piątek, 13 czerwca 2014

number seventy eight

Ręce chłopaka błądziły po moich nagich już plecach. Skierowaliśmy się w strone łóżka, gdzie popchnęłam Lou na łóżko, siadając na niego okrakiem. Zaraz po tym dobrałam się do jego spodni i zaczęłam je stopniowo zdejmować, zaczynając od paska. Wydawało się jakby czas mijał nadzwyczaj szybko i w ciągu kilku sekund zostaliśmy bez ubrań. W jednej chwili wylądowałam pod ciężarem chłopaka i czułam masę pocałunków, jakie składał na mojej szyi, którą mimowolnie odchylałam.
Chwile po tym, po jego ruchach, zorientowałam się, co teraz chce zrobić. Halo, halo, a zabezpieczenie? Jak on może zapomnieć o tak ważnej rzeczy?
- Gumka – sapnęłam, jednak ten zdawał się tego nie słyszeć, bo kontynuował swoje działania. – Gumka, Harry – powiedziałam tym razem głośniej, w wyniku czego przestał cokolwiek robić.
Podniósł się powoli ze mnie i zerknął uważnie na moją zdezorientowaną twarz.
- Powiedziałam Harry? Miałam na myśli Louis – zaśmiałam się głupio.
Ups? Co teraz.
Brunet zszedł ze mnie i lekko chwiejnym krokiem stanął na podłodze.
- Jak tak bardzo chcesz Harrego, że myślisz o nim nawet w takim momencie, to może do niego pójdziesz? – zapytał z wyrzutem.  – Jak ja mogłem w ogóle chcieć z tobą cokolwiek robić. Z tobą?
- Wiesz co? – zapytałam retorycznie, wstając z łóżka. W błyskawicznym tempie zaczęłam się ubierać i już po chwili stałam przy drzwiach. – Może rzeczywiście do niego pójdę – dodałam i wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami.
Niesamowite, jak bardzo ciągnie mnie do niego nawet wtedy, kiedy jestem na niego naprawdę wnerwiona. Przecież Styles to dupek jakich mało, o co chodzi?
Zbiegłam pospiesznie ze schodów w poszukiwaniu lokatego, szturchając pałętających się pod moimi nogami ludzi, którzy ledwo co stali o własnych siłach.
- Harry! – krzyknęłam, rozglądając się dookoła. – Hej, ty – zaczepiłam nieznaną mi osobę. – Widziałaś gdzieś go?
- Ale kogo – wybełkotała.
- No Harrego.
- Jakiego Harrego – popatrzyła na mnie przyćpanymi oczami, na co tylko pokiwałam z politowaniem głową.
- Taka młoda, a taka pijana, nie tak rodzice cię wychowali – poklepałam ją z udawanym zawodem po ramieniu i zaczęłam kontynuować poszukiwania Hazzy.
Wkroczyłam do kuchni, gdzie zobaczyłam doskonale znaną mi burze loków. W jednej sekundzie poczułam ulge, że w końcu go znalazłam, no i szczęście. Tak, zdecydowanie szczęście, te bizonki w brzuchu mają jakąś inną nazwe? Jednak dostrzegając na wprost niego jakąś wypindrzoną niunie, wszystko to zamieniło się w zawód. Nie tyle, co złość, ale zawód. Popatrzyłam tak na nich, jak całują się całymi sobą i nie widząc sensu, by to dalej robić, wyszłam z domu. Klapnęłam sobie na schodach i zaczęłam rozmyślać nad filozoficznymi kwestiami typu czym tak naprawdę jest życie. Jaki jest jego sens? Po co tak właściwie się rodzimy? I dlaczego faceci to idioci? Powinnam zostać psychologiem, bo moje odpowiedzi na te pytania nie miały sensu tak bardzo jak to, że przed chwilą chciałam się przespać z Lou.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie jakiś szelest, który usłyszałam w krzakach. Ktoś szedł i się wyjebał, innej odpowiedzi nie znalazłam. Wstałam więc i zaczęłam iść w tamtym kierunku, by pomóc owej osobie, bo zapewne jest napruta do tego stopnia, że nie da rady wstać o własnych siłach. Podeszłam bliżej i zgadnijcie co! Miałam rację. Nogi typa wystawały z krzaków, gdzie była reszta ciała. Buty uwalone błotem, co było dziwne, bo pogoda była wyjątkowo ładna, a deszczu nie było od dobrych kilku dni. Podniosłam więc te jego nogi z ziemi i zaczęłam ciągnąć w swoim kierunku, by go wydostać, ale był tak bardzo ciężki, że nie dałam rady, a sama byłam najebana, więc wylądowałam na ziemi, gdy całą sobą ciągnęłam go, a jemu zsunął się but. No zajebiście.
- Nigdy więcej pomagania ludziom – mruknęłam, podnosząc się.
- Heeej – usłyszałam jęk chłopaka. – Zimno mi w stopę – wybełkotał.
- Masz – rzuciłam w jego stronę butem, trafiając go w głowę, na co ponownie zawył.
Chwila, moment. Znam ten dźwięk.
Podeszłam bliżej i tym razem ziomek dał coś od siebie, więc podnoszenie go było sto razy lżejsze. Stanął na wprost mnie i zaczął się głupio szczerzyć.
- Harry? – popatrzyłam na niego dziwnie. – Ale… jak? Przecież… ty… i ta laska… w kuchni? Jak to się stało – zmarszczyłam brwi.
- Brałaś coś?
- Gdzie byłeś? – zapytałam.
- Po wódee! – wydarł morde.
- Nie drzyj się – uciszyłam go. – Przecież wszystko jest pozamykane o tej godzinie.
- Teraz mi to mówisz? – popatrzył na mnie tą swoją miną.
- Chwila, czyli skoro byłeś w sklepie to znaczy, że nie mogłeś być w kuchni… - zaczęłam głośno myśleć, łącząc kropeczki.
- Brawo, Sam – powiedział ironicznie, klepiąc mnie po ramieniu z udawaną dumą.
- Idź precz – zrzuciłam jego rękę i odwróciłam się, chcąc wrócić do domu. – Chociaż… - zawahałam się, zwracając się z powrotem w jego kierunku i podeszłam bliżej. Popatrzyłam na jego zdezorientowaną minę i śmiejąc się sama z siebie i z tego, co zaraz zrobię, pokiwałam głową, przyglądając mu się jeszcze dokładniej. – Jesteś idiotą, Harry – ponownie się zaśmiałam.
Ten w odpowiedzi tylko podniósł brwi i posłał mi dziwne spojrzenie, czekając aż rozwinę tę wypowiedź.
- Ale i tak mnie kręcisz – dodałam i stając na palcach, przyssałam się do jego ust.
Poczułam jego zdziwienie, jednak po chwili odwzajemnił pocałunek, a ja chcąc go jeszcze bardziej podkręcić, przysunęłam się do niego jeszcze bliżej, na co on zrobił krok w tył i tak w kółko, dopóki nie skończyła się droga, a my wylądowaliśmy na płocie.
- Wiedziałem, że mnie kochasz – mruknął, śmiejąc się, na co zareagowałam podobnie.
- Nie dodawaj sobie – odparłam w ten sam sposób i gdy po chwili zostaliśmy już bez najważniejszych części garderoby, zaczęliśmy działać.


____________

boże co to hahahah, sory, nie wiem tak bardzo
dodaje rozdział po prawie 2 miesiącach i jest wyjątkowo krótki, ale nieważne!
życze wam cierpliwości w oczekiwaniu na kolejny, który będzie nie wiem kiedy

PS. trzymajcie dziś kciuki za hiszpanie, ok

piątek, 18 kwietnia 2014

number seventy seven



 - Mocniej! Mocniej! – słyszałam czyjś krzyk, dobiegający z sypialni. – Boże, Harry, przyłóż się trochę…
- Nie mam… już… siły – pojedyncze sapy lokatego wywołały u mnie wybuch śmiechu.
- Jeszcze trocheeee – zawyła osoba towarzysząca Styles’a.
Co do cholery, nie może dojść?
- Już… prawie.. JEST! – krzyknął resztką sił, opadając jak mniemam na łóżko.
Rozumiem, że mogę już wkroczyć?
Otworzyłam drzwi do pokoju, zasłaniając sobie ręką oczy, by nie nadziać się na roznegliżowane ciało Harolda i jego dzisiejszej wybranki.
- Ja tylko po ładowarke – mruknęłam, idąc na czuja w kierunku mebli. – Nie krępujcie się.
- Uhm, okej, ale nie musisz się zasłaniać.
- Jesteście przykryci? – zapytałam, odwracając się w ich kierunku i ostrożnie zrobiłam lekką przerwę pomiędzy palcami, odsłaniając widok na Harrego i… Nialla? – WTF?
- Włożyłem palec do butelki i nie mogłem wyjąć – mruknął blondyn.
- Włożyłeś palec do butelki?
- A co ty myślałaś? – zapytał, obdarowując mnie dziwnym spojrzeniem.
- Po co go tam wkładałeś? – odpowiedziałam pytaniem, chcąc by to na głupocie Horana skupiła się ta rozmowa.
- Wpadła mi tam guma, chciałem ją odzyskać – odparł smutno, na co pokiwałam tylko głową.
- Masz – rzuciłam w jego kierunku całą paczkę miętówek.
- Yaayy – zawył uszczęśliwiony i w podskokach opuścił pokój, schodząc na dół, gdzie zapewnie poniesie go melanż.
- Czemu ty masz takie zbereźne myśli, Sam? – Lokaty pokiwał na mnie z niedowierzeniem głową. – Ja nie wiem po kim ty to masz.
- Gdybyś tak nie jęczał na cały dom to o niczym bym sobie nie pomyślała.
- Ty tylko o jednym – mruknął, śmiejąc się pod nosem.
Dopiero teraz zauważyłam, że był już lekko wstawiony.
- Ale jak chcesz to wiesz… - urwał, na co posłałam mu dziwne spojrzenie. – Jestem cały twój! – krzyknął, rozpinając swoją koszulę, jak ci super-bohaterowie w kreskówkach, pozbywając się swoich zwykłych ubrań, pod którymi mają… no wiecie, stroje dla super-bohaterów. Peleryny, te sprawy.
- Przekroczyłeś swoją dopuszczalną dawkę alkoholu dzisiejszego wieczoru?
- Nie jestem pijany – wyszczerzył się.
- Racja. Jesteś napalony. Jak zwykle. Harry Spragniony Ruchania Styles.
W odpowiedzi chłopak zaczął się śmiać.
- Jak możesz opierać się TEMU? – wskazał na swoją odsłoniętą klatę.
- O patrz, właśnie tak – odparłam, udając się w kierunku wyjścia.
- Jeszcze do mnie wrócisz! – usłyszałam zanim zatrzasnęłam drzwi. – Zawsze wracają.
Zeszłam sobie na dół, gdzie zgarnęłam kolejną porcję piwowego alkoholu, którym się dziś poję i zaczęłam się przyglądać nawalonym ludziom, wijącym się po naszym nowym salonie. Już teraz syf był ogromny, aż strach pomyśleć, co będzie rano. Jedno jest pewne – ja tego nie będę sprzątać.
- Hej, Sam! – usłyszałam, znajomy głos za plecami. Odwróciłam się i ujrzałam wyszczerzonego Malika, który szedł w moim kierunku.
- Skołowałem nowe alko, chcesz spróbować?
- Co to? – popatrzyłam na butelki pełne kolorowego płynu, które brunet trzymał w rękach.
- Sprzedawca bardzo zachwalał, więc wziąłem – wzruszył ramionami.
- Jasne, że zachwalał, w końcu to jego towar – wywróciłam oczami na to, jak łatwo się dał.
- Chcesz czy nie? – sapnął zirytowany.
- Dobra – mruknęłam, człapiąc do kuchni.
Wyjęłam 2 czyste literatki i postawiłam na barze.
- Do dna – powiedzieliśmy równocześnie po nalaniu przez Zayna trunku do pełna. Przyłożyliśmy szkło do ust i pochłonęliśmy całość, lekko się kwasząc.
- Co to za gówno – mruknęłam, odstawiając literatke.
- Z deka mocne – odpowiedział podobnym tonem, pijąc tym razem jakiś napój.
- Przepijasz, cieniasie?
Zdaje się chłopak lekko się oburzył, bo natychmiast polał po kolejnym i bez słowa wypił wszystko tym razem nie popijając. Pff, faceci. Za wszelką cenę chcą udowodnić, jacy to oni nie są twardzi i wytrzymali na wszystko. Szkoda tylko, że poznałam już ich drugie strony, gdzie większość ich kłótni kończy się płaczem tego przegranego i skargą na pozostałych. W przeciwnym razie może nabrałabym się na tą ich całą męskość.
Siedzieliśmy tak za tym barem dopóki nie skończyliśmy jednej z butelek magicznego napoju, który przyniósł Zayn. Wypytał mnie też o szczegóły tego naszego całego związku w moim świecie, a koniec historii skończył się jednym wielkim wybuchem śmiechu z zarówno jego strony, jak i z mojej.
- Po kolejnym? – zapytał, machając następną połówką.
- Nie, jest zbyt słabe.
- Słabe?
- Nic mnie nie wzięło, zupełnie jakbym piła wodę. Tyle, że z lekka kwasi. Nie wiem, co ty tu za shity przyniosłeś, powinieneś być wyprowadzony z tej domówki za pojenie mnie takimi chujowiznami – powiedziałam wyjątkowo poważnie, na co Malik w odpowiedzi zaczął się śmiać.
- Nic cię nie wzięło? – powtórzył. – Zaczekaj chwile, za jakiś czas dostaniesz takiego kopa, że nie będziesz wiedziała, jak się nazywasz.
- Taaa, szczerze w to wątpie – uśmiechnęłam się głupio, wstając z krzesła.
 Popatajałam wesoło w kierunku Liama i Danielle, którzy miziali się w rogu salonu i zaczęłam się do nich głupio szczerzyć.
- Heeeeeeej – zawołam, obejmując ich ramieniem. – Co tam słychać u mojej ulubionej pary? Jak się bawicie? Dobrze? Widze, że tańczyliście? Mam nadzieje, że wam nie przeszkodziłam? Widzieliście może gdzieś Louisa? – zadając ostatnie pytanie, zaczęłam się rozglądać dookoła siebie. – Oooo, jest – wyszczerzyłam się w podobny sposób, co wcześniej. – Dobra, fajnie się gadało, narazie – rzuciłam i pobiegłam w kierunku Tomlinsona, palącego szlugę przy oknie. – Ty paliiiiiiiiisz? – zawyłam zszokowana. – Daj mi też.
- Nie, ty nie możesz – wybełkotał.
- Dlaczemu nie? – zapytałam oburzona. – Jestem już pełnoletnia! – krzyknęłam, dobierając się do jego kieszeni.
- No weź, Sam. Nie publicznie – mruknął, łapiąc mnie za rękę przez swoje spodnie, z których po chwili wyjęłam paczke fajek.
Wzięłam już chyba ostatnią i włożyłam ją do ust, obdarowując Louisa spojrzeniem.
- Co? – zapytał zdezorientowany.
- Ogień, synu. Potrzebuje ognia.
- Nie widzisz tego w moich oczach?! – krzyknął, przyciskając mnie do ściany.
W odpowiedzi oczywiście zaczęłam się śmiać. Dobra, nie wiem czemu czułam się, jakbym coś paliła i nie mam zielonego pojęcia, jakie działanie ma to gówno, które piłam z Zaynem, ale wiem, że odkąd odeszłam od baru, zaczęło na mnie działać i przestałam być sobą. Mimo to, będąc nawet w tym stanie, słowa Louisa działały na mnie w ten sam sposób, co zawsze.
- Co cię śmieszy? – oburzył się.
- Oj sory, to miało być romantyczne? – natychmiast spoważniałam, jednak wciąż miałam lekki problem, by taką pozostać. – Daj mi zapalniczkę, czy coś, a jak tak bardzo masz na kogoś ochotę to na górze siedzi napalony Styles – dodałam, wyrywając mu upragniony ogień z rąk.
Odpaliłam szluga i zaciągnęłam się, delektując się jego smakiem, podczas gdy Lou przyglądał się sposobowi, w jaki to robie.
- Daj mi też.
- Huh?
- Wzięłaś mi ostatnią fajkę – powiedział, machając mi pustą już paczką.
Wywróciłam oczami, podając mu papierosa, na co ten tylko pokiwał przecząco głową.
- Powinniśmy go oszczędzać – zasugerował, zerkając na moje usta.
Wspominałam już, że wciąż przyciskał mnie do ściany? Od razu załapałam, co ma na myśli mówiąc, że powinniśmy oszczędzać, więc wzięłam kolejnego bucha, a podczas wypuszczania skierowałam dym prosto do ust chłopaka. Ten zaczął go wciągać, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej, a w zasadzie do mojej twarzy, kończąc na przyciskaniu swoich ust do moich. Chwile potem wsadził język do mojej buzi, a ja niewiele myśląc zrobiłam to samo, w wyniku czego zaczęliśmy się całować, logiczne nie? Łączymy kropeczki!
- Sam – wydyszał, przerywając te całą szopke. Dobra, szczerze mówiąc troche się zawiodłam, bo narobił mi na siebie ochoty, nawet jeśli był no wiecie… sobą.
- Co? – popatrzyłam na jego bezwyrazową twarz, która nie mówiła nic, kompletnie. Czego się spodziewać? Wytrzeźwiał? Jak to się stało, ja po tej fajce jestem jeszcze bardziej pijana, wtf.
- Zwiedziłaś już mój pokój? – mruknął mi do ucha, na co lekko się odsuwając, by na niego wejrzeć, posłałam mu pytające spojrzenie. – Łóżko jest genialne – uśmiechnął się chytrze, a ja dopiero teraz zrozumiałam, co miał na myśli.
Mając tyle promili alkoholu w swojej krwi, jarzę jeszcze wolniej niż zwykle.
W odpowiedzi tylko wyszczerzyłam się głupio, łapiąc go za rękę i ulotniliśmy się na piętro, gdzie oboje pragnąc siebie, jak nigdy, chcieliśmy sobie ulżyć. 

_____________________

hahashashhahshaha, tak wiem

SORY, ŻE TAK PÓŹNO ALE NIE MAM POMYSŁÓW TAK BARDZO
widać z resztą..

piątek, 28 marca 2014

number seventy six



- Mówiąc ‘randka’ nie miałem na myśli TEGO – powiedział zażenowany Ethan, kurcząc się pomiędzy rozpychającymi się na kanapie Niallem i Louisem.
- Mówiąc ‘książę z bajki’ nie miałam na myśli TEGO – odparłam w ten sam sposób, wskazując na niego.
- Co ci się odmieniło? – popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem, podnosząc do góry jedną brew. – W Irlandii leciałaś na mnie, jak Niall leci na nandos – zaśmiał się.
- Co ty możesz wiedzieć o sposobie w jaki Niall leci na nandos? – popatrzyłam na niego, jak na idiotę. – Tylko on to wie. I my.
- Nieważne – wywrócił oczami.
- Za godzinę zejdą się ludzie na imprezę, mam nadzieje, że do tego czasu już cię tu nie będzie? – uśmiechnął się ironicznie Haz, wkraczając do salonu.
- Co? – popatrzył na niego dziwnie. – Żartujesz sobie? Najpierw łatwisz mi randke z Sam, a potem dzieję się TO? – wyrzucił rękoma w powietrze, podczas gdy Liam z Harrym biorąc go za szmaty wywalili go za próg. – To są chyba jakieś jaja. – To ostatnie, co usłyszałam zaraz po zatrześnięciu przez Payno drzwi tuż przed nosem chłopaka.
Wspominałam już, że ich kocham? Zwłaszcza wtedy, gdy są tacy bezczelni i to nie w stosunku do mnie. Co dzieje się rzadko, no ale jednak.
- Dlaczego go tu zaprosiłaś? – zapytał Zayn patrząc na mnie tym samym wzrokiem, którym ja zwykle obdarowuję obściskującego się Harrego z Louisem.
- Nie zaprosiłam – odparłam natychmiast. – Spotkałam go w drodze do marketu i sam mi się wpakował do domu.
- A co on w ogóle robi w UK? – odezwał się Niall.
- Harry? – popatrzyłam na pałaszującego pizzę lokatego. – Może odpowiesz?
- Eee… - zaciął się, mrużąc oczy. – Pamiętasz, jak pomyliliśmy drogi, jadąc do sklepu w Mullingar? – spytał Horana.
- Pomyliliście drogi?!
- Przepraszam, MY pomyliliśmy? – otworzyłam szeroko oczy z niedowierzeniem, co ten głupek wymyśla. – Kto kierował Nialla samochodem? Ja?
- Zabraliście mój samochód?!
- Niall… - mruknął spokojnie Haz. – Tu nie o to chodzi.
No jasne, że nie o to.
- Harry wrobił mnie w randkę z tym kretynem w zamian za to, że powie nam jak wrócić do domu.
- Nie znacie mojego adresu?! – oburzył się blondyn po raz kolejny w ciągu tej minuty.
- No przecież wiemy, że mieszkasz w Mullingar, daah? – odparł głupio Styles.
- Nieważne, teraz nie zaznam spokoju dopóki nie spędze z nim wspólnie wieczoru – mruknęłam, opierając się zrezygnowana na kanapę.
- Przecież spędziłaś – odezwał się Louis. – Jeszcze dostał w pakiecie ekstra nas jako towarzyszy, to sto razy lepsze niż zwykła randka z tobą – prychnął.
- No dzięki – wywróciłam oczami.
- Kupiłaś to żarcie btw? – wtrącił się Liam.
- Yep, jest w kuchni  - wskazałam palcem na pomieszczenie z toną jedzenia w środku na co chłopak tylko się zaśmiał.
- Wiem, co gdzie jest, ale dzięki za troskę – mruknął, udając się w tamtą strone.
 - Ty się śmiejesz, ale Niall się dzisiaj zgubił – odezwał się Zayn.
- Co – to chyba oczywiste, że zaczęłam się śmiać?
- Zabłądził na pierwszym piętrze i dzwonił do mnie, żebym go znalazł.
- Dostałem ataku paniki! – oburzył się blondyn. – Nie zapominajcie, że mam klaustrofobie. I to nie jest zabawne – powiedział, jakby uraziło go to, że się z niego nabijamy.
- Ten hol jest ogromny! – krzyknął Malik, wyrzucając ręce w powietrze.
- Więc?
W odpowiedzi tylko pokręcił głową z niedowierzeniem na jego głupotę i ulotnił się w kierunku sprzętu, by przygotować muzyke na dzisiejszy wieczór.
- Dziwnie mi się kojarzy ostatnia domówka, którą zrobiliśmy – wypaliłam, wracając myślami do tamtej nocy.
- Ostatnia domówka? – zamyślił się Louis. – Była u ciebie? Po twoim powrocie ze szpitala? Co nawalony Haz wyznał miłość twojej matce? – na samo wspomnienie wszyscy automatycznie wybuchnęli śmiechem, oczywiście z wyjątkiem Harrego, który poczuł się wyjątkowo dotknięty.
- No śmieszne oszołomy, ale nie wspomnicie już o tym, kto wam robił lecznicze napoje na kaca następnego dnia?
- Nieeee – zawyłam, kręcąc głową. – Nie ta domówka. Ta, co zrobiliśmy u Liama, gdy byliśmy w trasie. Louis rozstał się z Elką i chciał odreagować, a nawalony Zayn chciał zabić  Harrego – wyjaśniłam, w wyniku czego cała piątka, łącznie z Paynem, wyglądającym zza ściany w kuchni, popatrzyła na mnie jak na kompletną wariatkę. – Tej domówki wcale nie było, prawda? – zaśmiałam się sama z siebie, domyślając się tego po ich reakcji.
- Nie, to również wymysł twojej wyobraźni, ale opowiedz nam o tej nocy – powiedział zabawnie-poważnie Niall, siadając tuż na wprost mnie.
- W tym twoim świecie też się rozstaliśmy? – spytał smutno Lou, po czym od razu pożałowałam, że w ogóle rozpoczęłam ten temat.
- Powiedziałam rozstaliście? Miałam na myśli zaręczyliście – powiedziałam szybko, głupio się szczerząc.
- Nieważne, może tak miało być – machnął lekceważąco ręką. – Może to co się działo tam u ciebie, stanie się też tutaj? – popatrzył na mnie podejrzliwie.
- Uhmm, nie sądzę… to znaczy, mam nadzieje, że nie – przestraszyłam się tym, co właśnie powiedział, no bo… nie, nie było zbyt fajnie. Narzekać nie mogłam, ale w końcu doprowadziłam do rozpadu zespołu, tak? – Boże Lou, wypluj to – pokręciłam głową obawiając się teraz wszystkiego, co się stanie w najbliższej przyszłości.
- Było aż tak źle?
- Zayn chciał mnie zabić?! – obudził się Harry. REFLEKS SZACHISTY.
- Ta, długa historia – machnęłam ręką w podobny sposób, co Tommo przed chwilą.
- Hej, chcę wiedzieć czego się spodziewać – powiedział lokaty, siadając obok Nialla, więc był teraz centralnie na wprost mnie. – Zdążę się jakoś przygotować, no wiesz, zaskoczę go.
- Boże, Haz… - walnęłam się z otwartej w czoło.
- No weeeeź – ryknęli wszyscy, Zayn też od razu przyleciał, gdy podsłuchał temat naszej aktualnej rozmowy, zajmując miejsce obok reszty.
- Louis miał romans z Megan i wpadli, czego efektem było ich późniejsze dziecko, co było również powodem twojego zerwania z El – zwróciłam się do chłopaka, wskazując na niego palcem. – Ty – tym razem pokazałam na Malika. – Byłeś ze mną, potem zdradziłeś, więc cię olałam, po jakimś czasie byłam z tobą – tak, teraz wskazałam na Hazzę. – W wyniku czego ty – znowu Zane – byłeś szalenie zazdrosny i podczas twojej pierwszej lepszej najebki postanowiłeś się wyżyć na lokatym. – Ty Niall zadurzyłeś się w waszej nowej choreografce, która była dla ciebie wyjątkowo okrutna i złamała twoje irlandzkie serce, a ty Liaś żyłeś w swoim własnym świecie wraz z Danielle – wydawało mi się, że powiedziałam to wszystko na jednym wydechu i chyba zdecydowanie zbyt szybko, bo ten natłok informacji zszokował chłopców do tego stopnia, że nie byli w stanie wykrztusić ani słowa. Jedyne co, to siedzieli z szeroko otwartymi oczami i ustami i patrzyli na mnie, jakbym była milionem dolarów.
- Co ty ćpiesz, Sam? – jako pierwszy odezwał się Zayn, brawa dla tego pana!
- Hej, to ty mnie zdradziłeś – prychnęłam, podnosząc ręce w geście obronnym i  wstałam z miejsca, patatając w kierunku kuchni, by dokończyć przygotowywanie jedzenia do dzisiejszego wieczoru, które Liam olał na rzecz wysłuchania mojej jakże interesującej opowieści.
Pare minut później zaczęli się schodzić zaproszeni przez tych matołów gości. Mam tylko nadzieję, że nie pozwolili przyjść pierwszym lepszym osobom i nie będę musiała ich wyrzucać za bycie wyjątkowo irytującymi. I modliłam się też, żeby nie wydarzyło się nic na tyle głupiego, czego potem będę żałować, bo spójrzmy prawdzie w oczy – zawsze coś takiego się dzieje, a ja z niewiadomych przyczyn nie mam na to wpływu.

_______________________________

pisany na szybko, dlatego taki nijaki, sorx :< 

piątek, 14 marca 2014

number seventy five



Wszystkie moje walizki były ładnie ustawione przed drzwiami wyjściowymi, gotowe by ktoś je szanownie zapakował do busa. Nawet się nie rozpakowywałam po powrocie z Mullingar, więc zaoszczędziłam dobre 2 godziny, w przeciwieństwie do takiego Louisa, który biegał po całym domu od samego rana w poszukiwaniach za jego pluszowym jednorożcem.
- Gotowa? – zobaczyłam schodzącego po schodach Zayna z 3 torbami.
- O dziwo – mruknęłam. – A ty?
- Wszystko na swoim miejscu – odparł ucieszony ustawiając swoje bagaże tuż obok moich.  – Harry z Niallem mają lekką spine i Liam próbuje ich uspokoić, a Louis wciąż nie znalazł pana Corna.
- Co za spina? – zdziwiłam się. – I kto normalny nazywa swojego pluszaka kukurydza?
- Niall zjadł Harrego babeczkę, na którą ten napalał się odkąd tylko poszedł spać i to było w sumie głównym powodem dla którego wstał dziś rano… a dlaczego Corn? – spytał retorycznie. – No wiesz… uniCorn*? – rozłożył ręce, czekając na moją reakcje.
- Nie wierze – walnęłam się z otwartej w czoło. W sumie nie powinno mnie to dziwić, choć szczerze powiedziawszy zawsze ciekawiło mnie, co tak naprawdę Louis ma w głowie. O ile w ogóle coś tam ma. – Przecież Harry ma cały zapas babeczek w przenośnej lodówce w pokoju Lou – olśniło mnie.
- Ty to wiesz, ja to wiem… cóż, chyba wszyscy to wiedzą – odparł po chwili zastanowienia. – Nie próbuj ich zrozumieć – zaśmiał się.
- Racja – przytaknęłam. – A tak w ogóle… - zaczęłam niepewnie. – Jak tam po wczoraj? – podniosłam do góry jedną brew, przyglądając mu się podejrzliwie.
- Co masz na myśli? – popatrzył na mnie zdezorientowany.
- No wiesz, ptaszki ćwierkały, że wyrwałeś jakąś dziunie ostatniej nocy.
- Serio? – zaśmiał się, mało co się nie krztusząc. – Kto ci tak powiedział?
- Nie powinnam zdradzać swoich źródeł – odparłam prawie natychmiast.
- Louis?
- Ta.
- Jasne, że tak – po raz kolejny się zaczął śmiać. – Wywaliłem go ze swojego pokoju i wiesz… znasz Louisa. Albo…
- Albo co?
- Albo po prostu to był pretekst, żeby wpakować się do twojego łóżka – tym razem to on podniósł do góry jedną brew, co swoją drogą w jego wykonaniu wyglądało naprawdę komicznie.
- Co ty majaczysz, Zane? – posłałam mu dziwne spojrzenie.
- Może szuka pocieszenia? – zaśmiał się. – Zerwał z Eleanor, słyszałaś?
- Nie gadaj – otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia.
- Nie wiesz tego ode mnie – mruknął, widząc jak chłopcy w końcu schodzą z piętra obładowani z każdej możliwej strony walizkami.
- Nowy dom, nowe życie! – ryknął Tommo, zeskakując z trzech ostatnich stopni czego wynikiem był jego upadek, bo oczywiście potknął się o swoją torbę i przez kolejne 15 minut musieliśmy go zbierać z podłogi i gwarantować mu, że jego kostka na pewno nie jest skręcona. Jak z dzieckiem.
- Złap mnie za rękę – odezwał się Harry, obejmując Lou w pasie, by temu się lepiej szło. Przez całą drogę do auta kulał, a jemu naprawdę nic nie było, co z nim jest nie tak?
- Co to było? – zląkł się w pewnym momencie Zayn, rozglądając się dookoła.
- Co? – wejrzeliśmy na niego dziwnie.
- Te krzaki się poruszyły – powiedział, wskazując na nie, na co wszyscy przenieśliśmy wzrok w tamtą strone.
- Paparazzi, szybko do samochodu – pogonił nas Liam, na co wszyscy zaczęliśmy się pakować do środka.
- Jak oni nas znaleźli? – zdziwił się Niall.
- Hmm, może dlatego, że większość osób zna nasz adres? – zapytał Lou z nutką ironii w głosie. – Panie kierowco! – ryknął. – Proszę dopilnować, by nikt za nami nie jechał aż do samego Wembley.
- Boje się go, gdy jest taki stanowczy – mruknął Zayn.
- Ja też – odparłam, spoglądając niepewnie na Tommo.
Po niecałych 20 minutach byliśmy już na miejscu. Fakt, że nie przeprowadzaliśmy się na drugo koniec kraju bardzo nam odpowiadał. Polubiliśmy tamtejszą okolicę.
Wysiedliśmy wszyscy z pojazdu, a ja zaczęłam okręcać się wokół własnej osi, zastanawiając się, który dom należy do nas.  
- Ten – wskazał Harry, łapiąc mnie za ramiona przez co automatycznie przestałam się kręcić. Obróciłam się do tyłu znajdując wzrokiem supermarket, o którym wspominali chłopcy. Mieli racje, mówiąc że będziemy mieli do niego wyjątkowo blisko, co cieszy nas chyba najbardziej. – Co myślicie? – zapytał, odnosząc się także do Zayna.
- Dom, jak dom – wzruszyłam ramionami.
- Taki był zamiar – wywrócił oczami Lou, udając się w kierunku naszej nowej posiadłości.
Zrobiliśmy to samo.
- Łapcie – odezwał się Liam, rzucając każdemu z nas komplet kluczy. Swoje natomiast włożył do zamka i otworzył tym samym drzwi, po czym wszyscy rzuciliśmy się do środka.
- Wow – mruknęłam równo z Zaynem. – Jest… uhm, inaczej?
- Lepiej – przyznał mulat.
- Więcej miejsca do ganiania się – dodałam, krocząc przed siebie. – Mogłabym tu zamieszkać.
- I zamieszkasz! – krzyknął Haz, klaszcząc w ręce.
- Nie mogę uwierzyć, że kupiliście naprawdę fajny dom i to bez mojej pomocy – pokręciłam głową, rozglądając się dookoła.
- Każdy z nas ma swój własny pokój na samej górze iiii… - zrobił pauzę, powodując napięcie, zwłaszcza u mnie i Malika. – 3 łazienki!
- Coooo – zawył brunet, otwierając szeroko buzię.
- Czemu nie 6? – popatrzyłam na nich niezadowolona.
- Nie marudź, masz swoją własną jeśli to cię uszczęśliwi.
- Coooo – zawyłam w podobny sposób, co Zayn przed chwilą.
- Jedna jest tutaj na końcu korytarza, a dwie pozostałe na górze.
- Ekstra – zaklaskałam w dłonie.
- Chodźcie do kuchni – powiedział podekscytowany Styles, pchając nas wszystkich w tamtym kierunku. – Witajcie w moim królestwie! – ryknął, wskazując na pomieszczenie, do którego właśnie weszliśmy.
- Ona jest wspólna… tak? – popatrzyłam na niego niepewnie.
- Tylko wtedy, kiedy nie będę gotował czegoś super.
- Nigdy tego nie robisz.
- Moje dania są najlepsze!
- Zwłaszcza kanapki! – krzyknęłam ironicznie. – Wychodzą ci znakomicie!
- Jak to się stało?! – naszą uwagę przykuł zszokowany Niall z głową w lodówce. – Dopiero, co przyjechaliśmy, a lodówka już jest pusta?
- Niall? – obok niego od razu pojawił się Louis. Położył mu rękę na ramieniu i popatrzył poważnie w oczy, jakby miał mu do przekazania jakąś niezmiernie ważną wiadomość. – Ona nigdy nie była pełna – dodał, na co blondyn popatrzył na nas jak taki zagubiony szczeniaczek.
- Dajcie mi hajs, skocze po coś do żarcia – odezwałam się, na co Liam posłusznie wykonał mój rozkaz.
- Kup coś na wieczór, a my sprosimy gości – powiedział na co posłusznie pokiwałam głową. 
- Mam nadzieje, że tym razem nie będę musiała wlec waszych nawalonych zwłok do łóżek jak… zawsze – odparłam po chwili namysłu, na co wszyscy się oburzyli.  
- Po prostu idź – powiedział wielce urażony Lou, robiąc te swoją mine, która zawsze wywołuje u mnie napad śmiechu. Wyszłam więc z kuchni, następnie z domu i popatajałam wesoło w strone marketu po drugiej stronie ulicy.
- Hej! – usłyszałam za sobą, co w pierwszej chwili olałam, jednak gdy owa osoba wypowiedziała moje imie odwróciłam się zdezorientowana w tamtym kierunku i skłamałabym mówiąc, że to kogo tam zobaczyłam, ucieszyło mnie.  

 __________________

* unicorn – jednorożec
* corn – kukurydza
chyba nic głupszego nie mogłam wymyślić hahah nieważne

ogólnie to nudnynudnynudnynudny
wybaczcie, że czekaliście na rozdział o tydzień dłużej niż zwykle, ale moja wena zrobiła sobie wolne