-
Możesz już iść – skarciłam wzrokiem, faceta stojącego na wprost mnie,
nazywanego potocznie moim ojcem.
-
Jaką mam pewność, że nie uciekniesz, gdy odjadę?
-
Żadnej - uśmiechnęłam się ironicznie.
-
Dlatego zostanę, dopóki pociąg nie przyjedzie.
-
Jesteś żenujący – wywróciłam oczami.
-
Mam nadzieje, że nie masz nam tego za złe?
-
Nie mów ‘nam’, dobrze wiem, że to tylko i wyłącznie twój pomysł, mama nie miała
z tym nic wspólnego – burknęłam.
-
To była nasza wspólna decyzja.
-
Mam to gdzieś.
-
Widzisz? Właśnie dlatego tam jedziesz. Nauczą cię szacunku do własnych
rodziców.
-
Jesteś moim rodzicem tylko na papierku.
-
Uważaj na słowa.
-
To przykre, że nie potrafisz sobie poradzić z własną córką. Nie powinieneś brać
się za rodzicielstwo, chcąc by twoje jedyne dziecko wychowali jacyś obcy
ludzie.
-
Nie byłaś planowana – palnął, na co ja popatrzyłam na niego z otwartymi ustami.
– Tak, dobrze słyszałaś. Jesteś wpadką. Nie chcieliśmy cię. Nie oddaliśmy cię
tylko dlatego, że matka nie miała serca, by to zrobić.
-
Nienawidze cię – szepnęłam z nasilającymi się łzami i zabierając torbę,
ruszyłam pospiesznie do nadjeżdżającego pociągu.
Wsiadłam
do środka i usiadłam na pierwszym lepszym miejscu dając upust łzom. Podwinęłam
kolana pod brodę i zaczęłam płakać, jak małe dziecko. Mam nadzieje, że to był
ostatni raz, kiedy widziałam tego człowieka.
Gdy
pociąg zatrzymał się na kolejnej stacji, natychmiast z niego wysiadłam. Po
drugiej stronie ulicy dostrzegłam znajomy samochód, więc od razu ruszyłam w
tamtą stronę.
-
Możemy jechać – rzuciłam, wsiadając do środka. Zapięłam pas i czekałam aż auto
ruszy, jednak ten nawet nie odpalił silnika.
-
Czemu płakałaś?
-
Sprzeczka z takim jednym, nic wielkiego – rzuciłam, włączając radio. – Ruszamy?
– popatrzyłam wyczekująco na Blondyna.
-
Wszystko w porządku?
-
W jak najlepszym – uśmiechnęłam się lekko zdając sobie sprawę z tego, że od
teraz już nikt mi nie będzie rządził. Jestem zdana sama na siebie. Zaczynam
nowe życie.
*
-
Hello Ireland! – ryknęłam, wysiadając z samochodu. Rozejrzałam się po nowej
okolicy, zatrzymując wzrok na Niallu.
-
Podekscytowana? – zaśmiał się.
-
Nie, co za pomysł – wyszczerzyłam się głupio, wyjmując bagaże z auta. Podczas
jazdy humor mi się znacznie poprawił. Jednak 3 godziny spędzone z Horanem non
stop robią swoje. – O cholera.
-
Co?
-
Moja torebka.
-
Co z nią?
-
Nie ma.
-
Jak nie ma?
-
No nie ma! – krzyknęłam wskazując na bagażnik.
-
Może nie zabrałaś z domu?
-
Nie, jak jechaliśmy na lotnisko miałam wszystko.
-
Może zostawiłaś w samolocie?
-
Nie wiem, Jezu miałam tam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.
-
Typu?
-
Telefon, forsa, dokumenty, zabij mnie proszę.
-
Kupie ci nowy telefon, resztą zajmiemy się potem – rzucił zamykając samochód.
-
Ja chce teraaaaaaz – założyłam ręce na pierś i z naburmuszoną miną wbiłam wzrok
w ziemię.
-
Czemu teraz?
-
Jezu, mój Pou zdechnie – zasmuciłam się, zdając sobie z tego sprawę.
-
Serio? – Horan popatrzył na mnie z politowaniem. – Słuchaj Sam, skup się.
-
Każesz mi się skupić? – uniosłam jedną brew do góry, patrząc na niego dziwnie.
– Ty? Skupić? Ty? Niall?
-
Uspokój się – potrząsnął mną, patrząc na mnie miną, której nigdy dotąd nie
zaobserwowałam na jego twarzy. Był taki… poważny. Jakbym go nie znała,
pomyślałabym, że jest odpowiedzialny. – Jesteśmy razem od 11 miesięcy, myślimy
nad zaręczynami w przyszłym roku i trójce dzieci po skończeniu przez ciebie
studiów. Zamieszkamy tutaj, w Irlandii i co tydzień będziemy przyjeżdżać do
Mullingar na rodzinne obiady. Zrozumiałaś?
-
Po ukończeniu przeze mnie czego? – popatrzyłam na niego dziwnie.
-
Co zamierzasz robić po liceum?
-
Czy to ważne?
-
Studia, potem praca?
-
Praca? – zaczęłam się histerycznie śmiać. – Na cholere mi to?
-
A z czego chcesz żyć?
-
Zamierzam być na waszym utrzymaniu najdłużej, jak to tylko możliwe –
uśmiechnęłam się do niego i zabierając swoją torbę, ruszyłam w podskokach, tam
gdzie chodnik mnie poprowadzi.
-
W lewo – usłyszałam podirytowany głos Niallera, na co momentalnie zawróciłam i
w tym samym stylu pohopsałam tuż za nim.
-
To tutaj – kiwnął na ceglany dom.
-
Osom.
-
Jesteś gotowa?
-
Na co?
-
Na spotkanie z moją matką.
-
Nie może być aż tak źle.
-
Mhm, to się okaże – pokiwał głową i zapukał kilkakrotnie do drzwi.
Po
chwili drzwi zostały otworzony przez średniego wzrostu kobietę z wymalowanym
uśmiechem na twarzy.
-
Niallereeeek! – zawyła, rzucając się na chłopaka z uściskami.
-
Cześć mamo – odsunął się ostrożnie od rodzicielki. – Chcę, żebyś kogoś poznała
– wskazał w tym momencie na mnie.
-
Hej – machnęłam ręką tuż przed jej twarzą.
-
Ty musisz być dziewczyną naszego bąbelka – uśmiechnęła się szeroko, na co ja
prychnęłam śmiechem. – Ciesze się, że mogę cię poznać – uścisnęła mi rękę i
wróciła z powrotem do domu.
-
Ale ja się nawet nie przedstawiłam – mruknęłam do Horana.
-
To jest Sam, mamo.
-
Co sam? Nie kochanie, ja ci wszystko zrobiłam, nic nie musisz robić sam –
krzyczała z kuchni. – Kolacja gotowa, chodźcie!
Weszliśmy
do kuchni, gdzie zastaliśmy pozostałych członków irlandzkiej rodzinki i
wspólnie wszamaliśmy kolacje. Po skończonym posiłku pani domu ponownie
przemówiła.
-
Musimy teraz przeprowadzić poważną rozmowę.
-
Ale…
-
Czekaj – przerwała Blondynowi gestem ręki. Wzięła głęboki oddech i wejrzała
najpierw na niego, potem na mnie. – Ile razy to robiliście? – zapytała prosto z
mostu.
-
Co? – zapytaliśmy równo z Niallem.
-
Nie udawajcie, że nie wiecie o co chodzi. Tu chodzi o seks – powiedziała
otwarcie, na co ja zaczęłam się śmiać, jak jakaś nienormalna, a Nialler
zakrztusił się własną śliną.
-
Mamo, my nie…
-
Ale syneczku, nawet nie próbuj mi się wymigać. Wiem, co robi młodzież w waszym
wieku, dlatego musimy to obgadać. Zabezpieczacie się chociaż? – zapytała z
przerażeniem.
-
Ale my…
-
Albo tak, albo nie! – krzyknęła. Horan chyba się jej bał.
-
Tak – powiedział cicho, a ja na niego się dziwnie spojrzałam. Co, kurwa? Nie no
odpierdolę mu łeb.
- To dobrze, wiecie że gdybyście tego nie zrobili, to mogłabym być babcią?
- Wiemy – westchnął chłopak.
- To dobrze, wiecie że gdybyście tego nie zrobili, to mogłabym być babcią?
- Wiemy – westchnął chłopak.
-
Dam wam coś na wszelki wypadek – sięgnęła po torebkę. - Macie tu prezerwatywy,
mam truskawkowe, malinowe, czekoladowe…
- Mamo… – powiedział zażenowany Nialler.
- O, a tu mam dla ciebie tabletki! – podała mi je.
- Mamo… – powiedział zażenowany Nialler.
- O, a tu mam dla ciebie tabletki! – podała mi je.
Zagadka
rozwiązana, już wiemy po kim Horan ma te głupote.
*
-
Poślij sobie ładnie na podłodze, mogę ci ewentualnie odstąpić jedną poduszkę –
powiedziałam, gramoląc się do łóżka.
-
Co? – oburzył się. – Mam spać we własnym pokoju na podłodze?!
-
Tak?
-
Czemu?
-
Weź Niall wyluzuj, spałeś w gorszych miejscach. Pamiętasz, jak kiedyś
przysnąłeś na kiblu?
-
Nie mówmy o tym… - powiedział ze śmiertelnie poważną miną odpychając od siebie
drastyczne wspomnienia z tym związane.
-
Jak długo ma w ogóle potrwać ta cała szopka?
-
Nie wiem, kilka dni – wzruszył ramionami. – Tygodni. Może lat?
-
Ciebie pojebało? – popatrzyłam na niego, jak na idiotę.
-
Nie wiem no, powiem ci jak się skończy.
-
Wtedy to sama już będę wiedziała – wywróciłam oczami. – Gdzie idziesz? –
spytałam, widząc jak wstaje z fotela.
-
Na balkon – odparł. – Musze pomyśleć.
-
Musisz co? – zaczęłam się śmiać, jednak ten mnie zignorował.
Położyłam
się, próbując zasnąć, jednak świadomość, że Horan myśli nie dawała mi spokoju.
Wstałam z łóżka ciężko wzdychając i poczłapałam na balkon, gdzie zastałam
leżącego na leżaku Niallera.
-
Nie myśl lepiej tak długo, bo ci się zakwasy na mózgu porobią – palnęłam,
siadając obok niego.
-
Cicho, nie przeszkadzaj mi – odparł, patrząc się przed siebie.
-
Na co ty się tak gapisz?
-
Nie wydaje ci się, że to drzewo chce coś powiedzieć?
Posłałam
mu dziwne spojrzenie.
-
Ty się dobrze czujesz? – zapytałam patrząc się na to drzewo.
-
No popatrz i ono się tak na nas patrzy… – powiedział robiąc dziwną minę.
Spojrzałam się jeszcze raz na to głupie drzewo. Czy ja wiem… może rzeczywiście?
Chyba mnie też pojebało, za dużo czasu z Horanem.
- Ty, Horan.
- Co? – zapytał.
- Brałeś dzisiaj psychotropy?
- Ty, Horan.
- Co? – zapytał.
- Brałeś dzisiaj psychotropy?
-
Mój stary kumpel urządza jutro domówke, pójdziemy? – zignorował mnie, posyłając
mi pytające spojrzenie.
-
Czemu nie – wzruszyłam ramionami.
-
Kul.
-
Ide spać – rzuciłam, wstając z miejsca i wróciłam do swojego-nieswojego łóżka i
przykrywając się po uszy kołdrą, modliłam się w duchu, by dotrwać do końca w
tym chorym domu.
________________
informować kogoś na tt
czy coś?
Hej,hej
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, super i tak dalej
Ale czy mogłabym cię prosić o informowanie mnie na tt?
@Little__Wings
Z góry dziękuję
Czytałam dzisiaj od nowa wszystkie rozdziały i jak byłam przy 65 tu taki szok jest 66. Cieszę się, że już dodałaś jak zawsze jest super nie mogę się doczekać 67. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńha ha ha rozdział świetny !!!
OdpowiedzUsuńśmeje się jak psychopata.
czekam na następny rozdział
Piszesz tak swobodnie , jakby to było coś co robisz przez całe życie , jestem pod wrażeniem że nie używasz powtórzeń itp.
OdpowiedzUsuńMonologi są zawsze zabawne , a postaci mają podporządkowane cechy charakteru.
Z niecierpliwością czekam na kolejny :)
@LetsBeMahomie
Świetny zresztą jak każdy ;) czekam na nn
OdpowiedzUsuńJuż pisałam raczej, że jesteś moim mistrzem, więc nie będę się powtarzać. Czekam na kolejny. Xx
OdpowiedzUsuńHej ! Nominowałam cię do The Versetile Blogger Awards z każdego z moich blogów więcej dowiesz się na : http://life-is-no-only-the-pain.blogspot.com lub z pozostałych dwóch blogów :)
OdpowiedzUsuńMnie mogłabyś informować ;) @Waybolooo
OdpowiedzUsuń