wtorek, 26 listopada 2013

number sixty two



- Yup, miałeś rację Liam – stwierdził Niall, grzebiąc w telefonie. – W necie piszą, że to fizycznie niemożliwe, aby podczas stosunku dwóch osób o tej samej płci doszło do zapłodnienia.
Nie wierze, że musieli to wygooglować.
- Wiedziałem, że nie można ci ufać – mruknął Louis, mrużąc groźnie oczy.
- Nie powinniście wierzyć wszystkiemu, co jest w Internecie. Większość informacji to po prostu czyste farmazony, które umieszczają takie osoby jak wy, by kolejne osoby, również takie jak wy, w to wszystko uwierzyły.
- Co – Nialler wejrzał na mnie nie rozumiejąc chyba tego, co przed chwilą powiedziałam.
- Internet. Kłamie. Nie. Ufać. Internetowi – powiedziałam powoli, by tym razem zrozumiał.
- Aaaa, czyli, że co? W końcu Harry i Lou mieli te trojaczki czy nie?
- No mówie, że tak – odparłam. – Najlepsze jest to, że nagrali swoje łóżkowe wybryki i wszystkim pokazywali jakimi to są ogierami.
- Ja byłem facetem, mam nadzieję – mruknął zażenowany Tomlinson.
- Bo? – oburzył się Lokaty.
- Bo ty masz 4 sutki i to by było na korzyść dla trojaczków, jakbyś to ty był kobietą.
- Racja – przytaknął, kiwając głową. – Ale to zapewne ja dominowałem w łóżku – dodał z dumą. – Jak zwykle z resztą.
- Pozwól, że pozostawie to bez komentarza – uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
- A jak mój naleśnikowy biznes? – wyrwał się Niall.
- Zbankrutowałeś na drugi dzień.
- Coooo – zawył zawiedziony. – Byłem pewny, że to wypali!
- Mówiłem, że to idiotyczne – odezwał się Zayn.
- Idiotyczne było to, że ogoliłeś się na zero.
- Wciąż nie wiem, jak to możliwe. Mam nadzieję, że nikt mnie nie widział w takim stanie – powiedział przerażony.
- Aaa, no i nie uwierzycie! Najlepsza część – zaczęłam pukać w niewidzialną perkusję. – Louis miał dziewczynę! – krzyknęłam, rozkładając ręce, czekając na jakąś reakcje z ich strony, jednak oni nie wybuchli żadnym śmiechem, jakiego się spodziewałam, ani niczym podobnym. – Louis miał dziewczynę! – powtórzyłam dla pewności, że na pewno usłyszeli, jednak reakcja była ta sama. – Ej no co z wami?
- Sam? – odezwał się Tommo. – Ja MAM dziewczynę.
- Co? – spojrzałam na niego zdziwiona. – W sensie, że tą samą, co tam u mnie? Eleanor?
- To się działo przed twoim wypadkiem… impreza z okazji powrotu Harrego ze szpitala, pamiętasz?
- To się działo naprawdę? To nie było tylko w mojej głowie?
- Nope – zaprzeczył Lokaty. – To, co się tam działo, było naprawdę. Wszyyyystko było prawdziwe – podkreślił posyłając mi znaczące spojrzenie, chcąc dać mi do zrozumienia naszą akcję w toalecie (dop.aut. rozdział 13).
- Sory Lou, jakoś to wciąż do mnie nie dociera.
- Czemu? – popatrzył na mnie zaciekawiony.
- Bo… no wiesz… jesteś Lou. To niewystarczający powód? – spytałam, na co w odpowiedzi dostałam strzała poduszką w łeb. – Auaa – zawyłam, oddając mu tym samym. Potem dołączyli do nas chłopcy i w ten oto sposób zaczęliśmy się okładać poduszkami, tworząc pierzynową bitwe.

*
- Odwiążcie mnieeeeeee! – wydarł się Nialler, szarpiąc się we wszystkie możliwe strony.
- Żebyś nam znowu spierdolił i robił z siebie idiote przed ludźmi? Nie, dzięki – odparł Louis, zaciągając węzeł na jego nadgarstkach.
- Jak byłem młodszy to rodzice mnie przywiązywali szalikiem do kaloryfera, żebym nie biegał po całym domu, ale wtedy miałem 3 latka, teraz mam 19, a wy stosujecie tą samą pojebaną metodę, co z wami?! – oburzył się chłopak, na co ja zaczęłam się głupio śmiać.
- Szalikiem?
- Wiesz, to były czasy kiedy jeszcze…
- Nie wynaleźli sznurków? – wtrącił się Zayn. – Żyłeś w prehistorii?
- Wtedy już były – mruknął Liam.
- Ile tak naprawdę masz lat? – zainteresował się Lou po czym zaczął go macać po twarzy. – Może on tak naprawdę nie jest człowiekiem, tylko przybrał taki wygląd, żeby móc żyć na Ziemi, a tak naprawdę jest kimś z innego wymiaru, kto nie wie, co to sznurek?
- To, by wyjaśniało dlaczego zachowuje się jak… Niall – odparłam robiąc zastanawiającą minę.
- Może to nie jest jego twarz? – Hazza zaczął go ciągnąć za policzki, na co Blondyn zaczął rozpaczliwie krzyczeć i kręcić głową, by tamten się odczepił.
- Mogli ci założyć obroże i przywiązać do smyczy, to byłoby efektowniejsze – rzuciłam. - Hej Niall, zaszczekaj, hau hau.
- Nossa nossa, ide na papierosa – zaśpiewał Malik ni z dupy i wyszedł z pokoju tanecznym krokiem, udając się na taras.
- Ej Niall – Liam wejrzał na Blondyna, jednak ten spał. Co? Kiedy? Przecież przed chwilą jeszcze się wyrywał i błagał o przywrócenie mu wolności, wtf. Głowe miał odchyloną do tyłu, a gębę otwartą, z której wydawały się ciche pochrapywania. Za dużo wina i potem się zaczyna, z resztą może to i lepiej, jednego alkoholika mniej, będzie większy spokój. – Okej… - mruknął, patrząc na niego dziwnym wzrokiem. – Ma ktoś pisaka?
- Jaaa – zawył Lou, biegnąc w kierunku biurka i zaczął mi z niego wszystko wywalać w poszukiwaniu za jakimś markerem. – Znalazłem!
- Dzięki za zrobienie syfu – mruknęłam.
- Do usług – uśmiechnął się ironicznie i podał Liamowi pisak, po czym tamten zaczął mazać nim po twarzy Horana. Narysował mu gigantycznego kutasa na nosie, a z oczu zrobił jądra, dlaczego mnie to nie dziwi?
- Perfekcyjnie opanowałeś rysowanie kutasów – pochwalił go Tommo.
- Dzięki – wyszczerzył się Payne. – Będę się już zbierać, umówiłem się na jutro z Danielle – dodał zbierając swoje klamoty z mojego pokoju. – Do juterka – i wyszedł.
- Ej Harry, masz coś do picia? – spytał Lou.
- A picie ma coś do mnie? – spojrzał na niego, wybuchając śmiechem. Dopiero teraz zauważyliśmy, że przez ten cały czas miał w spodniach schowaną butelkę wódki, CO?
- Skąd to masz?! – ryknął, rzucając się na niego i zaczęli się obaj gwałcić na podłodze. W końcu udało mu się dobrać do połówki i odkręcając pospiesznie korek, przyssał się do gwinta, pochłaniając większą połowę alkoholu. – Jakie niedobre – skwasił się.
- Nikt ci nie kazał tego pić – oburzył się Lokaty. – I teraz nie ma nic dla mnie!
- Zostawiłem ci pare łyków – zamachał pustą już butelką przed jego twarzą. Co? Jednak wypił wszystko? – Ups – zaczął się głupio śmiać. – Ej gdzie jest Zayn? – zaczął się rozglądać po pokoju. - Zayn! – wydarł się na cały głos, udając się w kierunku tarasu po czym zniknął nam z pola widzenia.
- A co ty Sam tak słabo masz dzisiaj? – zapytał Lokaty, który już miał fajnie.
- Mam najsilniejszą głowę z was wszystkich, nie jesteście wystarczająco dobrzy dla mnie.
- Jasne – prychnął. – Wypiłaś pare łyków i myślisz, że jesteś fajna. Nie, nie jesteś. Chodź no synek ze mną, dam ci korki z melanżu – powiedział, ciągnąc mnie za rękę do innego pokoju. Podszedł do telewizora i włączył jakiś kanał muzyczny, podgłaszając głośność na maksa. Leciała jakaś hip-hopowa nuta, w rytm której zaczął się wić, jak jakiś pojebany. Patrzyłam na niego, jak na debila próbując zrozumieć, co on tak właściwie wyrabia. To matematyka na wyższym poziomie. Po chwili wybiegł z pokoju i słyszałam tylko, jak zaliczył glebe na schodach, bo rozległ się straszny huk, jednak przejęłam się tym tak bardzo, że aż położyłam się na łóżku, zamykając oczy i pomyślałam, że to dobry czas na odpoczynek. W sumie to poszłabym spać. Chciałam ogarnąć ten burdel w mojej głowie, tyle się ostatnio działo, jeszcze troche i zalęgną się tam dziwki. Nagle poczułam, jak ktoś przygniata mnie swoim ciężarem, drąc mi się do ucha:
- This is Spartaaaaaaa! – tak, zgadnijcie kto? Najebany Styles. Pomieszał wódke z winem i piwami, w sumie dziwne, że dopiero teraz go złapało tak porządnie, w sumie to on cały jest dziwny.
- Ja pierdole, serce mi przy tobie kiedyś stanie – westchnęłam, spoglądając na niego.
- Mi przy tobie staje – spojrzał na mnie i zdjął koszulkę. Ja jebie?
- Niby kiedy? – zapytałam, próbując olać tą drugą czynność.
- Zawsze, ale nie powiedziałem, że serce – wybuchnął śmiechem. – Ej Sam, twoje ubrania fajnie by wyglądały na podłodze, wiesz? – spojrzał na mnie i przytaknął stanowczo głową, szczerząc się głupio. Zepchnęłam go z siebie i wstałam z łóżka wychodząc z pomieszczenia. Jakoś nie miałam ochoty na jego wybryki, może rzeczywiście zbyt mało wypiłam? Wróciłam z powrotem do mojego pokoju, jednak Louisa i Zayna jeszcze nie było. Pewnie urządzili sobie jakieś gej party na tarasie, czy coś.
- No i na co czekasz? – w progu pojawił się Hazza.
- Na cud – mruknęłam, zerkając jak ten opiera się o ściane, patrząc na mnie rozbrajającym wzrokiem, z którego nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Jego twarz jest taka zabawna.
- Przecież jestem! – krzyknął i zaczął wykonywać jakieś ruchy, jak dziwki z klubu go-go.
On jest jebnięty tak sam z siebie czy ktoś mu za to płaci?
- Weź się Packet wyluzuj troche – podszedł do mnie i wyjął spod koszulki kolejną butelkę czystej. Wtf?
- Skąd ty to masz? – zdziwiłam się. – Dużo jeszcze masz tam tych butelek? – pociągnęłam go za pasek, zaglądając mu w spodnie, jednak tym razem nie odmówiłam. Wzięłam od chłopaka alkohol i połknęłam kilka porządnych łyków, kwasząc się przy tym, jak nigdy.
- Chodźmy poszukać chłopaków – ocknął się, ciągnąc mnie na taras. – Lou? – popatrzył na niego, jak ten leżał na śpiącym na ławce Maliku.
- Wiedziałam, że jest gejem.
- Nie jestem gejem! – oburzył się chłopak, stając na równe nogi. – Jestem księżniczką – zaczął wykonywać jakieś dziwne ruchy niczym baletnica.
- Sam?- usłyszałam damski głos za plecami. Odwróciłam się i ujrzałam znajomą twarz, jednak była troche zamazana. Chyba magiczny napój zaczął działać.
- Mama? – ucieszyłam się, sama nie wiem z czego.
- Co tu się dzieje? – zapytała, zakładając ręce na biodra. – Harry? – wejrzała na chłopaka, który kiwał się na wszystkie możliwe strony.
- Tak – wyszczerzył się głupio podchodząc do niej i zaczął ją całować po rękach.
- Wytłumaczysz mi to? – wejrzała ponownie na mnie, odpychając od siebie zaloty Styles’a. Widać wciąż ma pociąg do starszych kobiet. - Znalazłam pełno pustych butelek po alkoholu, co to ma znaczyć?
- Ale ja nie piłem! – wyrwał się lokaty. – Jaki alkohol? Uwierz mi, że odkąd cię poznałem zmieniłem się, skończyłem ze swoją przeszłością, jesteś jedyną, którą kocham!  - wydarł się, klękając przed moją matką. Chyba coś mu się pojebało.
- Porozmawiamy jutro – powiedziała stanowczo i opuściła pomieszczenie ze srogą miną z trudem odganiając się od Harolda.
- Hej Sam, mogę dzisiaj z tobą spać? – Lokers podszedł do mnie i zaczął mrugać w  ten swój sposób, gdy czegoś chce.
- Nienormalny jesteś? – naskoczyłam na niego, zdając sobie sprawe, co przed chwilą się wydarzyło. – Idźcie już lepiej – wypchnęłam go w kierunku wyjścia z naszej posesji, a zaraz po tym to samo zrobiłam z ledwo trzymającymi się na nogach Malikiem i Tomlinsonem, którzy opierali się o siebie nawzajem.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? – popatrzył na mnie, mrugając oczami, jakby mu coś tam wpadło.
- Ta, ta, idź – wypchnęłam go, ignorując to, co właśnie do mnie powiedział.
- If I let you knoooow Im here, for youuuu – zaczął drzeć ryjca na całe osiedle. – Panie i panowie, koncert One Direction liveee! – zawył na cały głos.
- O mój Boże, jestem waszym największym fanem! – pisnął Lou i zaczął skakać, jak jakiś nienormalny, a Zayn trzymał w górze zapaloną zapalniczkę i machał nią powoli to w prawo to w lewo.
Jak oni dojdą do domu w całości to będzie cud. Pokręciłam z niedowierzeniem głową na ich głupotę i wróciłam do swojego pokoju, stając w wejściu i walnęłam się z całej siły z otwartej w czoło. Horan jak spał, tak śpi przywiązany tym szalikiem, by nie uciekł, obśliniony cały, a chrapał głośniej niż kiedykolwiek. Przykryłam go kocem, a na głowe założyłam puste wiadro, które wcześniej przyniósł Liam, w razie gdyby komuś zachciało się rzygać. Może nikt go nie zauważy? Z takim nastawieniem poszłam spać, jednak wiedziałam, że jutro skończy się moja wolność na dobre. 

__________________________

poniżej macie ankietke dotyczącą dodawania nowych rozdziałów, mam nadzieje, że po przeczytaniu każdy z was na nią odpowie ;)

niedziela, 17 listopada 2013

number sixty one


Przeglądałam sobie tablicę facebooka na swoim iPhone, gdy obczajanie czyjegoś zdjęcia przerwał mi ryk Harrego.
- Meloooooooooo! – wparował do mojego pokoju z kilkoma butelkami alkoholu.
- Nie ma mowy – powiedziałam stanowczo, wstając z miejsca. – W tej chwili idź to odnieś na swoje miejsce.
- Ale przecież pozwoliłaś – powiedział z miną zbitego psa.
- Pozwoliłam ci wziąć jedną butelkę, nie… - zaczęłam liczyć wszystkie, które trzymał. – Osiem – dodałam z politowaniem.
- Ale tutaj nie ma niczego porządnego, same jakieś tanie jabole – prychnął, na co skarciłam go wzrokiem.
- I tak tego wszystkiego nie wypijesz.
- Sam może nie, ale z tobą wszystko jest możliwe – uśmiechnął się uroczo, mrugając jakby coś mu wpadło do oka.
- Nie.
- Pff – prychnął głośno, opluwając się przy tym. – Cienias.
- Nie żaden ‘cienias’ Styles, uważaj na słowa – powiedziałam groźnie podchodząc do niego, na co ten podniósł pytająco brwi do góry.
- Podejmujesz wyzwanie?
- Nie będę się z tobą bawić w żadne głupie zakłady, to dziecinada – wywróciłam oczami, na co ten ponownie zrobił tą swoją pytającą minę, która mówiła coś w stylu ‘o, czyżby?...’ – Nie patrz tak – szturchnęłam go w ramie, na co ten tylko się zaśmiał.
- Nie no lajt, rozumiem, że przez tą całą śpiączkę wyszłaś z wprawy i już mi pewnie nie będziesz mogła dotrzymać towarzystwa w równym, uczciwym piciu przez dłuuugi, długi czas, dopóki nie dojdziesz do siebie… spoko, rozumiem. Jak chcesz to możesz pić co 3 kolejki. Albo nie… może lepiej co 6, żebyś się nie skończyła zbyt szybko, bo…
- Dobra, Styles zamknij się – warknęłam, wchodząc mu w zdanie. – Wcale nie wyszłam z wprawy i jestem pewna, że z naszej dwójki to TY jako pierwszy zaliczysz zgona.
- Taka pewna jesteś? – zadrwił, czym jeszcze bardziej mnie zirytował.
W odpowiedzi wyrwałam mu jedną z butelek, które wciąż trzymał i szybkim ruchem odkręciłam ją, przykładając gwint do ust. Widać zdziwiłam tym Lokersa, bo przybrał naprawdę komiczną minę. Nie chcąc być gorszym, odstawił pozostałe butelki na podłogę, zostawiając w ręce jedną z nich i poszedł z moje ślady.


*


- Idź do niego - bąknęłam ledwo stojąc na nogach.
- Przecież on jest tam – pokazał palcem na siedzącego na stole Tomlinsona.
- To jest Lou, głupku – szturchnęłam go, śmiejąc się.
- To gdzie jest Horan? – zapytał głupio, rozglądając się po pokoju.
- No chyba wciąż na dole – wzruszyłam ramionami.
- Idź ty.
- Nie, ty – popchnęłam go w kierunku wyjścia, w wyniku czego potknął się o leżącego na podłodze Malika i się wywalił. – Boże, cioto – mruknęłam kręcąc głową i podeszłam do leżących alkusów i pomogłam im wstać. – Zayn jak chcesz się położyć to możesz iść do sypialni moich rodziców, tam będzie ci wygodniej.
- Nie będę spać – jęknął. – Mamy bibkeeeee – ryknął wyginając się pod rytm piosenki, która aktualnie leciała.
- Musiałeś sporo wypić, skoro tańczysz – zaśmiałam się.
- Nie, nie, nie. Nie dziś, Sam. Dziś się nie skończę. Dziś piję z umiarem – wydukał machając rękoma jakby to miało mu pomóc brzmieć wiarygodnie.
- Jesteś najbardziej nawalony ze wszystkich – zauważyłam, nabijając się z niego. – Idź spać.
- Okej, ale z tobą – zaczął głupkowato poruszać brwiami. – Ej, właśnie, chodź – złapał mnie za rękę i zaczął gdzieś ciągnąć.
- Co? Gdzie? – zapytałam zdezorientowana.
- Sypialnia rodziców mówiłaś?
- Co? Co ty pieprzysz, Malik? – nie wiedziałam o co mu chodzi i zanim się obejrzałam byliśmy już zamknięci w pokoju obok. – Jeśli chodzi ci o jakiś szybki numerek to nie, dzięki – powiedziałam zanim zdążył się odezwać.
- Co, hahaha, nie no dobra, nie chcesz to nie, ale nie o to chodzi.
- Gorzej z tobą – znowu zaczęłam się śmiać.
- Patrz, co mam – wyciągnął ze swojej kieszeni malutką torebkę z jakimś proszkiem w środku. Tzn. nie ‘jakimś’.
- Cooooo – zawyłam, wpatrując się w zawartość jak zakochana. – Skąd to masz?
- Chcesz?
- Pytanie! – krzyknęłam uradowana i usiadłam wygodnie na łóżku. – Dawaj – pogoniłam go. – Czemu w ogóle zrobiłeś z tego taką tajemnice?
- Bo mam tego mało – zaczął się śmiać. – Poza tym chłopaki mają już dość.
- Paliliście wcześniej? Beze mnie?! – oburzyłam się.
- Nie? Paliliśmy wcześniej bez ciebie i Harrego – zaczął się głupio śmiać.
- Frajer – mruknęłam. – Hazza się obrazi, jak się dowie.
- To się zamknie razem z Niallerem i zrobią sobie pocieszające gej party, czy coś – odparł bezproblemowo.
- Właśnie, Horan jest załamany, nie śmiej się z niego.
- Przez ciebie.
- Przez Harrego! To on wymyślił tą całą domówke, mieliśmy się tylko troche napić, ja nie planowałam niczego większego.
- Nieważne, teraz macie na sumieniu zrozpaczonego Horana, który jest obrażony na cały świat za to, że został zaproszony jako ostatni.
- Gdyby nie siedział tak długo w Nandos to by został zaproszony jako pierwszy.
- Nie byłby.
- No wiem – zaśmiałam się pod nosem biorąc bucha od Zayna, który już wszystko przygotował.
- Ej w ogóle to – zaczął się krztusić zaciągając się za mocno. – Powiedz… może – kasłał co 2 słowo, to był naprawdę komiczny widok. – Troche dokładniej, ekhm…
- Już? – popatrzyłam na niego z rozbrajającą miną.
- Jakbyś mi pomogła – pokazał kciukiem na swoje plecy. – To by było lepiej – ostatni raz zakasłał, przyjmując wyprostowana pozę. – Dobra, odzyskałem oddech.
- Gratki. Co mam powiedzieć dokładniej?
- No to, co się tam działo – zapukał w moje czoło, na co od razu odepchnęłam jego rękę.
- Nie.
- Czemu? Chce wiedzieć, co robiłem w tym twoim świecie. Czy byłem piękny?
- Ta, idealny jak zawsze – mruknęłam sarkastycznie.
- A moje włosy?
- Byłeś tam łysy.
- Cooooooo? – zawył zszokowany. – O mój Boże, jaaak?!  Dlaczego nic z tym nie zrobiłaś? Dlaczego nie kupiłaś mi odżywki na porost włosów, albo jakieś peruki, która wyglądałaby równie dobrze, co to?! – wskazał w tym momencie na swoją grzywkę. – Jak mogłaś mi to zrobić, nie spodziewałbym się tego po tobie – oburzył się. – Po Niallu tak, po Lou też, Harry pewnie sam by mnie ogolił, nawet po Liamie, ale po Tobie?! Zawiodłaś mnie – pokiwał głową patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. – Nie jesteś godna tego palić – wyrwał mi z ręki lufkę i sam się nią zajął. – Niewiarygodne… - mruczał pod nosem.
Patrzyłam na niego z jeszcze bardziej rozbrajającą miną niż miałam kiedykolwiek, poważnie. Czy ten facet ma jakieś większe zmartwienia oprócz swoich włosów?
- Nie no żartowałam przecież – powiedziałam po chwili patrząc na jego twarz, która wyglądała jakby zaraz miałby się rozpłakać. Położyłam mu rękę na ramieniu, a ten podniósł głowę patrząc na mnie oczami pełnymi nadziei.
- Naprawdę?
- Naprawdę – odparłam z uśmiechem. – Byłeś tam rudy – dodałam, na co ten wydał z siebie większy pisk, niż ten Horana, kiedy zobaczy jakieś żarcie w promocji.
- Ktoś potrzebuje pomocy?! – do pokoju nagle wparował Tomlinson. – Supermaaaaaan!  - ryknął rzucając się na łóżko, na którym siedzieliśmy.
- Nieeeeee – zawyłam. – Tylko nie ty, wyyyyjdź – próbowałam go zwalić z łóżka, jednak było to ciężkie do wykonania biorąc pod uwage fakt, że przygwoździł biednego, zrozpaczonego Malika całym swoim ciałem.
- Nie dam ci go zgwałcić! – krzyknął oplatając go rękoma i nogami. – Nie w tym życiu, tutaj to my o sobie decydujemy, nie ty! Tam pewnie mogłaś wykorzystać nas wszystkich, pewnie robiliśmy, co chciałaś, o mój Boże, na pewno byłem twoim sługą, przyznaj się! – krzyknął zszokowany. – Jak mogłaś?! Robiłem ci śniadania, chodziłem po piwo i oddawałem wszystkie marchewki DORBOWOLNIE?! – zakrył sobie usta ręką. Zayn, czy ty to słyszysz? – wstał z niego, klepiąc go po twarzy, która była cała mokra od łez.
- A ze mnie zrobiła łysego rudzielca – załkał.
- Jak mogłaś – popatrzył na mnie groźnym wzrokiem.
- Co robicieeeeeee? – w pokoju z nikąd pojawił się Hazza. – Skończyły się jabole, a ja wciąż jestem trzeźwy – powiedział smutno chcąc usiąść na krześle, jednak nie trafił w nie i wylądował prosto na podłodze. – Auaaa moja kość ogonowa – zaczął się masować po swoim tyle. – Dlaczego tu nie ma nic miękkiego?
- Harry słyszałeś o tym? Byliśmy jej niewolnikami! – krzyknął Tommo, wskazując na mnie palcem. – A co zrobiłaś Hazzie? Pewnie wyprostowałaś mu loczki!
- O MÓJ BOŻE, CO?! – ten natychmiast podniósł się z podłogi. – Tykałaś moje włosy?! – ryknął zszokowany. – Ty potworze…
- Co – mruknęłam, nie mogąc powstrzymać śmiechu, jednak starałam się być poważna. Ich głupota mnie przeraża. – Nie wyprostowałam ci twoich kręconych loczków, nie martw się – dodałam, na co ten wyraźnie odetchnął z ulgą. – Dodałam troche tynku do twoich dołeczków w policzkach i już nie wyglądałeś tak uroczo, gdy się uśmiechałeś.
- Ty jesteś psychiczna! – ryknął Tommo. – Harry! – wejrzał na niego przerażony. – Pozbyła się twoich dołeczków, dlaczego jej nie zabijesz?!
- Cóż… powiedziała, że jestem uroczy – zrobił flipa, puszczając do mnie oczko.
- Fuj, nieprawda – posłałam mu dziwne spojrzenie.
- I tak jesteś psychiczna – mruknął Louis.
- Dobra, uspokójcie się. Chcecie wiedzieć, jak to było? Mogę wam opowiedzieć wszystko, co tam się działo – ich małe móżdżki na coś się jednak przydały, bowiem podsunęli mi niezły pomysł.
- Nie wiem, czy jestem na to gotów – powiedział cicho Zayn, który swoją drogą jeszcze nie doszedł do siebie po tej strasznej dla niego wiadomości.
- Która godzina? – zapytał Harry. – Okej – dodał, zanim ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć. - Niech ktoś skoczy do sklepu po coś do picia, tak na sucho nie będę niczego słuchać.
- Liam niech idzie – odezwałam się.
- O tak, pewnie, tutaj też chcesz o wszystkim decydować i nami kierować? – oburzyli się wszyscy dookoła. – Nie ma tak, Sam. Skończyło się. Wróciłaś do rzeczywistości – dodał Lou.
- To kto? – spytał Hazza.
- Może Liam? – wejrzał na niego Tomlinson.
- Świetny pomysł – klasnął w ręce na co ja tylko posłałam im spojrzenie typu are you fuckin’ kidding me.
Nie mam pojęcia dlaczego im się wydaje, że w tym „drugim świecie” to wszystko wyglądało tak, jakbym ja tam była jakąś królową czy czymś w tym rodzaju, albo jakbym mogła kontrolować każdy ich ruch i myśl. Może dlatego, że Louis jest Louisem, Harry jest Harrym, a Zayn Zaynem? Tak, to może być powód.
- Liaaaaaam! – ryknął Styles, na co tamten prawie od razu się zjawił w pomieszczeniu. – Skoczysz do sklepu po jakieś piwo, dwa, ewentualnie osiem zgrzewek? – zagruchał Lokaty.
- Wy już nie powinniście pić – odparł, patrząc jak Lou leży na Zaynie, a Harry stoi na środku pokoju kiwając się na prawo i lewo.
- Ale Liam… - zaczął spokojnie Hazza. Podszedł do niego i położył rękę na jego ramieniu. – Nikt cię o to nie pytał – dodał, na co tamten przewrócił tylko oczami i opuścił pokój. – Good boy!
- Ide stąd – powiedziałam, wstając z łóżka.
- Co? Gdzie? Miałaś nam opowiedzieć o tamtym życiu!
- Ale nie tu, wracam do siebie, poza tym zostawiliście Nialla sam na sam ze swoją głupotą, to się może źle skończyć.
- Racja – poparli mnie i ruszyli od razu za mną.
- Hej Niall! – krzyknęłam, widząc go siedzącego na parapecie w moim pokoju. – Co robisz?
- Topie smutki w butelce wina – powiedział smutno.
- W butelce wódki – poprawił go Styles.
- To jest twoim zdaniem wódka? – oburzył się Blondyn.
- Wino się nie rymuje – obronił się Lokaty.
- Nie obchodzi mnie to, nienawidzę swojego życia – powiedział biorąc kolejnego łyka.
- Oj no weź, następnym razem będziesz zaproszony jako pierwszy, słowo.
- Jasne.
- Będziesz mógł zadecydować gdzie i kiedy.
- Mhm.
- Posprzątamy cały syf po imprezie.
- Ta.
- Zaplanujesz cały harmonogram.
- Pewnie.
- Będziesz mógł spać na stole i nikt cię z niego nie zepchnie – wejrzałam w tym momencie na Tomlinsona, który się głupio cieszył.
- Woho.
- Kocham twój entuzjazm – mruknęłam sarkastycznie.
- Jutro z samego rana pojedziemy na śniadanie do twojego ulubionego miejscaaaa – powiedział tajemniczo Zayn, na co Horan momentalnie odstawił winiacza i wejrzał na chłopaka oczami, przypominającymi pięciozłotówki.
- O mój Boże, serio?! – ryknął uradowany, wstając z parapetu i rzucił się na niego ze szczęścia.
- Poważnie?... – popatrzyłam na nich z dezaprobatą.
- Ty nie umiesz – mruknął usatysfakcjonowany Malik.
- Okej, wszystko odwołuje – powiedziałam do Farbowanego, jednak ten był w tak wielkiej euforii, że nie zwracał na nic uwagi.
- Wróciłeeeeem – ryknął Payne, wparowując do pokoju z piwami.
- Szybko.
- I efektownie – odparł poruszając brwiami. – Powinno starczyć – położył na podłodze browary, do których jako pierwszy dobrał się Styles. Otworzył jedną puszkę, tak szybko, jakby ktoś zaraz miałby mu ją zabrać i jednym duszkiem pochłonął większą część płynu.
- Woooah, tego mi było trzeba.
- Dobra Sam, opowiadaj.
- Co ma opowiadać? - spytał zdezorientowany Liam.
- Zaraz poznamy szczegóły z życia Sam po tamtej stronie – wyjaśnił entuzjastycznie Harry. – Mam nadzieję, że byłem dobry w łóżku?
- Robiłaś mi naleśniki czy pozwoliłaś umrzeć z głodu? – odezwał się Niall.
- Nie liczcie na to, ona była tam bardziej wredna, niż tu – odparł z pogardą Tommo.
- Tak, zwłaszcza dla ciebie – uśmiechnęłam się do niego ironicznie.
- Dobra, zaczynaj – pogonił mnie Payne, na co ja posłałam im kolejny uśmiech i podniosłam znacząco brwi do góry, co sprawiło, że chłopcy momentalnie spoważnieli i zaczęli mi się z uwagą przyglądać, czekając na to, co za chwilę usłyszą.

__________________

dziwny rozdział, ale jak już wcześniej pisałam, nie mam za bardzo pomysłów xd sory, pracuje nad tym. 
PS. chciałam wam pokazać najsłodszą rzecz ever, bnvcnmbhsrhs imagin ofc ale jaki kochany, nie mogę 


wtorek, 5 listopada 2013

number sixty


Zeszłam z trudem po schodach i pokuśtykałam do kuchni, biorąc do ręki wiadomość, która leżała na stole. Jesteśmy w delegacji, wrócimy jutro. Jedzenie masz w lodówce, odpoczywaj i nigdzie nie wychodź. Kochamy Cię. Śmieszne. Zgniotłam kartkę i niczym piłką do kosza, wrzuciłam ją w kąt pomieszczenia. Ruszyłam do lodówki, sięgając z niej jogurt pitny i praktycznie jednym duszkiem pochłonęłam całą jego zawartość. Dużo myślałam w nocy. Nad tym, co mi powiedzieli rodzice, nad tym o czym rozmawiałam z chłopcami. O tym wszystkim, co działo się w tamtym świecie. Mimo problemów było fajnie. Bardzo fajnie. Cholera, miałam tam naprawdę dobre życie i nie zapowiada się, żeby tutaj było podobnie. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do Harrego.
- Sam? – usłyszałam jego głos po może 2, 3 sygnałach.
- Chyba – mruknęłam. – Możesz przyjechać?
- Do ciebie?
- Mhm.
- Teraz?
- Tak, teraz.
- Stało się coś? – wyczułam niepokój w jego głosie.
- Przyjedziesz? – ponowiłam pytanie z lekką irytacją.
- Uhm, tak, pewnie, za 10 minut jestem – odparł rozłączając się, a ja rzuciłam telefon na mebel, udając się do swojego pokoju. Odpykałam poranną toaletę, ubrałam się w pierwsze lepsze ubrania i z powrotem zeszłam na dół. Po krótkim czasie usłyszałam delikatne pukanie do drzwi, na którego dźwięk od razu ruszyłam w tamtym kierunku. Otworzyłam je i ujrzałam niepewną głowę Harrego, wyglądającą zza muru.
- Nikogo nie ma, nie musisz się tak skradać – zaśmiałam się, na co chłopak wszedł z ulgą do środka.
- Co się wczoraj stało? – zapytał, człapiąc po schodach do mojego pokoju.
- Nic takiego – wzruszyłam ramionami. – Poza tym, że rodzice uważają, że to wy jesteście wszystkiemu winni i zabronili mi się z wami spotykać.
- Co? – Hazza zaczął się głupio śmiać. – Żartujesz, tak?
Moja mina jednak nie wskazywała na to, bym żartowała, więc chłopak momentalnie spoważniał.
- Ej no, moment. Jak to nasza wina? Przecież to nie my kierowaliśmy tym samochodem, który na ciebie wjechał, ani nie my zmuszaliśmy cię do picia alkoholu – zaczął się bronić, na co posłałam mu dziwne spojrzenie, wracając myślami do dnia, kiedy po raz pierwszy napiłam się wódki.

- No weź, Sam! Nie bądź cykorem! – wydzierał się Styles. – To tylko jeden głupi kieliszek!
- Powiedziałaś, że jak my wypijemy, to ty też – oburzył się Niall.
- Żartowałam – odparłam szybko i wstając z podłogi zaczęłam uciekać z domu Malika, na co chłopaki ruszyli od razu za mną w pogoń. Czując lecącego prosto na mnie Louisa, zaczęłam się powoli godzić z faktem, że nici z mojej ucieczki… Przygwoździł mnie całym sobą do podłogi i odwrócił twarzą do siebie.
- Mam ją, szybko! – ryknął, na co pozostali natychmiast do nas podlecieli.
- Trzymaj jej głowę – nakazał Hazza, przykładając mi gwint butelki do ust. Zaczęłam się wiercić i kręcić i w ogóle wszystko, jednak bez skutków. Przechylił flaszkę do góry, a już po chwili poczułam gorzki smak w ustach. Zaczęłam się kwasić i krztusić, jednak chcąc, czy nie, musiałam połknąć to ohydztwo.
- Zwycięstwo! – ryknął Horan.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, bo tak strasznie mnie paliło, jedyne, co robiłam to gestykulowałam w dziwny sposób, chcąc im dać do zrozumienia, żeby dali mi coś do picia.
- A, a, a – wyciągnął przede mną rękę Lou. – Pierwszy bez popity – dodał z głupawym uśmieszkiem, na co ja tylko wywróciłam oczami i zaczęłam brać głębokie wdechy i wydechy.
- O mój Boże, Sam, ty zioniesz ogniem – zląkł się Nialler.
- O mój Boże, Niall, jesteś idiotą – przedrzeźniłam go, ledwo mówiąc.
- Jestem z ciebie dumny, Sam – uśmiechnął się z uznaniem Liam.
- Wszyscy jesteśmy – poprawił go Zayn.
- Nigdy więcej – powiedziałam stanowczo.

Następnego dnia:
- HAZZA, WÓDKA SIĘ SKOŃCZYŁA! – ryknęłam na cały dom.
- Co mówiłaś? – w drzwiach zjawił się Lokaty z dwoma flaszkami w dłoniach, na co moje oczy przybrały kształt pięciozłotówek.
- Kocham cię – szepnęłam, wyciągając rękę po jedną z butelek.
- Często to słyszę – zarzucił nonszalancko włosami.

- Oj no weź! – krzyknął wiedząc o czym myślę. – Mieliśmy wtedy po 13 lat!
- Już wtedy byłeś zakochany w sobie – pokręciłam z niedowierzeniem głową.
- Ale przyznaj, to były dobre czasy.
- Ta, zwłaszcza wtedy, gdy nas przyłapali…

- Harry, zbliża się północ, rodzice mnie zabiją, że jeszcze nie wróciłam – powiedziałam ze strachem w głosie, zerkając na zegarek.
- Gdyby ci kupili komórkę, nie byłoby żadnego problemu – odparł polewając. – Pij, nie pierdol.
- Nie powinnam, chyba już jestem pijana…
- Nie jesteś pijana, skoro trzeźwo myślisz – zaśmiał się. – Dopijemy to do końca i idziemy spać.
- Odprowadzasz mnie do domu – powiedziałam, przykładając kieliszek do ust i pochłonęłam całą jego zawartość. – Zostało jeszcze na 2 kolejki – zauważyłam.
- Chyba na 20 – poprawił mnie, wyciągając spod łóżka kolejne pół litra i zaczął głupkowato poruszać brwiami.
- Skąd to masz? – zdziwiłam się, jednak skłamałabym mówiąc, że nie ucieszył mnie ten widok.
- Zajumałem starszym z barku.
- Pójdziemy do piekła – pokręciłam głową, wpatrując się w przeźroczyste cudo. – Słyszałeś to? – zlękłam się spoglądając z przerażeniem na Lokersa.
- Co?
- Ktoś pukał?
- Co? Nie, wydawało ci się – uspokoił mnie, nalewając napoju do literatki, jednak przerwał słysząc podejrzany hałas na dole. – Ktoś puka – powiedział do mnie z przerażeniem w oczach.
- NO CO TY.

- Już wtedy byłaś ironiczna – zaśmiał się. – Każde twoje zdanie przesiąkało sarkazmem.
- Cicho, co było dalej? – pochłonęło mnie wspominanie dawnych czasów. Zdawało się, jakby to wszystko było wczoraj. Nie do wiary, że minęło już tyle lat. Kiedy? – Zszedłeś na dół?
- Ta, chyba się sturlałem – prychnął. – Magiczny napój zaczął działać.
- A, tak – zaczęłam się śmiać. – Byłeś nawalony jak szkop.
- Wypiłem więcej od ciebie! Wtedy byłaś taka święta i picie wódki było dla ciebie czymś strasznym. Teraz mogłabyś ją pić dosłownie do wszystkiego.
- Rodzice mają rację, że mnie zmieniliście – palnęłam, zastanawiając się nad tym, co powiedział. – Zawsze chcieli, żebym była jedną z tych porządnych dziewczyn z dobrymi ocenami i świetlaną przyszłością – prychnęłam. – Zawiodłam ich…
Harry przyglądał mi się uważnie, a zerkając na niego zauważyłam nutkę niepokoju.
- Żałujesz? – zapytał niepewnie. Nie był do końca przekonany, czy chce znać odpowiedź, jednak mimo to zapytał. – Żałujesz, że się poznaliśmy? Żałujesz, że się zaprzyjaźniliśmy? Żałujesz tych wszystkich chwil, które razem spędziliśmy?
Patrzyłam w jego wystraszone oczy i sama nie wiedziałam, jak ubrać w słowa to, co chce mu przekazać.
- Gdyby nie wy, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej – zaśmiałam się bez humoru.
- Ta… pewnie wciąż byłabyś dziewicą – dodał, na co dostał szczała poduszką, którą zgarnęłam z łóżka.
- Nie – odparłam po chwili.
- Nie byłabyś? – zdziwił się.
- Nie, nie to. Nie żałuję – uśmiechnęłam się lekko. – Jak mogę żałować, że poznałam pięciu oszołomów, dzięki którym każdego dnia działo się coś, co sprawiło, że nawet chodzenie do szkoły było fajne – zaśmiałam się.
- Zaliczyliśmy sporo przypałów.
- Ta, ciekawe przez kogo? – zapytałam retorycznie.
- Nie musisz brać winy na siebie – odparł poważnie, kładąc rękę na moim ramieniu, na co tylko wywróciłam oczami.
- Wtedy z tym przyłapaniem to była twoja wina – zauważyłam.
- Co? – zaczął się histerycznie śmiać.
- Co co? – nie wiedziałam o co mu chodzi.
- To była twoja pierwsza najebka, masz prawo jej nie pamiętać.
- Pamiętam wszystko z tamtego wieczoru! – oburzyłam się.
- O czyżby? – podniósł do góry jedną brew, co sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę tak było.

- Idź sprawdzić co to – wypchnęłam go z pokoju.
- Cooo? – natychmiast zawrócił, chowając się za ścianą. – Dlaczego ja?
- Bo to twój dom!
- Co z tego? Jestem za młody, żeby umierać, idź ty – wypchnął mnie, na co pospiesznie mu się wyrwałam i pobiegłam na łóżko, wywalając się po drodze.
- Ktoś tu za dużo wypił – zaczął się głupkowato śmiać.
- Jezu Harry, zachowujesz się jak dwunastolatek, a masz skończoną trzynastkę – wywróciłam oczami. Widać obraziło go to, bo od razu ruszył odważnie w kierunku drzwi.
- Zapytaj „kto tam?” ! – krzyknęłam za nim.
- Zamknij się! – odkrzyknął, na co tylko się zaśmiałam. Po chwili usłyszałam huk. Wyleciałam z pokoju i stanęłam w wejściu, zakrywając usta dłonią.
- Żyjesz? – nie mogłam opanować śmiechu, patrząc na Hazzę, leżącego na podłodze.
- Kim jesteś? – popatrzył na mnie mrużąc oczy. – Dlaczego się świecisz? Masz aureolę? Jesteś Jezusem? Jesteś trzema Jezusami? Co to za ludzie?
- Nie jest dobrze – mruknęłam, schodząc powoli ze schodów, by nie skończyć tak, jak on. – Wstawaj – podałam mu rękę i pomogłam mu zebrać jego resztkę godności z podłogi. – A teraz idź otwórz drzwi – popchnęłam go.
Stałam za ścianą i uważnie przyglądałam się Lokatemu, jak zmierza ku drzwiom, zza których pukanie coraz bardziej się nasilało.
- Kto tam? – zapytał. Grzeczny chłopiec.
- To ja, Harry! Otwórz! – usłyszeliśmy znajomy głos, na co oboje odetchnęliśmy z ulgą. Otworzył drzwi, a do środka weszła Anne. – Rany Boskie, co tak długo? Ile można stać pod drzwiami? – zapytała kręcąc z niedowierzeniem głową.
- Nie słyszeliśmy pukania – powiedział cicho Styles, nie chcąc za bardzo chuchać w kierunku kobiety.
- Słyszałam huk, co się stało?
- Eeee… - zaczął się drapać w tył głowy. – Fotel się przewrócił – skłamał.
- Sam? – dopiero teraz mnie zauważyła. – Jeszcze tu jesteś? Nie powinnaś być już w domu? Twoi rodzice wiedzą, że wciąż tu jesteś? Rozmawiałaś z nimi? – zadawała strasznie dużo pytań, a do mnie naprawdę niewiele docierało, biorąc pod uwagę mój stan.
- Emm.. tak – odpowiedziałam, sama nie wiem na które pytanie. Nieważne. – Powinnam już iść – dodałam bardzo powoli, nie chcąc przekręcić ani jednego słowa.
- Dobrze się czujesz? – podeszła do mnie, macając moją twarz.
Pokiwałam głową, wstrzymując powietrze. Nie wiem, co sobie myślałam, może że wydychając powietrze z nosa też poczuje alkohol? Czy to w ogóle możliwe?
- Odprowadzę ją – wyrwał się Hazza.
- Co? Nie ma mowy, nigdzie was samych nie puszczę o tej godzinie – odparła stanowczo. – Idź po swoje rzeczy, odwiozę cię – dodała, zwracając się do mnie.
Wejrzałam na Hazze i kiwnęłam mu, by poszedł ze mną. Pobiegliśmy pospiesznie do góry, standardowo potykając się na ostatnim stopniu. Potknęłam się ja, za mną był Harry, potknął się i on, logiczne, co nie?
- Auaaa – zawyłam.
- Auaa ja też – jęknął chłopak.
- Co się stało? – usłyszeliśmy głos z dołu.
- Nic! – krzyknęliśmy chórem i szybko weszliśmy do pokoju.
- Kieliszki! – wskazałam na leżące na biurku szkło. – Butelki!
Zaczęliśmy w ekspresowym tempie chować wszystko, co wskazywało na to, że piliśmy, jednak że a) byliśmy pijani, nie ma co ukrywać, no i b) spieszyliśmy się, w wyniku czego kieliszek, który jedno z nas wzięło (chyba wiadomo kto) upadł z ‘gracją’ na podłogę, rozbijając się na maleńkie kawałeczki.
- O kurwa – mruknął Hazza.
- O Boże, powiedziałeś brzydkie słowo – zakryłam sobie dłonią usta.
- Zbieraj to, szybko – nakazał klękając na dywanie i zaczął wybierać szkło, jednak nie mieliśmy na to zbyt dużo czasu.
- Co to było? – usłyszeliśmy za sobą i gdy tylko się odwróciliśmy ujrzeliśmy panią Styles z otwartymi ustami i szeroko rozszerzonymi oczami. – Co?... Co tu się dzieje? – była w szoku, no tak, pewnie nie spodziewała się, że jej 13-letni syn pije alkohol we własnym pokoju. – Co tu tak śmierdzi? – weszła głębiej do pokoju, zauważając butelki po wódce. Wejrzała na wystraszonego Harrego, który patrzył wszędzie tylko nie na nią. – Masz porządne kłopoty, chłopcze – powiedziała stanowczo, zakładając ręce na piersi. – Dzwonie do ojca – dodała, wychodząc z pokoju.

- Mówiłam, że to była twoja wina.
- Upuściłem ten kieliszek przez ciebie, okej?
- JASNE.
- Nieważne… wiesz, co się działo potem?
- Twoja mama zawiozła mnie do domu, a ty wsiadłeś nie do tego auta? – zaśmiałam się na samo wspomnienie.
- One były identyczne – oburzył się. – Każdy by się pomylił.
- Każdy z takim mózgiem jak twój.
- Wiesz co, nie zmieniłaś się aż tak bardzo – odparł. – Wciąż jesteś dla mnie wredna, wciąż ironizujesz na każdym kroku… i wciąż rozbierasz mnie wzrokiem, gdy tylko na mnie wejrzysz – dodał, poruszając brwiami, na co ja dostałam jakiegoś napadu śmiechu.
- Weź się Harry pierdolnij w ten pusty łeb, ty nienormalny chyba jesteś – szturchnęłam go w ramie.
- Za każdym razem jak pijemy kończymy razem w łóżku, nie zauważyłaś? – zaczął się śmiać.
- Nie, nie kłam. Wtedy nie skończyliśmy – dodałam, śmiejąc się pod nosem.
- Ale ty chciałaś – wciąż się śmiał. – Rany, już jako 13-latka byłaś napalona, co z tobą? – popatrzył na mnie kręcąc głową. – Ah tak, sory… to przeze mnie i ten mój urok – znowu zarzucił w ten swój sposób włosami, myśląc, że to atrakcyjne.
- Nie dodawaj sobie, Styles – wywróciłam teatralnie oczami. – I co ty gadasz, że wtedy chciałam?
- Nie pamiętasz, jak się do mnie przystawiałaś w samochodzie?
- Przyśniło ci się coś chyba – prychnęłam. – Za dużo procentów, jak na twoją słabą główkę i miałeś omamy – zaśmiałam się. – Z resztą wciąż masz. Wypijesz 2 piwa i już widzisz jednorożce.
- Jechaliśmy vanem taty, siedzieliśmy na samym tyle, radio było włączone i dzięki Bogu mama nic nie słyszała – zaczął mi tłumaczyć, coś czego w rzeczywistości W OGÓLE NIE BYŁO. Pamiętam wszystko z tamtego wieczoru, jestem pewna. Prawie pewna.

- Ale będziesz miał dym w domu, jak twój ojciec wróci – powiedziałam bawiąc się swoim zamkiem od kurtki.
- Tobie też szumi w uszach? – zignorował moje słowa i popatrzył na mnie zdezorientowany.
- Nie? – zdziwiłam się. – Przecież nie słuchaliśmy muzyki.
- Ale mi dziwnie, wszędzie widze światła – zaczął się rozglądać po samochodzie, w którym było CIEMNO. – I dlaczego masz dwie głowy? – zaczął mnie macać po twarzy.
- Nie wiem, taka się urodziłam – wzruszyłam ramionami, zabierając jego dłonie z mojej twarzy i przeniosłam je na swoje kolana. – Ale fajnie było, nie? – zaczęłam się śmiać, sama nie wiem z czego.
- No, o, słuchaj – uciszył wszystko dookoła, nie wiem w ogóle po co ale okej. – Ta piosenka – dodał. – Ona jest super.
- Ty jesteś bardziej super – zagruchałam. – Mam na ciebie ochotę, Harry.

- Okej, w tej chwili przestań mówić – powiedziałam stanowczo. – Niczego takiego nie mówiłam!
- Owszem, mówiłaś. Od zawsze na mnie leciałaś – zaczął poruszać brwiami w ten swój głupi sposób.
- Myślałam, że twój debilizm mnie już niczym nie zdziwi – powiedziałam pod nosem, wstając z miejsca. – Chcesz coś do picia?
- Wódke – odparł bez namysłu, na co ja podniosłam brwi i obdarzyłam go żenującym spojrzeniem.
- Skończysz pod mostem – mruknęłam, kręcąc z niedowierzeniem głową i ruszyłam w kierunku drzwi, by zejść na dół i coś przynieść.
- Pomóc ci? – ocknął się, wstając z podłogi, na której przez ostatni czas siedzieliśmy i podszedł do mnie.
- W czym?
- Po co masz się męczyć z tymi kulami po schodach, mogę coś przynieść, przecież wiem, co gdzie trzymacie.
- Nie poznaje cię – wejrzałam na niego dziwnym spojrzeniem. – To na pewno ty? Harry? Harry Styles? – zaczęłam go macać po twarzy. – Ktoś ci coś zrobił przez ten czas, co byłam w szpitalu?
- Tak, nawróciłem się, zacząłem chodzić do kościoła co tydzień i odmawiać litanie każdego dnia - odparł sarkastycznie.
- I po co ta ironia, Styles?
- O której twoi rodzice wracają? – zmienił nagle temat.
- Nie wracają – wzruszyłam ramionami.
- Jak to? – zdziwił się. – Wciąż cię nie kochają? – dodał z nutką rozbawienia w głosie.
- Tak dokładnie.
- Czyli nie muszę się obawiać, że mogą wparować do domu w każdej chwili i mnie stąd wyrzucić za to, że spędzam z tobą czas i przeciągam cię na ciemną stronę mocy?
- Pewności nie mam, ale szanse są małe.
- Świetnie – klasnął w dłonie. – Ide coś ogarnąć, a ty może weź jakąś poduszke, czy coś rozłóż, bo mam chyba odcisk na tyłku od siedzenia na tej twardej podłodze – zaczął się macać po pośladkach i z kwaśną miną opuścił mój pokój.
Cały Styles. Nic się nie zmienił.

___________________

okej, czy wy to widzicie? to jest chyba najdłuższy rozdział w historii tego bloga *le bije sobie brawo*  
byłabym serio wdzięczna, jakbyście zostawili po sobie ślad pod postacią jakiegokolwiek, serio, jakiegokolwiek komentarza :) z góry dziena, do kolejnegooo, ale nie przyzwyczajajcie sie do tak długich ;d