Wstając z łóżka
natknęłam się na jakąś ulotkę, która leżała na podłodze. Na obrazku widniał
jakiś budynek, a w środku była mowa o jakiejś szkole, wtf? Co to robi w moim
pokoju? Zgniotłam papier, wyrzucając w kąt pokoju i zeszłam do kuchni, gdzie
siedział ojciec.
- Dobrze, że jesteś –
odezwał sie, przysuwając mi pod nos tą samą kartkę, którą przed chwilą
zgniotłam. Posłałam mu pytające spojrzenie. – Popatrz na datę – dodał z
uśmiechem.
Przeskanowałam
wzrokiem to, co było napisane na ulotce i ponownie na niego wejrzałam.
- Pakuj się –
powiedział, odchodząc od stołu.
- Co? – spytałam
zdziwiona.
- Trochę dyscypliny
dobrze ci zrobi.
W odpowiedzi zaczęłam
się śmiać.
- To jakiś żart?
- Jutro rano masz
pociąg, dopilnuję, żebyś się na niego nie spóźniła – dodał, biorąc klucze z
mebli i wyszedł z domu.
To są chyba jakieś
jaja.
Wróciłam do swojego
pokoju i szybko się ubierając, również opuściłam dom, udając się w kierunku
posiadłości chłopców. Otworzyłam sobie drzwi i głośno nimi trzasnęłam, dając im
tym samym do zrozumienia, że mają gościa.
- Kurwa! – usłyszałam
z góry. Tak, to był Styles. – Sam? To ty?! – po chwili zszedł na dół i
popatrzył na mnie wściekłym wzrokiem. Posłałam mu pytające spojrzenie. – Wole
chłopców, kurwa? – zapytał ze złością, a ja zaczęłam się śmiać.
- Sam to teraz
powiedziałeś – zaśmiałam się i poczłapałam do salonu, gdzie siedziała reszta
zgrai One Direction. Siadłam obok Louisa na kanapie i zaczęłam się wpatrywać w
telewizor. Standardowo oglądali jakieś badziewia na Disney Channel.
- Dlaczego to
zrobiłaś? – zapytał Hazza, pojawiając się tuż przede mną, zasłaniając mi tym
samym telewizor.
- Weź no posuń to
grube dupsko, bo nic nie widzę! – krzyknęłam, rzucając w niego popcornem, który
pałaszował Tommo.
- Ja cię kurwa zaraz
posunę – zaczął się drzeć i wysypał na mnie całą miskę popcornu. Pojebany?
- Eeeeej – zawył Lou.
– Dopiero, co go zrobiłem! – oburzył się.
- Ty idioto! –
ryknęłam, chcąc się podnieść z kanapy, ale ten mnie przygwoździł całą swoją
masą ciała i zaczął okładać poduszką. Piszczałam, krzyczałam i chciałam się
jakoś bronić, ale przycisnął mi ręce do kanapy i tyle się mogłam ruszać. – Złaź
ze mnie, ile ty ważysz?! Nie mogę oddychać! – darłam jape na cały dom.
- Chuj mnie to boli!
– krzyknął.
- Dobra dzieci,
koniec tej szopki – do akcji wkroczył Daddy Direction, biorąc ode mnie Hazze,
dzięki czemu znów mogłam oddychać.
Lokaty skarcił mnie
wzrokiem i biorąc głęboki wdech ulotnił się do kuchni. Zaraz po tym
usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Standardowo nikt nie otworzył, więc owa osoba
musiała sobie troszkę poczekać, ale w końcu Styles ruszył dupę i poszedł ją
wpuścić. Usłyszałam przesłodzony to przesady głos, który należeć może tylko do
jednej osoby…
- Możesz mi to
wytłumaczyć? – pisnęła, rzucając czymś w niego. Odwróciłam głowe i
spostrzegłam, że była to wydrukowana kartka artykułu z gwiazunii. Zaśmiałam się
w duchu.
- Nie tutaj – mruknął
i pociągnął ją do jakiegoś innego pomieszczenia.
- Ej właśnie –
odezwałam się. – Ja tu po coś przyszłam.
Chłopcy posłali mi
pytające spojrzenia.
- Miałam wam o czymś
powiedzieć.
- O czym? – spytał
Zayn.
W odpowiedzi rzuciłam
im ulotke, którą dostałam od ojca. Ci przeskanowali wzrokiem tekst i popatrzyli
na mnie zdziwieni.
- Wow – skomentował
Louis. – Twoi starzy cię nienawidzą.
- Ta – westchnęłam.
- Moim zdaniem taka
szkoła wojskowa to już lekka przesada, nawet jeśli chodzi o ciebie – odezwał
się Liam.
- Nawet jeśli chodzi
o mnie? O dzięki – uśmiechnęłam się sztucznie, wstając z miejsca. – Chcecie coś
do picia? – spytałam, na co ci pokiwali przecząco głowami. Udałam się do
kuchni, a tam zastałam obściskującą się patologię. Widać się pogodzili.
Zmierzyłam te lafiryndę wzrokiem od góry do dołu i stwierdziłam, że z takim
ryjem to moja babcia przed wojną wstydziłaby się gnój wywalać. Wstawiłam wodę
na herbatę i czekałam aż się zagotuje, zerkając z obrzydzeniem na tamtych, w
ogóle nie słuchając o czym rozmawiają, ale przypadkiem usłyszałam wyrzuty
Caroline w stronę Hazzy:
- Ale kochanie, ty
wcale nie jesteś romantyczny… - mruknęła ze smutkiem w głosie.
- Jak to? Przecież
kupiłem ci ziemniaki – coś mi się wydaje, że on jeszcze nie wytrzeźwiał.
Walnęłam się z
otwartej w czoło i zalałam wodę, słodząc sobie herbatę, by jak najszybciej stąd
wyjść.
- Mieszaj głośniej,
niech sąsiedzi wiedzą, że mamy cukier – skomentował Styles.
- Zamknij się –
popatrzyłam na niego krzywo.
- Coś cię boli?
Czy coś mnie boli?
Tak, Styles mnie boli. Jeśli wbije mu widelec w oko to będę miała kłopoty? Nie
ogarniałam co tu się w ogóle dzieje. Trampki na obcasach, herbata z solą, Hazza
z nią. To tylko jedne z wielu przykładów beznadziejnie dobranych całości.
Wyminęłam go bez
słowa i wróciłam przed telewizor, siadając ponownie obok Louisa.
- Więc… - zaczął
Zayn. - Co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem –
wzruszyłam bezradnie ramionami, robiąc łyk herbaty. – Ale na pewno tam nie
pojadę, nie ma opcji.
- Czyli?
- Czyli… Niall? –
popatrzyłam na Blondaska. – Jutro jedziesz do Irlandii, tak?
- Umm, tak – odparł
niepewnie.
- Chyba przystanę na
twoją propozycje.
- Jaką propozycje? – w
salonie nagle pojawił się Hazza.
- Poudajesz moją
dziewczyne? – ucieszył się Horan.
- Rodzice będą
myśleli, że jestem w tym całym więzieniu, podczas gdy będę sobie czilować w
Mullingar, jasne że poudaje – odparłam, jak gdyby nigdy nic.
- Serio? – Styles
obdarzył nas żenującym spojrzeniem. – O co w ogóle chodzi?
- Oh, nie martw się
Harry, jak będziesz chciał uciec od tej swojej wiedźmy to będę na ciebie czekać
– puściłam mu uwodzicielsko oczko, podając tą głupią ulotkę, by zapoznał się
treścią dołączoną do… nieważne.
- Dobra Sam, jutro
rano wyjeżdżamy.
- Wpadniesz po mnie
na dworzec? Ojciec mnie odwiezie na pociąg, chcąc mieć pewność, że nigdzie nie
uciekne…
- Nie ufa ci?
- Nie.
- Słusznie.
- Wiem.
- A co potem? –
zapytał Zayn.
- Kiedy potem?
- Wiecznie w Irlandii
siedzieć nie będziesz.
- Nieważne, pomyśle o
tym później.
- Możemy coś kupić –
rzucił, spoglądając na chłopców, którzy pokiwali twierdząco głowami.
- W sensie?
- Taki drugi dom, w
razie gdyby ktoś chciał pobyć sam, czy coś. Gdzieś za Londynem, ale niezbyt
daleko.
- Wembley? – rzucił
Liam. – 11mil stąd.
- Nieeee, tylko nie
tam – sapnął Malik.
- Czemu nie?
- Bo… taka jedna… no
wiesz, ona.
- Co za ona? –
spytałam zdezorientowana.
- Ah tak – Hazza
zaczął się histerycznie śmiać. – No weź Zayn, nie chciałbyś odświeżyć tej
znajomości?
- NIE.
- To może Mitcham? –
Louis popatrzył na nas pytającym wzrokiem.
- To wieś? –
spytałam.
- Miasteczko.
- Nie chce
miasteczka, chce miasto – oburzyłam się.
- Nie ty tu
decydujesz – uśmiechnął się ironicznie Styles, na co mentalnie go skarciłam.
- Zajmę się kupnem –
zaoferował Liam.
- Ekstra – klasnęłam
radośnie w ręce.
- Co ty byś bez nas
zrobiła – pokiwał głową Tomlinson, na co ironicznie mu przytaknęłam.
- Znaczy że co,
szykuje się parapetówka? – wyrwał się ucieszony Styles.
- Kupie alko! –
ryknął Malik.
- A ja żarcie –
rzucił Horan.
Wspólnie mieszkanie?
Znów? Dopiszę to do listy naszych najgłupszych pomysłów.
_________________
dzienkóweczka dla stałych
komentatorów za motywacje do dalszego pisania i życzem pijanego sylwka dla
wszystkich czytających, NIE ZRÓBCIE WIOCHY
Już raczej zawsze będę fanką twojego stylu pisania. Czekam na kolejny. xx
OdpowiedzUsuńuwielbiam czytać twojego bloga. Nieźle można się pośmiać . Czekam na następny rozdział .
OdpowiedzUsuńps . Ja wioche zawsze robie więc w sylwka to nie będzie nowość :D
no to pjona, hahah
UsuńKolejny rozdział rozbawił mnie do łez , a niektóre epitety , po prostu komiczne !
OdpowiedzUsuńCo do akcji nieźle wykombinowałaś z tą szkołą.
A ja już nie mogę się doczekać rozdziału , gdy Sam będzie udawała pannę Horan !
Rozdział świetny jak zwykle . Też życzę ci pijanego sylwestra i łagodnego kaca :D Postaram się nie zrobić wiochy ty też :)
OdpowiedzUsuń