Wstałam
z łóżka skacowana, jak nigdy. To był jednak zły pomysł, żeby mieszać to
wszystko razem, ale jak to się robi to się w końcu niewiele myśli. Zarzuciłam
na siebie pierwszą lepszą bluze i zeszłam na dół nadsłuchując rodziców. Było
cicho, może są w pracy? Może wyjechali? Na zawsze? Oby, proszę.
Skierowałam
się do kuchni, a to co zastałam niezbyt mnie ucieszyło. Przy stole siedziała
mama, na wprost niej tata i debatowali o czymś bardzo dokładnie, a zaraz obok
nich siedział… Horan? Pałaszował płatki z bananem na ryjcu i nawet nie zauważył
mojej obecności. Ja pierdole.
-
O jesteś – na twarzy ojca pojawił się ten chamski uśmieszek, który chyba po nim
odziedziczyłam. – Widze impreza się udała – kiwnął na puste butelki po
alkoholu, które chyba mama zniosła z mojego pokoju i przyniosła tutaj.
Olałam
jego komentarz i ruszyłam w kierunku blatu, by nalać sobie do szklanki wody.
Wrzuciłam pospiesznie aspiryne i nie czekając aż się rozpuści, pochłonęłam
wszystko.
-
Kac morderca nie ma serca? – zaśmiał się bez humoru, co ponownie olałam.
-
Możesz nam coś wytłumaczyć? – tym razem odezwała się mama. – Dlaczego Niall
spał przywiązany do kaloryfera z wiaderkiem na głowie? – zapytała, zanim
zdążyłam odpowiedzieć na to pierwsze pytanie.
Popatrzyłam
na twarz Blondyna, który siedział beztrosko z głową w misce i jak zwykle nie
przejmował się kompletnie niczym. Stałam tam tak i słuchałam kazania rodziców,
które jednym uchem wpuściłam, drugim wypuściłam. Poważnie, gadali mi przez
dobre 15 minut, a ja nie mam pojęcia co, nawet nie wiedziałam, że tak można.
Słyszałam tylko coś o jakimś szlabanie, bo podkreślili to dość dobitnie, ale
nic poza tym. Gdy spoglądając na nich dostrzegłam, że skończyli ten monolog,
kiwnęłam Horanowi, żeby wstał i poszedł za mną i wróciliśmy wspólnie do pokoju.
-
Ej Sam, mam do ciebie prośbe – odezwał się Farbowany, siadając na moim łóżku.
-
Dopiero, co jadłeś!
-
Nie, nie to.
-
Nie zawioze cię do żadnego marketu, ani baru, bo jak widzisz nie mam za bardzo
jak – machnęłam mu nogą w gipsie.
-
Ej właśnie, kiedy ci to zdejmują?
-
Nie wiem, za pare dni, a co?
-
No bo ta prośba… słuchaj, jade za pare dni do Irlandii, do rodziców, no nie i
tak jakby moja mama twierdzi, że to już najwyższy czas na wesele i potem dzieci
no i…
-
Co – przerwałam mu, dostając jakiegoś histerycznego napadu śmiechu. – Masz 19
lat i jesteś… Niallem – zaczęłam się krztusić nie mogąc wytrzymać, jednak
momentalnie spoważniałam, gdy dotarło do mnie to, co chce mi przekazać. – NIE
BĘDĘ TWOJĄ MASZYNĄ DO RODZENIA DZIECI – powiedziałam stanowczo.
-
Ale…
-
Do końca cię pojebało Horan? Chcesz mi zniszczyć rok życia? Ja musze
imprezować, pić alkohol i uprawiać seks z kim chce i kiedy chce, mam 18 lat,
ogarnij się – trzepnęłam go w łeb, na co ten głośno zawył z bólu.
-
Nie tooo – zaczął się masować po obolałym miejscu. – Chce tylko, żebyś
pojechała ze mną i poudawała moją dziewczyne – dodał robiąc podkuwkę z ust.
-
Co?
-
No.
-
Serio?... Co jest z twoją matką nie tak?
-
Przekonasz się jak ją poznasz – wzruszył ramionami. – To jak?
-
Myślisz, że uda mi się wymknąć z domu na kilka dni bez zauważenia rodziców?
-
Przecież oni nawet się nie zorientują i tak cię nie kochają – odparł
bezproblemowo.
-
Za dużo czasu spędzasz z Haroldem – trzepnęłam go w głowę. – Sory Nialler, nie
da rady ale jak chcesz to mogę ci kogoś skołować.
-
Byle była dobra.
-
Kto jak kto, ale ty nie powinieneś na żadną narzekać – mruknęłam.
-
Dobra, ja zwijam, adijos muczacza – rzucił i opuścił mój pokój, a zaraz po tym
dom.
-
Sam? – nagle przede mną pojawiła się mama. – Ubieraj się, zaraz wyjeżdżamy.
-
Gdzie? – popatrzyłam na nią zdezorientowana.
-
Do lekarza.
-
Po co?
-
Zdjąć gips.
-
Dzisiaj? Mieli mi go zdjąć dopiero w sobote – zrobiłam dziwną minę, a moja mama
popatrzyła na mnie, jak na wariatke.
-
Dzisiaj jest sobota.
Co?
Sobota? Dzisiaj? Wtf?
-
Dobra – rzuciłam pospiesznie i zaczęłam się ogarniać. Po kilku, może kilkunastu
minutach byłam już gotowa. Zeszłam ostrożnie ze schodów kulejąc jak zwykle i
zakomunikowałam mamie, że możemy już jechać. Droga nam się udała, bo nie było
jakichś strasznych korków, za to kolejka u lekarza była przeogromna. Dawno w
ogóle mnie tutaj nie było. W sensie u lekarza. Mało choruje, jak już to od razu
trafiam do szpitala, nie bawie się w takie głupie wizyty kontrolne. Od razu mi
się przypomniała moja wyimaginowana akcja z ciążą i z tym, jak Hazza
praktycznie siłą zaciągnął mnie do ginekologa… ta, to były czasy.
-
Następny! – usłyszeliśmy zza drzwi do gabinetu. Nareszcie. Ile można czekać?
-
Iść z tobą? – mama wejrzała na mnie z troską.
O
tak, teraz to się przejmuje, dlaczego nie patrzyła na mnie takim wzrokiem rano,
jak mi dawała szlaban?
-
Poradze sobie – mruknęłam i weszłam do gabinetu, zamykając za sobą drzwi. –
Dzień dobry – rzuciłam na przywitanie i usiadłam na tym takim łóżku.
-
Dzień dobry, jak noga?
-
Sztywna.
-
Boli?
-
Nie.
-
No to co, zdejmujemy?
-
Taaak – zawyłam z entuzjazmem w głosie.
Cieszyłam
się na samą wieść o zdjęciu gipsu, ale jak już zaczął to robić to stwierdziłam,
że nie był on wcale taki zły, przyzwyczaiłabym się do chodzenia o kulach,
serio. Zgrywałam jednak dzielną dziewczynkę, której nic nie boli i z mocno
zaciśniętymi zębami czekałam do końca tego całego zabiegu.
-
Co dziś robicie? – spytałam mamy, gdy byłyśmy już w samochodzie i wracałyśmy do
domu.
-
Idziemy na imieniny do cioci Stacy – oznajmiła skręcając gdzieś, gdzie na pewno
nie znajdowała się nasza ulica.
-
Gdzie ty jedziesz?
-
Do marketu, musimy zrobić zakupy.
-
Aha – mruknęłam, jednak po chwili dotarło do mnie to, co przed chwilą
powiedziała. Idą na imieniny? Czyli, że co? Chata wolna? O Boże, jednak Jezus
mnie kocha. – Moment, czyli że wychodzicie wieczorem?
-
Wychodzi-my – zaakcentowała ostatnią sylabę, patrząc na mnie znacząco. Nie
wiedziałam o co jej chodzi. – Idziesz z nami – no, teraz wiem o co jej chodzi.
I myliłam się myśląc, że Jezus mnie kocha. Nienawidzi mnie.
-
Po cooo? – zawyłam zrezygnowana.
-
Bo to twoja rodzina.
-
No i? Tam będą sami starzy ludzie, zanudze się na śmierć.
-
Nie będzie tam nikogo starego, będzie wujostwo w naszym wieku.
-
No przecież mówie – mruknęłam.
-
Poza tym będą twoje kuzynki, będziesz miała swoje towarzystwo.
-
Mamo… - wejrzałam na nią żenującym wzrokiem. – One mają po 12 lat.
-
No i? Też kiedyś tyle miałaś.
-
Właśnie. Kiedyś i miałam. Teraz już nie. Proszę cię… nie,
nawet BŁAGAM. Nie każ mi tam iść. Mogę złożyć cioci życzenia telefonicznie,
poza tym ta noga… - wskazałam na nią. – Lekarz nie kazał mi chodzić zbyt wiele.
-
Tam będziesz tylko siedziała.
-
Mhm, wierzysz w to? Będą te małe rozwrzeszczane bachory, które na pewno nie
dadzą mi posiedzieć w spokoju nawet minuty.
-
Wyrażaj się.
-
No ale przyznaj, że tak będzie! Dajcie mi odpocząć w domu, stęskniłam się ze
kanapą w salonie… - zrobiłam smutną minkę patrząc na nią oczami szczeniaczka,
na co tylko ciężko westchnęła.
-
Jak uda ci się przekonać ojca to w porządku… będziesz mogła zostać.
-
Yay – ucieszyłam się, klaszcząc w ręce jak mała dziewczynka.
-
Zaczekaj tutaj, ja zrobie szybko zakupy i zaraz wracam. Chcesz coś na wieczór?
– zapytała, wychodząc z auta. Mmm, czyli że już założyła, że zostanę w domu,
ekstra.
-
Może jakieś chipsy i napoje.
-
Ile napoi?
-
Nie wiem, kilka.
-
Po co ci tyle? To tylko jeden wieczór – popatrzyła na mnie podejrzliwym
wzrokiem.
-
Dużo pije – uśmiechnęłam się sztucznie. – Poza tym zostanie na kiedyś, po co
chodzić po 10 razy do marketów.
Ta
nic nie odpowiedziała, tylko pokręciła głową i ruszyła w kierunku budynku. Wyjęłam
pospiesznie telefon i zaznaczając jako odbiorców większość kontaktów z mojej
listy wystukałam na ekranie: Dziś
wieczór. Impreza u mnie. Zabierz alko
i znajomych. Co mi tam.
_______________
łe łe łe, nudny wiem,
ale coś nie miałam pomysłu. sorx
Masz 19 lat i jesteś… Niallem .Najlepszy argument świata. ha ha ha .Co ty gadasz jest świetny !!!
OdpowiedzUsuńBoże, nie mogłam z Nialla "Przecież oni nawet się nie zorientują i tak cię nie kochają" XD
OdpowiedzUsuńDobry jest rozdział!
Haha Super czekam na nn Przecież jesteś..... Niallem xD
OdpowiedzUsuńJesuu . *-*
OdpowiedzUsuńJak Ja ten Blog Koocham . !
Czekam Na NEXT . !
Jak Coś To Powiadom Mnie Na TT o Nowym Rozdziale .. ; )) xx
@Niebieeskookaa
Cześć i czołem. Po raz chyba trzeci czytam Twoje opowiadanie, i po raz trzeci obserwuje, jak zmieniłaś styl pisania. Początek nie był zły, po prostu wszystko było bardzo krótko opisane, bez zbędnych udziwnień, opisów. Stopniowo zaczęłaś urozmaicać tekst, i w końcu całością, wyszło Ci to na serio nieźle. Podobały mi się u ciebie dialogi, to jak fajnie przedstawiłaś szczególnie Louisa, i on chyba wyszedł Ci najlepiej. Brakowało mi trochę reakcji fanek na to wszystko, jednak głównie opowiadanie na prawdę miło się czyta, jest wciągające i śmieszne. Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńHej ! Nominowałam cię do Libsten Awards :D więcej informacji znajdziesz na : http://life-is-no-only-the-pain.blogspot.com
OdpowiedzUsuń