuacji. Stwierdziłam, że może lepiej mu tego nie mówić, w końcu dopiero co udało mi się go ‘przywrócić’ po mojej rozmowie z Horanem, co jeśli sobie pomyśli, że łączy mnie też coś z Zaynem? Jeszcze Hazza gdzieś się tu szwęda, genialnie. – W sumie to nie pamiętam  - odparłam szybko.
- Co? – zaśmiał się.
- No to było dawno, nieważne. To co, pójdziemy? – chciałam, jak najszybciej zmienić temat, żeby już do tego nie wracać.
- W sumie możemy – uśmiechnął się.
- To prowadź – machnęłam ręką i poczłapałam tuż za nim.
Jak się okazało lodowisko wcale nie było aż tak daleko. Wypożyczyliśmy łyżwy, zakładaliśmy przez dobre 10 minut, sama nie wiem czemu ale nieważne. Potem z lekkim problemem wgramoliliśmy się na lód, chyba zapomniałam jak się jeździ na łyżwach… Mam tylko nadzieję, że wciąż jeżdżę lepiej od Louisa. Chociaż w sumie tego się nie zapomina, no nie? Jak już się tego nauczysz to to umiesz do końca życia. Tak przynajmniej sobie wmawiałam.
- Jakie masz plany na ferie? – zapytał brunet, gdy nakurwiałam salta na lodzie. Żartuje, jeździłam trzymając się barierki.
- W sumie jeszcze o tym nie myślałam – odparłam. – W końcu jeszcze dużo czasu – dodałam, puszczając się ostrożnie barierki. Tak, myśle ze to dobry moment.
- Niby tak, ale to zleci – powiedział, robiąc piruet, na co ja stanęłam w miejscu patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami. - Co? – zaśmiał się, widząc moją minę.
Mam się upokarzać przed nim jeżdżąc przy barierce, podczas gdy on będzie robił coś takiego? O nie, tak nie będzie.
- Gdzie się tego nauczyłeś?
- Na lodzie.
- Co ty! – krzyknęłam z udawanym zdziwieniem.
Chłopak ponownie zrobił pare obrotów dookoła własnej osi, a ja stwierdziłam, że bardzo fajnie mi się tu stoi i serio, nie miałam najmniejszej ochoty pokazywać mu swoich umiejętności.
- Uważaj! – krzyknęłam, gdy widziałam, jak zaraz wpadnie na jakiegoś typka za nim. – Ostrzegałam – mruknęłam, podjeżdżając gdy obaj już leżeli na lodzie.
- Sory, żyjesz? – odezwał się do poturbowanego chłopaka, po czym podniósł się na nogi, otrzepując się ze śniegu.
- Taa – mruknął, wykonując podobne czynności.
Dopiero teraz wejrzał w naszym kierunku, dzięki czemu mogłam dostrzec jego twarz. Serio? To są chyba jakieś jaja.
- Żartujesz sobie, Hazza?! – ryknęłam z grubej rury.
- O co ci chodzi? – zaśmiał się z mojej reakcji.
- Co tu robisz?
- Uhm, jeżdżę?
Idiota. Nie miałam na niego siły, czemu on pojawia się zawsze tam, gdzie go nie chcą?
- Spadajmy stąd – powiedziałam pod nosem do Ethana, udając się w kierunku wyjścia.
- Dopiero, co weszliśmy! – zawołał za mną.
- Musze jechać do domu, pamiętasz? Nie mogę się spóźnić – mruknęłam, udając się do szatni.
Po paru minutach chłopak do mnie dołączył.
- Co się stało? – zapytał.
- Nic – burknęłam.
- Nie lubisz go? – kiwnął w kierunku lodowiska. – Mówiłaś, że się przyjaźnicie.
- Nie, po prostu chce być na czas w domu, tak jak obiecałam – powiedziałam, zdejmując łyżwy.
- Okej… - odparł niepewnie, robiąc to samo.
Po jakimś czasie wyszliśmy z pomieszczenia i udaliśmy się w strone parkingu, gdzie stał samochód Ethana.
- Nie jesteś zły? – zapytałam, gdy siedzieliśmy już w środku.
- Za co? – spytał, marszcząc brwi, na co ja wzruszyłam ramionami. – Spędziłem ten dzień bardzo fajnie – wyznał z uśmiechem.
- Ja też – odwzajemniłam gest. – Dzięki.
- Nie ma sprawy – odparł, przysuwając się w kierunku mojej twarzy.
O Boże, będzie chciał mnie pocałować. Pierwszy raz zrobię to z nim po trzeźwemu, dlaczego tak się stresuje? Jezu, jakie on ma usta. Utkwiłam w nich wzrok i zdaje się chłopak to zauważył, bo po chwili wygięły się one w lekkim uśmiechu.
Dzieliło nas kilka milimetrów, już prawie się połączyliśmy, gdy nagle…
- No co jest?! – ryknęłam w kierunku szyby, za którą ktoś stał i natarczywie w nią pukał. Otworzyłam ją do połowy i ujrzałam tę samą mordę, od której przed momentem uciekłam. – Żartujesz? – zaśmiałam się bez humoru.
- Zostawiłaś portfel – podał mi go przez okno.
- Dzięki, nie musiałeś – mruknęłam sarkastycznie.
- Racja, w sumie zbyt wiele tam nie masz.
- Zaglądałeś mi tam?!
- Szukałem jakiegoś dowodu czy czegoś, żeby wiedzieć czyje to jest, okej? – obronił się.
- Nie, nie okej. Mogłeś mi to oddać w domu.
- Nie, żeby coś ale to ci będzie potrzebne.
- Dobra Hazza, zamknij twarz– uciszyłam go gestem ręki.
- Możesz na chwile wysiąść?
- Nie – odparłam bez namysłu.
- Mam sprawę.
- Aaa, masz sprawę. W takim razie… nie.
- Sam – skarcił mnie wzrokiem.
Tym wzrokiem. Tym, którym mnie zawsze karci, gdy robię coś co mu się nie podoba, albo nie chce mu czegoś powiedzieć.
Wywróciłam oczami, otwierając z pretensją drzwi, uderzając go przy tym w krocze.
- Ups – uśmiechnęłam się niewinnie, patrząc jak ten wije się z bólu. – Było tak blisko nie stać – dodałam trzaskając drzwiami.
- Było otwierać mniej agresywnie. Co z tobą? – popatrzył na mnie marszcząc czoło.
- Do rzeczy, Harry – oparłam się o maskę auta, zakładając ręce na piersi.
- Skąd znasz tego typka? – kiwnął dyskretnie na samochód.
- Z imprezy.
- Kiedy się poznaliście?
- Wczoraj.
- Wczoraj? – powtórzył ze zdziwieniem. – Żartujesz sobie?
- O chuj ci chodzi – warknęłam. – To nie twoja sprawa, mogę się zadawać z kim chce, a tobie nic do tego.
- Wiesz co? Masz racje – pokiwał głową. – Tylko, żebyś potem nie przyszła z płaczem do mnie, jak ten palant cię wykorzysta – rzucił na odchodne, na co ja krzyknęłam tylko krótkie jeb się i wróciłam zdenerwowana do auta.
- Wszystko okej? – zapytał Ethan, kładąc rękę na moim kolanie.
Mój wzrok powędrował od razu w tamtą stronę, a potem wejrzałam na zaniepokojoną twarz chłopaka.
- Tak – potwierdziłam po dłuższym namyśle. – Możemy już jechać?
- Pewnie – odparł, odpalając silnik i ruszył, włączając się do ruchu.


____________________

y, nic