piątek, 3 stycznia 2014

number sixty six



- Możesz już iść – skarciłam wzrokiem, faceta stojącego na wprost mnie, nazywanego potocznie moim ojcem.
- Jaką mam pewność, że nie uciekniesz, gdy odjadę?
- Żadnej - uśmiechnęłam się ironicznie.
- Dlatego zostanę, dopóki pociąg nie przyjedzie.
- Jesteś żenujący – wywróciłam oczami.
- Mam nadzieje, że nie masz nam tego za złe?
- Nie mów ‘nam’, dobrze wiem, że to tylko i wyłącznie twój pomysł, mama nie miała z tym nic wspólnego – burknęłam.
- To była nasza wspólna decyzja.
- Mam to gdzieś.
- Widzisz? Właśnie dlatego tam jedziesz. Nauczą cię szacunku do własnych rodziców.
- Jesteś moim rodzicem tylko na papierku.
- Uważaj na słowa.
- To przykre, że nie potrafisz sobie poradzić z własną córką. Nie powinieneś brać się za rodzicielstwo, chcąc by twoje jedyne dziecko wychowali jacyś obcy ludzie.
- Nie byłaś planowana – palnął, na co ja popatrzyłam na niego z otwartymi ustami. – Tak, dobrze słyszałaś. Jesteś wpadką. Nie chcieliśmy cię. Nie oddaliśmy cię tylko dlatego, że matka nie miała serca, by to zrobić.
- Nienawidze cię – szepnęłam z nasilającymi się łzami i zabierając torbę, ruszyłam pospiesznie do nadjeżdżającego pociągu.
Wsiadłam do środka i usiadłam na pierwszym lepszym miejscu dając upust łzom. Podwinęłam kolana pod brodę i zaczęłam płakać, jak małe dziecko. Mam nadzieje, że to był ostatni raz, kiedy widziałam tego człowieka.
Gdy pociąg zatrzymał się na kolejnej stacji, natychmiast z niego wysiadłam. Po drugiej stronie ulicy dostrzegłam znajomy samochód, więc od razu ruszyłam w tamtą stronę.
- Możemy jechać – rzuciłam, wsiadając do środka. Zapięłam pas i czekałam aż auto ruszy, jednak ten nawet nie odpalił silnika.
- Czemu płakałaś?
- Sprzeczka z takim jednym, nic wielkiego – rzuciłam, włączając radio. – Ruszamy? – popatrzyłam wyczekująco na Blondyna.
- Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym – uśmiechnęłam się lekko zdając sobie sprawę z tego, że od teraz już nikt mi nie będzie rządził. Jestem zdana sama na siebie. Zaczynam nowe życie.


*

- Hello Ireland! – ryknęłam, wysiadając z samochodu. Rozejrzałam się po nowej okolicy, zatrzymując wzrok na Niallu.
- Podekscytowana? – zaśmiał się.
- Nie, co za pomysł – wyszczerzyłam się głupio, wyjmując bagaże z auta. Podczas jazdy humor mi się znacznie poprawił. Jednak 3 godziny spędzone z Horanem non stop robią swoje. – O cholera.
- Co?
- Moja torebka.
- Co z nią?
- Nie ma.
- Jak nie ma?
- No nie ma! – krzyknęłam wskazując na bagażnik.
- Może nie zabrałaś z domu?
- Nie, jak jechaliśmy na lotnisko miałam wszystko.
- Może zostawiłaś w samolocie?
- Nie wiem, Jezu miałam tam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.
- Typu?
- Telefon, forsa, dokumenty, zabij mnie proszę.
- Kupie ci nowy telefon, resztą zajmiemy się potem – rzucił zamykając samochód.
- Ja chce teraaaaaaz – założyłam ręce na pierś i z naburmuszoną miną wbiłam wzrok w ziemię.
- Czemu teraz?
- Jezu, mój Pou zdechnie – zasmuciłam się, zdając sobie z tego sprawę.
- Serio? – Horan popatrzył na mnie z politowaniem. – Słuchaj Sam, skup się.
- Każesz mi się skupić? – uniosłam jedną brew do góry, patrząc na niego dziwnie. – Ty? Skupić? Ty? Niall?
- Uspokój się – potrząsnął mną, patrząc na mnie miną, której nigdy dotąd nie zaobserwowałam na jego twarzy. Był taki… poważny. Jakbym go nie znała, pomyślałabym, że jest odpowiedzialny. – Jesteśmy razem od 11 miesięcy, myślimy nad zaręczynami w przyszłym roku i trójce dzieci po skończeniu przez ciebie studiów. Zamieszkamy tutaj, w Irlandii i co tydzień będziemy przyjeżdżać do Mullingar na rodzinne obiady. Zrozumiałaś?
- Po ukończeniu przeze mnie czego? – popatrzyłam na niego dziwnie.
- Co zamierzasz robić po liceum?
- Czy to ważne?
- Studia, potem praca?
- Praca? – zaczęłam się histerycznie śmiać. – Na cholere mi to?
- A z czego chcesz żyć?
- Zamierzam być na waszym utrzymaniu najdłużej, jak to tylko możliwe – uśmiechnęłam się do niego i zabierając swoją torbę, ruszyłam w podskokach, tam gdzie chodnik mnie poprowadzi.
- W lewo – usłyszałam podirytowany głos Niallera, na co momentalnie zawróciłam i w tym samym stylu pohopsałam tuż za nim.
- To tutaj – kiwnął na ceglany dom.
- Osom.
- Jesteś gotowa?
- Na co?
- Na spotkanie z moją matką.
- Nie może być aż tak źle.
- Mhm, to się okaże – pokiwał głową i zapukał kilkakrotnie do drzwi.
Po chwili drzwi zostały otworzony przez średniego wzrostu kobietę z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
- Niallereeeek! – zawyła, rzucając się na chłopaka z uściskami.
- Cześć mamo – odsunął się ostrożnie od rodzicielki. – Chcę, żebyś kogoś poznała – wskazał w tym momencie na mnie.
- Hej – machnęłam ręką tuż przed jej twarzą.
- Ty musisz być dziewczyną naszego bąbelka – uśmiechnęła się szeroko, na co ja prychnęłam śmiechem. – Ciesze się, że mogę cię poznać – uścisnęła mi rękę i wróciła z powrotem do domu.
- Ale ja się nawet nie przedstawiłam – mruknęłam do Horana.
- To jest Sam, mamo.
- Co sam? Nie kochanie, ja ci wszystko zrobiłam, nic nie musisz robić sam – krzyczała z kuchni. – Kolacja gotowa, chodźcie!
Weszliśmy do kuchni, gdzie zastaliśmy pozostałych członków irlandzkiej rodzinki i wspólnie wszamaliśmy kolacje. Po skończonym posiłku pani domu ponownie przemówiła.
- Musimy teraz przeprowadzić poważną rozmowę.
- Ale…
- Czekaj – przerwała Blondynowi gestem ręki. Wzięła głęboki oddech i wejrzała najpierw na niego, potem na mnie. – Ile razy to robiliście? – zapytała prosto z mostu.
- Co? – zapytaliśmy równo z Niallem.
- Nie udawajcie, że nie wiecie o co chodzi. Tu chodzi o seks – powiedziała otwarcie, na co ja zaczęłam się śmiać, jak jakaś nienormalna, a Nialler zakrztusił się własną śliną.
- Mamo, my nie…
- Ale syneczku, nawet nie próbuj mi się wymigać. Wiem, co robi młodzież w waszym wieku, dlatego musimy to obgadać. Zabezpieczacie się chociaż? – zapytała z przerażeniem.
- Ale my…
- Albo tak, albo nie! – krzyknęła. Horan chyba się jej bał.
- Tak – powiedział cicho, a ja na niego się dziwnie spojrzałam. Co, kurwa? Nie no odpierdolę mu łeb.
- To dobrze, wiecie że gdybyście tego nie zrobili, to mogłabym być babcią?
- Wiemy – westchnął chłopak.
- Dam wam coś na wszelki wypadek – sięgnęła po torebkę. - Macie tu prezerwatywy, mam truskawkowe, malinowe, czekoladowe…
- Mamo… – powiedział zażenowany Nialler.
- O, a tu mam dla ciebie tabletki! – podała mi je.
Zagadka rozwiązana, już wiemy po kim Horan ma te głupote.


*

- Poślij sobie ładnie na podłodze, mogę ci ewentualnie odstąpić jedną poduszkę – powiedziałam, gramoląc się do łóżka.
- Co? – oburzył się. – Mam spać we własnym pokoju na podłodze?!
- Tak?
- Czemu?
- Weź Niall wyluzuj, spałeś w gorszych miejscach. Pamiętasz, jak kiedyś przysnąłeś na kiblu?
- Nie mówmy o tym… - powiedział ze śmiertelnie poważną miną odpychając od siebie drastyczne wspomnienia z tym związane.
- Jak długo ma w ogóle potrwać ta cała szopka?
- Nie wiem, kilka dni – wzruszył ramionami. – Tygodni. Może lat?
- Ciebie pojebało? – popatrzyłam na niego, jak na idiotę.
- Nie wiem no, powiem ci jak się skończy.
- Wtedy to sama już będę wiedziała – wywróciłam oczami. – Gdzie idziesz? – spytałam, widząc jak wstaje z fotela.
- Na balkon – odparł. – Musze pomyśleć.
- Musisz co? – zaczęłam się śmiać, jednak ten mnie zignorował.
Położyłam się, próbując zasnąć, jednak świadomość, że Horan myśli nie dawała mi spokoju. Wstałam z łóżka ciężko wzdychając i poczłapałam na balkon, gdzie zastałam leżącego na leżaku Niallera.
- Nie myśl lepiej tak długo, bo ci się zakwasy na mózgu porobią – palnęłam, siadając obok niego.
- Cicho, nie przeszkadzaj mi – odparł, patrząc się przed siebie.
- Na co ty się tak gapisz?
- Nie wydaje ci się, że to drzewo chce coś powiedzieć?
Posłałam mu dziwne spojrzenie.
- Ty się dobrze czujesz? – zapytałam patrząc się na to drzewo.
- No popatrz i ono się tak na nas patrzy… – powiedział robiąc dziwną minę. Spojrzałam się jeszcze raz na to głupie drzewo. Czy ja wiem… może rzeczywiście? Chyba mnie też pojebało, za dużo czasu z Horanem.
- Ty, Horan.
- Co? – zapytał.
- Brałeś dzisiaj psychotropy?
- Mój stary kumpel urządza jutro domówke, pójdziemy? – zignorował mnie, posyłając mi pytające spojrzenie.
- Czemu nie – wzruszyłam ramionami.
- Kul.
- Ide spać – rzuciłam, wstając z miejsca i wróciłam do swojego-nieswojego łóżka i przykrywając się po uszy kołdrą, modliłam się w duchu, by dotrwać do końca w tym chorym domu.

________________

informować kogoś na tt czy coś?

8 komentarzy:

  1. Hej,hej
    Rozdział świetny, super i tak dalej
    Ale czy mogłabym cię prosić o informowanie mnie na tt?
    @Little__Wings
    Z góry dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam dzisiaj od nowa wszystkie rozdziały i jak byłam przy 65 tu taki szok jest 66. Cieszę się, że już dodałaś jak zawsze jest super nie mogę się doczekać 67. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ha ha ha rozdział świetny !!!
    śmeje się jak psychopata.
    czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz tak swobodnie , jakby to było coś co robisz przez całe życie , jestem pod wrażeniem że nie używasz powtórzeń itp.
    Monologi są zawsze zabawne , a postaci mają podporządkowane cechy charakteru.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny :)
    @LetsBeMahomie

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny zresztą jak każdy ;) czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  6. Już pisałam raczej, że jesteś moim mistrzem, więc nie będę się powtarzać. Czekam na kolejny. Xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej ! Nominowałam cię do The Versetile Blogger Awards z każdego z moich blogów więcej dowiesz się na : http://life-is-no-only-the-pain.blogspot.com lub z pozostałych dwóch blogów :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie mogłabyś informować ;) @Waybolooo

    OdpowiedzUsuń