piątek, 28 marca 2014

number seventy six



- Mówiąc ‘randka’ nie miałem na myśli TEGO – powiedział zażenowany Ethan, kurcząc się pomiędzy rozpychającymi się na kanapie Niallem i Louisem.
- Mówiąc ‘książę z bajki’ nie miałam na myśli TEGO – odparłam w ten sam sposób, wskazując na niego.
- Co ci się odmieniło? – popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem, podnosząc do góry jedną brew. – W Irlandii leciałaś na mnie, jak Niall leci na nandos – zaśmiał się.
- Co ty możesz wiedzieć o sposobie w jaki Niall leci na nandos? – popatrzyłam na niego, jak na idiotę. – Tylko on to wie. I my.
- Nieważne – wywrócił oczami.
- Za godzinę zejdą się ludzie na imprezę, mam nadzieje, że do tego czasu już cię tu nie będzie? – uśmiechnął się ironicznie Haz, wkraczając do salonu.
- Co? – popatrzył na niego dziwnie. – Żartujesz sobie? Najpierw łatwisz mi randke z Sam, a potem dzieję się TO? – wyrzucił rękoma w powietrze, podczas gdy Liam z Harrym biorąc go za szmaty wywalili go za próg. – To są chyba jakieś jaja. – To ostatnie, co usłyszałam zaraz po zatrześnięciu przez Payno drzwi tuż przed nosem chłopaka.
Wspominałam już, że ich kocham? Zwłaszcza wtedy, gdy są tacy bezczelni i to nie w stosunku do mnie. Co dzieje się rzadko, no ale jednak.
- Dlaczego go tu zaprosiłaś? – zapytał Zayn patrząc na mnie tym samym wzrokiem, którym ja zwykle obdarowuję obściskującego się Harrego z Louisem.
- Nie zaprosiłam – odparłam natychmiast. – Spotkałam go w drodze do marketu i sam mi się wpakował do domu.
- A co on w ogóle robi w UK? – odezwał się Niall.
- Harry? – popatrzyłam na pałaszującego pizzę lokatego. – Może odpowiesz?
- Eee… - zaciął się, mrużąc oczy. – Pamiętasz, jak pomyliliśmy drogi, jadąc do sklepu w Mullingar? – spytał Horana.
- Pomyliliście drogi?!
- Przepraszam, MY pomyliliśmy? – otworzyłam szeroko oczy z niedowierzeniem, co ten głupek wymyśla. – Kto kierował Nialla samochodem? Ja?
- Zabraliście mój samochód?!
- Niall… - mruknął spokojnie Haz. – Tu nie o to chodzi.
No jasne, że nie o to.
- Harry wrobił mnie w randkę z tym kretynem w zamian za to, że powie nam jak wrócić do domu.
- Nie znacie mojego adresu?! – oburzył się blondyn po raz kolejny w ciągu tej minuty.
- No przecież wiemy, że mieszkasz w Mullingar, daah? – odparł głupio Styles.
- Nieważne, teraz nie zaznam spokoju dopóki nie spędze z nim wspólnie wieczoru – mruknęłam, opierając się zrezygnowana na kanapę.
- Przecież spędziłaś – odezwał się Louis. – Jeszcze dostał w pakiecie ekstra nas jako towarzyszy, to sto razy lepsze niż zwykła randka z tobą – prychnął.
- No dzięki – wywróciłam oczami.
- Kupiłaś to żarcie btw? – wtrącił się Liam.
- Yep, jest w kuchni  - wskazałam palcem na pomieszczenie z toną jedzenia w środku na co chłopak tylko się zaśmiał.
- Wiem, co gdzie jest, ale dzięki za troskę – mruknął, udając się w tamtą strone.
 - Ty się śmiejesz, ale Niall się dzisiaj zgubił – odezwał się Zayn.
- Co – to chyba oczywiste, że zaczęłam się śmiać?
- Zabłądził na pierwszym piętrze i dzwonił do mnie, żebym go znalazł.
- Dostałem ataku paniki! – oburzył się blondyn. – Nie zapominajcie, że mam klaustrofobie. I to nie jest zabawne – powiedział, jakby uraziło go to, że się z niego nabijamy.
- Ten hol jest ogromny! – krzyknął Malik, wyrzucając ręce w powietrze.
- Więc?
W odpowiedzi tylko pokręcił głową z niedowierzeniem na jego głupotę i ulotnił się w kierunku sprzętu, by przygotować muzyke na dzisiejszy wieczór.
- Dziwnie mi się kojarzy ostatnia domówka, którą zrobiliśmy – wypaliłam, wracając myślami do tamtej nocy.
- Ostatnia domówka? – zamyślił się Louis. – Była u ciebie? Po twoim powrocie ze szpitala? Co nawalony Haz wyznał miłość twojej matce? – na samo wspomnienie wszyscy automatycznie wybuchnęli śmiechem, oczywiście z wyjątkiem Harrego, który poczuł się wyjątkowo dotknięty.
- No śmieszne oszołomy, ale nie wspomnicie już o tym, kto wam robił lecznicze napoje na kaca następnego dnia?
- Nieeee – zawyłam, kręcąc głową. – Nie ta domówka. Ta, co zrobiliśmy u Liama, gdy byliśmy w trasie. Louis rozstał się z Elką i chciał odreagować, a nawalony Zayn chciał zabić  Harrego – wyjaśniłam, w wyniku czego cała piątka, łącznie z Paynem, wyglądającym zza ściany w kuchni, popatrzyła na mnie jak na kompletną wariatkę. – Tej domówki wcale nie było, prawda? – zaśmiałam się sama z siebie, domyślając się tego po ich reakcji.
- Nie, to również wymysł twojej wyobraźni, ale opowiedz nam o tej nocy – powiedział zabawnie-poważnie Niall, siadając tuż na wprost mnie.
- W tym twoim świecie też się rozstaliśmy? – spytał smutno Lou, po czym od razu pożałowałam, że w ogóle rozpoczęłam ten temat.
- Powiedziałam rozstaliście? Miałam na myśli zaręczyliście – powiedziałam szybko, głupio się szczerząc.
- Nieważne, może tak miało być – machnął lekceważąco ręką. – Może to co się działo tam u ciebie, stanie się też tutaj? – popatrzył na mnie podejrzliwie.
- Uhmm, nie sądzę… to znaczy, mam nadzieje, że nie – przestraszyłam się tym, co właśnie powiedział, no bo… nie, nie było zbyt fajnie. Narzekać nie mogłam, ale w końcu doprowadziłam do rozpadu zespołu, tak? – Boże Lou, wypluj to – pokręciłam głową obawiając się teraz wszystkiego, co się stanie w najbliższej przyszłości.
- Było aż tak źle?
- Zayn chciał mnie zabić?! – obudził się Harry. REFLEKS SZACHISTY.
- Ta, długa historia – machnęłam ręką w podobny sposób, co Tommo przed chwilą.
- Hej, chcę wiedzieć czego się spodziewać – powiedział lokaty, siadając obok Nialla, więc był teraz centralnie na wprost mnie. – Zdążę się jakoś przygotować, no wiesz, zaskoczę go.
- Boże, Haz… - walnęłam się z otwartej w czoło.
- No weeeeź – ryknęli wszyscy, Zayn też od razu przyleciał, gdy podsłuchał temat naszej aktualnej rozmowy, zajmując miejsce obok reszty.
- Louis miał romans z Megan i wpadli, czego efektem było ich późniejsze dziecko, co było również powodem twojego zerwania z El – zwróciłam się do chłopaka, wskazując na niego palcem. – Ty – tym razem pokazałam na Malika. – Byłeś ze mną, potem zdradziłeś, więc cię olałam, po jakimś czasie byłam z tobą – tak, teraz wskazałam na Hazzę. – W wyniku czego ty – znowu Zane – byłeś szalenie zazdrosny i podczas twojej pierwszej lepszej najebki postanowiłeś się wyżyć na lokatym. – Ty Niall zadurzyłeś się w waszej nowej choreografce, która była dla ciebie wyjątkowo okrutna i złamała twoje irlandzkie serce, a ty Liaś żyłeś w swoim własnym świecie wraz z Danielle – wydawało mi się, że powiedziałam to wszystko na jednym wydechu i chyba zdecydowanie zbyt szybko, bo ten natłok informacji zszokował chłopców do tego stopnia, że nie byli w stanie wykrztusić ani słowa. Jedyne co, to siedzieli z szeroko otwartymi oczami i ustami i patrzyli na mnie, jakbym była milionem dolarów.
- Co ty ćpiesz, Sam? – jako pierwszy odezwał się Zayn, brawa dla tego pana!
- Hej, to ty mnie zdradziłeś – prychnęłam, podnosząc ręce w geście obronnym i  wstałam z miejsca, patatając w kierunku kuchni, by dokończyć przygotowywanie jedzenia do dzisiejszego wieczoru, które Liam olał na rzecz wysłuchania mojej jakże interesującej opowieści.
Pare minut później zaczęli się schodzić zaproszeni przez tych matołów gości. Mam tylko nadzieję, że nie pozwolili przyjść pierwszym lepszym osobom i nie będę musiała ich wyrzucać za bycie wyjątkowo irytującymi. I modliłam się też, żeby nie wydarzyło się nic na tyle głupiego, czego potem będę żałować, bo spójrzmy prawdzie w oczy – zawsze coś takiego się dzieje, a ja z niewiadomych przyczyn nie mam na to wpływu.

_______________________________

pisany na szybko, dlatego taki nijaki, sorx :< 

piątek, 14 marca 2014

number seventy five



Wszystkie moje walizki były ładnie ustawione przed drzwiami wyjściowymi, gotowe by ktoś je szanownie zapakował do busa. Nawet się nie rozpakowywałam po powrocie z Mullingar, więc zaoszczędziłam dobre 2 godziny, w przeciwieństwie do takiego Louisa, który biegał po całym domu od samego rana w poszukiwaniach za jego pluszowym jednorożcem.
- Gotowa? – zobaczyłam schodzącego po schodach Zayna z 3 torbami.
- O dziwo – mruknęłam. – A ty?
- Wszystko na swoim miejscu – odparł ucieszony ustawiając swoje bagaże tuż obok moich.  – Harry z Niallem mają lekką spine i Liam próbuje ich uspokoić, a Louis wciąż nie znalazł pana Corna.
- Co za spina? – zdziwiłam się. – I kto normalny nazywa swojego pluszaka kukurydza?
- Niall zjadł Harrego babeczkę, na którą ten napalał się odkąd tylko poszedł spać i to było w sumie głównym powodem dla którego wstał dziś rano… a dlaczego Corn? – spytał retorycznie. – No wiesz… uniCorn*? – rozłożył ręce, czekając na moją reakcje.
- Nie wierze – walnęłam się z otwartej w czoło. W sumie nie powinno mnie to dziwić, choć szczerze powiedziawszy zawsze ciekawiło mnie, co tak naprawdę Louis ma w głowie. O ile w ogóle coś tam ma. – Przecież Harry ma cały zapas babeczek w przenośnej lodówce w pokoju Lou – olśniło mnie.
- Ty to wiesz, ja to wiem… cóż, chyba wszyscy to wiedzą – odparł po chwili zastanowienia. – Nie próbuj ich zrozumieć – zaśmiał się.
- Racja – przytaknęłam. – A tak w ogóle… - zaczęłam niepewnie. – Jak tam po wczoraj? – podniosłam do góry jedną brew, przyglądając mu się podejrzliwie.
- Co masz na myśli? – popatrzył na mnie zdezorientowany.
- No wiesz, ptaszki ćwierkały, że wyrwałeś jakąś dziunie ostatniej nocy.
- Serio? – zaśmiał się, mało co się nie krztusząc. – Kto ci tak powiedział?
- Nie powinnam zdradzać swoich źródeł – odparłam prawie natychmiast.
- Louis?
- Ta.
- Jasne, że tak – po raz kolejny się zaczął śmiać. – Wywaliłem go ze swojego pokoju i wiesz… znasz Louisa. Albo…
- Albo co?
- Albo po prostu to był pretekst, żeby wpakować się do twojego łóżka – tym razem to on podniósł do góry jedną brew, co swoją drogą w jego wykonaniu wyglądało naprawdę komicznie.
- Co ty majaczysz, Zane? – posłałam mu dziwne spojrzenie.
- Może szuka pocieszenia? – zaśmiał się. – Zerwał z Eleanor, słyszałaś?
- Nie gadaj – otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia.
- Nie wiesz tego ode mnie – mruknął, widząc jak chłopcy w końcu schodzą z piętra obładowani z każdej możliwej strony walizkami.
- Nowy dom, nowe życie! – ryknął Tommo, zeskakując z trzech ostatnich stopni czego wynikiem był jego upadek, bo oczywiście potknął się o swoją torbę i przez kolejne 15 minut musieliśmy go zbierać z podłogi i gwarantować mu, że jego kostka na pewno nie jest skręcona. Jak z dzieckiem.
- Złap mnie za rękę – odezwał się Harry, obejmując Lou w pasie, by temu się lepiej szło. Przez całą drogę do auta kulał, a jemu naprawdę nic nie było, co z nim jest nie tak?
- Co to było? – zląkł się w pewnym momencie Zayn, rozglądając się dookoła.
- Co? – wejrzeliśmy na niego dziwnie.
- Te krzaki się poruszyły – powiedział, wskazując na nie, na co wszyscy przenieśliśmy wzrok w tamtą strone.
- Paparazzi, szybko do samochodu – pogonił nas Liam, na co wszyscy zaczęliśmy się pakować do środka.
- Jak oni nas znaleźli? – zdziwił się Niall.
- Hmm, może dlatego, że większość osób zna nasz adres? – zapytał Lou z nutką ironii w głosie. – Panie kierowco! – ryknął. – Proszę dopilnować, by nikt za nami nie jechał aż do samego Wembley.
- Boje się go, gdy jest taki stanowczy – mruknął Zayn.
- Ja też – odparłam, spoglądając niepewnie na Tommo.
Po niecałych 20 minutach byliśmy już na miejscu. Fakt, że nie przeprowadzaliśmy się na drugo koniec kraju bardzo nam odpowiadał. Polubiliśmy tamtejszą okolicę.
Wysiedliśmy wszyscy z pojazdu, a ja zaczęłam okręcać się wokół własnej osi, zastanawiając się, który dom należy do nas.  
- Ten – wskazał Harry, łapiąc mnie za ramiona przez co automatycznie przestałam się kręcić. Obróciłam się do tyłu znajdując wzrokiem supermarket, o którym wspominali chłopcy. Mieli racje, mówiąc że będziemy mieli do niego wyjątkowo blisko, co cieszy nas chyba najbardziej. – Co myślicie? – zapytał, odnosząc się także do Zayna.
- Dom, jak dom – wzruszyłam ramionami.
- Taki był zamiar – wywrócił oczami Lou, udając się w kierunku naszej nowej posiadłości.
Zrobiliśmy to samo.
- Łapcie – odezwał się Liam, rzucając każdemu z nas komplet kluczy. Swoje natomiast włożył do zamka i otworzył tym samym drzwi, po czym wszyscy rzuciliśmy się do środka.
- Wow – mruknęłam równo z Zaynem. – Jest… uhm, inaczej?
- Lepiej – przyznał mulat.
- Więcej miejsca do ganiania się – dodałam, krocząc przed siebie. – Mogłabym tu zamieszkać.
- I zamieszkasz! – krzyknął Haz, klaszcząc w ręce.
- Nie mogę uwierzyć, że kupiliście naprawdę fajny dom i to bez mojej pomocy – pokręciłam głową, rozglądając się dookoła.
- Każdy z nas ma swój własny pokój na samej górze iiii… - zrobił pauzę, powodując napięcie, zwłaszcza u mnie i Malika. – 3 łazienki!
- Coooo – zawył brunet, otwierając szeroko buzię.
- Czemu nie 6? – popatrzyłam na nich niezadowolona.
- Nie marudź, masz swoją własną jeśli to cię uszczęśliwi.
- Coooo – zawyłam w podobny sposób, co Zayn przed chwilą.
- Jedna jest tutaj na końcu korytarza, a dwie pozostałe na górze.
- Ekstra – zaklaskałam w dłonie.
- Chodźcie do kuchni – powiedział podekscytowany Styles, pchając nas wszystkich w tamtym kierunku. – Witajcie w moim królestwie! – ryknął, wskazując na pomieszczenie, do którego właśnie weszliśmy.
- Ona jest wspólna… tak? – popatrzyłam na niego niepewnie.
- Tylko wtedy, kiedy nie będę gotował czegoś super.
- Nigdy tego nie robisz.
- Moje dania są najlepsze!
- Zwłaszcza kanapki! – krzyknęłam ironicznie. – Wychodzą ci znakomicie!
- Jak to się stało?! – naszą uwagę przykuł zszokowany Niall z głową w lodówce. – Dopiero, co przyjechaliśmy, a lodówka już jest pusta?
- Niall? – obok niego od razu pojawił się Louis. Położył mu rękę na ramieniu i popatrzył poważnie w oczy, jakby miał mu do przekazania jakąś niezmiernie ważną wiadomość. – Ona nigdy nie była pełna – dodał, na co blondyn popatrzył na nas jak taki zagubiony szczeniaczek.
- Dajcie mi hajs, skocze po coś do żarcia – odezwałam się, na co Liam posłusznie wykonał mój rozkaz.
- Kup coś na wieczór, a my sprosimy gości – powiedział na co posłusznie pokiwałam głową. 
- Mam nadzieje, że tym razem nie będę musiała wlec waszych nawalonych zwłok do łóżek jak… zawsze – odparłam po chwili namysłu, na co wszyscy się oburzyli.  
- Po prostu idź – powiedział wielce urażony Lou, robiąc te swoją mine, która zawsze wywołuje u mnie napad śmiechu. Wyszłam więc z kuchni, następnie z domu i popatajałam wesoło w strone marketu po drugiej stronie ulicy.
- Hej! – usłyszałam za sobą, co w pierwszej chwili olałam, jednak gdy owa osoba wypowiedziała moje imie odwróciłam się zdezorientowana w tamtym kierunku i skłamałabym mówiąc, że to kogo tam zobaczyłam, ucieszyło mnie.  

 __________________

* unicorn – jednorożec
* corn – kukurydza
chyba nic głupszego nie mogłam wymyślić hahah nieważne

ogólnie to nudnynudnynudnynudny
wybaczcie, że czekaliście na rozdział o tydzień dłużej niż zwykle, ale moja wena zrobiła sobie wolne

niedziela, 2 marca 2014

number seventy four



Następnego dnia rano naturalnie nie obudziłam się sama, bo to by było dziwne, tak się nie dzieje praktycznie nigdy. Krzyki Harrego były głośne do tego stopnia, że obudziły nawet mnie, a sen mam wyjątkowo twardy, więc każdy chyba może sobie wyobrazić, jak bardzo się wydzierał. Wstałam z łóżka, zakładając na siebie jakąś bluze, żebym nie zmarzła i zeszłam na dół, gdzie zastałam stojącego na korytarzu osobnika, który przerwał mój sen.
- Wołałeś mnie czy mi się śniło? – zapytałam, patrząc na jego srogą minę.
- Wołałem – wycedził przez zęby, biorąc mnie za rękaw i brutalnie pociągnął w kierunku kuchni.
Nie zgadniecie kogo zastałam na miejscu! Myślałam, że z tą wizytą to był żart, ale jak widać się myliłam.
- Cześć Sam! – krzyknęła entuzjastycznie Anne.
- Emm, dobry?
- Mam coś dla ciebie – powiedziała z uśmiechem, poruszając brwiami w dokładnie ten sam sposób, w jaki robi to Harry. Widać, że rodzina…
- Dla mnie? – zdziwiłam się.
- W sumie nie do końca – mruknęła, grzebiąc coś w torebce i już po chwili położyła na stole najmniejsze na świecie buciki dla dziecka.
- Co to? – popatrzyłam na nią dziwnie.
- To dla Tylera – uśmiechnęła się szeroko.
- Kim jest Tyler – powtórzyłam z jeszcze dziwniejszą miną niż wcześniej.
- Jak to, nie wiesz? – odezwał się Harry. – Nasze dziecko, pamiętasz? – uśmiechnął się sztucznie. – Wybrała już imie, kupiła nie tylko buciki, ale też i wózek. Stoi w holu, chcesz zobaczyć? – zapytał nerwowo i nie czekając aż odpowiem, pociągnął mnie w tamtym kierunku.
- Co z twoją matką jest nie tak? – zaśmiałam się głupio, na co ten zmierzył mnie wściekłym wzrokiem.
- Masz to odkręcić, natychmiast – nakazał. – Ona mnie umówiła na jutro na naukę przedmałżeńską! – krzyknął sfrustrowany, na co standardowo zareagowałam śmiechem. – Sam… - skarcił mnie wzrokiem.
Popatrzyłam na niego, jak bardzo nie radzi sobie z tą sytuacją i postanowiłam się nad nim ulitować.
- Dobra – mruknęłam, opanowując śmiech. – Chodź – pociągnęłam go z powrotem w kierunku kuchni i stając przy meblach, oparłam się o nie, spoglądając na Anne.
- Co myślisz? – uśmiechnęła się szeroko.
- Ale o czym? – zmarszczyłam brwi.
- O wózku?
- A o wózku? Dla Tylera?
- Tak, niebieski to będzie jego ulubiony kolor, więc takie są i buciki i wózek i inne ubranka też mu kupię w tym kolorze i przemalujemy też tak pokoik dla niego, co sądzisz Harry? – zwróciła się do niego podekscytowana, jak nigdy.
Jak ona do cholery przewidziała, że niebieski będzie jego ulubionym kolorem? To znaczy… skąd ona ma pewność, że to byłby chłopiec?
- Obawiam się, że będzie pani musiała to wszystko oddać – wtrąciłam się, zanim Haz zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Jak to? – popatrzyła na nas zdezorientowana.
- No bo tak się składa, że…
- Kupiliście już inny? – przerwała mi, zatykając sobie usta, na co Harry walnął się z otwartej w czoło, a ja tylko prychnęłam śmiechem na jej głupotę.
- Nie.
- Nie podoba wam się?
- Nie, to nie to.
- Więc o co chodzi? – biedna miała taką zagubioną minę, jak Niall kiedy się zgubi w supermarkecie.
- Po prostu…
- Będzie dziewczynka? – weszła mi w zdanie, wstając z miejsca i podbiegła do mnie, łapiąc mnie za rękę.
Wut.
- Tak, będzie dziewczynka – uśmiechnęłam się głupio, na co ta odetchnęła z ulgą, gdy dotarło do niej, że z jej gustem, co do wózków jest wszystko okej.
- Co będzie? – powtórzył Harry, spoglądając na mnie groźnie.
- Nie no, dobra. Prawda jest taka… - zaczęłam ostrożnie, zerkając na Anne. – Że poroniłam – dodałam, po czym wzruszyłam ramionami. – Nie będzie pani babcią, a jutrzejszą naukę przedmałżeńską można odwołać – rzuciłam na odchodne i opuściłam kuchnię, zostając zszokowaną kobietę samą, bowiem Harry podążył tuż za mną.
- Jesteś pojebana – skomentował.
- Chciałeś, żebym to odkręciła to odkręciłam – zaśmiałam się głupio, wchodząc do pokoju, gdzie zastałam leżącego na moim łóżku Lou. – Co ty tu robisz?
- Śpię – mruknął, zmieniając bok.
- Czemu tu?
- Bo u mnie śpi Niall.
- Czemu nie śpi u siebie?
- Bo tam jest Liam.
- A co z Liamem?
- Zayn był za głośno i nie mógł spać.
- I to ja jestem pojebana, tak? – wejrzałam na stojącego obok Hazzę, odwołując się do jego wcześniejszych słów.
- Tak? – odparł, jakby to było takie oczywiste. Idiota.
- Co robi Zayn btw? – zapytałam.
- Nie wiem, sprowadził jakąś blondzie i się zabawiają, całe piętro się trzęsło – wymamrotał Tommo. – Jak zwierzęta… - skomentował z niedowierzeniem. – W nowym domu chce mieć pokój obok… - zaciął się, robiąc szybką analizę w myślach. – W sumie to obok nikogo, wszyscy jesteście zwierzętami. Szympansy wypuszczone z dziczy. Patologia, małpy, dżungla. Jestem najbardziej odpowiedzialny z was wszystkich – przyznał skromnie, na co równocześnie z Harrym prychnęliśmy na jego słowa.
- Coś nie tak z główką, Louie? – zapytałam ‘słodko’, podchodząc do łóżka. – Won z mojego pokoju panie najbardziej odpowiedzialny, chce się ubrać.
- Nie możesz przy mnie? – wyszczerzył się głupio, na co dostał jedynie strzała poduszką.
- Auaaa – zawył, masując się po głowie. – Zwierzęta – mruknął na odchotne i tyle go widziałam.
- Ty też – popatrzyłam na lokatego, jak ten się rozsiadł w fotelu pod ścianą.
- Co ja też?
- Wyjdź?
- Nie?
- Czemu?
- Bo… nie?
- Czemu jesteś głupi?
- No weź Sam, przecież widziałem cię już kiedyś bez ubrań – uśmiechnął się głupio.
- Znudziło ci się życie z prostymi zębami? – warknęłam, podchodząc do niego.
- Jeszcze mnie będziesz prosiła, żebym został – zaśmiał się pod nosem, podnosząc się z mojego fotela.
- Głupota mamusi na ciebie przeszła? – popatrzyłam na niego jak na debila, jednak ten wyszedł z tym swoim głupawym uśmieszkiem, zostawiając mnie oniemiałą na środku pokoju.
Mózg to zajebista sprawa, powinien mieć go każdy facet.
Swoją drogą coraz bardziej zaczynam się zastanawiać czy ten wspólny dom to aby na pewno dobry pomysł. Może sobie coś wynajmę? Albo zamieszkam pod mostem, bo mnie nie stać na własne mieszkanie? Tak, to jest dobra opcja, powinnam ją rozważyć.