Przepychałam
się przez tłum nieznanych mi ludzi w poszukiwaniu kogoś znajomego. To był jednak zły pomysł, żeby pozwolić ludziom
przyprowadzić kogo chcą, poważnie, nie znałam większości.
-
Sam! – usłyszałam znajomy głos. Nareszcie. Odwróciłam się i zobaczyłam idącego
w moim kierunku Nialla.
-
Co tam? – spytałam, przekrzykując muzyke.
-
Znalazłaś mi kogoś?
-
W sensie? – nie bardzo rozumiałam o co mu chodzi.
-
Udawaną dziewczyne? Gadaliśmy o tym rano, pamiętasz? Nie mów, że jeszcze wtedy
byłaś pijana. Serio, wciąż cię trzymało? – popatrzył na mnie zawiedziony, że
będzie musiał mi od nowa wszystko tłumaczyć.
-
Nie – oburzyłam się. - Nie znalazłam
jeszcze, sory Horan – rzuciłam i ruszyłam w kierunku kuchni, by się czegoś
napić.
-
Heeeej – zawył zawiedziony, że go olałam i zginął mi gdzieś w tłumie.
Nalałam
sobie soku do szklanki i przyłożyłam szkło do ust, mało się nie zakrztuszając
napojem, gdy zobaczyłam osobę, której spodziewałam się tu jako ostatniej.
Podeszłam bliżej i szturchnęłam ją w ramie, by na mnie wejrzała.
-
Nie pomyliłaś przypadkiem imprez? – wejrzałam na stojącą ma wprost mnie
Caroline. – My tu nie gramy w bingo.
-
To podobno otwarta impreza.
-
Osoby w twoim wieku powinny się raczej zajmować robieniem na drutach, nie
piciem drinków wraz z nastolatkami, nie uważasz? Twój czas już minął, jedną
nogą jesteś już po tamtej stronie – uśmiechnęłam się ironicznie.
-
Nieważne – wywróciła teatralnie oczami. – Wybacz, nie mam czasu na rozmowe z
tobą, jak dla mnie jesteś tylko rozkapryszonym dzieciakiem – rzuciła i
odwróciła się ode mnie, chcąc odejść.
-
Ja za to mam w dupie opinie ludzi, którzy mieli w ustach więcej chujów niż ja
frytek -
odparłam,
łapiąc ją mocno za włosy. Nikt nie będzie się ode mnie odwracał plecami,
zwłaszcza ona.
–
Auaaa, zostaw mnie psycholko – zapiszczała, próbując się uwolnić, na co
zaczęłam ją szarpać jeszcze mocniej.
-
Nie masz prawa być w moim domu! – wrzasnęłam, popychając ją na podłogę, po czym
usiadłam na nią okrakiem i zaczęłam okładać. Wpadłam w jakiś szał, jaki ona ma
na mnie wpływ, naprawdę jej nienawidzę.
-
Zabierzcie ją ode mnie! – krzyczała, próbując mnie kopać czy bić, czy coś, nie
wiem ale niezbyt jej to wychodziło.
-
Hej, hej, hej, Sam co ty wyprawiasz? – w kuchni nagle pojawił się Hazza,
zdejmując mnie z tej lafiryndy.
-
Co ona tutaj robi?! – wrzasnęłam, próbując się wyrwać z jego uścisku, chcąc
zabić te szmate.
-
Przecież kazałaś zaprosić kogo chcemy – odparł, trzymając mnie mocno za
nadgarstek.
-
Co? – popatrzyłam na niego, jak na kompletnego idiotę. – Ona jest z tobą?
-
No… tak – odparł niepewnie, bojąc się mojej reakcji.
Zaśmiałam
się bez humoru.
-
Żartujesz, tak? – popatrzyłam na niego z niedowierzeniem. – Żartujesz? –
powtórzyłam. – Dlaczego do cholery zaprosiłeś tę wywłokę do mojego domu?!
-
Chodźmy stąd, porozmawiajmy gdzie indziej – powiedział spokojnie, pociągając
mnie w kierunku wyjścia z pomieszczenia.
-
Nie, porozmawiajmy tutaj – wyrwałam mu się, stając pewnie na wprost.
- Dobra, więc… skąd ten napad szału?
-
Ja pierdole – sapnęłam, spoglądając na niego. – To coś – wskazałam na Caroline.
– W moim domu. Coś tu nie gra, hm zgadnij co? – przybrałam zastanawiającą minę.
-
Pozwoliłaś nam zaprosić kogo chcemy, ja zaprosiłem Caroline – odparł jak gdyby
nigdy nic.
-
Czemu? Czemu ona?! – wyrzuciłam ręce w powietrze.
-
Bo jest moją dziewczyną?
-
Bo jest twoją kim? – popatrzyłam na niego rozszerzonymi oczami.
-
Nie wiedziałaś?
-
Skąd kurwa – bardziej oznajmiłam niż zapytałam.
-
Hej spokojnie – uniósł ręce w geście obronnym. – Zeszliśmy się, pamiętasz?
-
Co? – zmarszczyłam brwi, patrząc na niego, aż rozwinie swoją wypowiedź.
-
No wtedy, co do mnie przyszła, nie pamiętasz? Od tamtej pory wciąż jesteśmy
razem – wytłumaczył, na co ja zaczęłam się histerycznie śmiać.
-
W sensie w dzień mojego wypadku? Byliście razem przez ten cały czas, co byłam w
śpiączce? I po tym, jak się z niej wybudziłam? I teraz też? – wciąż się
śmiałam.
-
Harry, ona jest chora – blondynka szepnęła do chłopaka, jednak na tyle głośno,
że bez problemu to usłyszałam.
-
Nie Caroline, to ty jesteś chora. A w zasadzie to ślepa. Jeśli myślisz, że
tworzysz z Lokatym szczęśliwy związek, to jesteś w błędzie – uśmiechnęłam się
do niej ironicznie. – By the way, nie jesteś dla niego wystarczająco dobra,
skoro przychodzi do mnie każdego wolnego wieczoru – dodałam z satysfakcją i
szturchając jej ramie opuściłam kuchnie.
Poszłam
do swojego pokoju, gdzie nie było tak głośno słychać łomotu muzyki i usiadłam
zrezygnowana na łóżku. Długo nie musiałam czekać za gościem, bo już po chwili
do pomieszczenia wbił rozwścieczony Styles, trzaskając za sobą głośno drzwiami.
-
Co to kurwa było?! – wrzasnął, stając na wprost mnie. – Jeżeli myślisz, że uda
ci się zniszczyć mój związek to się mylisz.
-
„Ej Sam, twoje ubrania fajnie by wyglądały na podłodze”, „Hej Sam, mogę dzisiaj
z tobą spać?”, „Hej Sam, wiesz, że cię kocham, prawda?” – zaczęłam cytować
wszystkie jego wcześniejsze słowa. – Wiesz Harry, jedyną osobą, która zniszczy
ten wasz pseudo-związek jesteś ty.
-
Jak jestem pijany mówie różne rzeczy – prychnął.
-
A teraz abrakadabra i kurwa znikasz! – krzyknęłam, olewając to co powiedział.
Ten
jeszcze przez chwile stał tak na środku pokoju, a potem sfrustrowany wyszedł z
niego rzucając krótkie ‘jesteś pojebana’, trzaskając głośno drzwiami. Dobry
sposób na wyładowanie gniewu.
*
Na
drugi dzień obudził mnie ten cholerny telefon. Nie patrząc nawet kto dzwoni,
odebrałam przykładając go do ucha.
-
Czego? – warknęłam.
-
Jezu, Sam mam dla ciebie bardzo ważną miszyn – usłyszałam spanikowany głos
Tomlinsona. – Zgubiłem wczoraj u ciebie mój błyszczyk, znajdź go i przynieś mi,
pilneee – zawył.
-
Co? – zaczęłam się z niego śmiać. - Pojebało cię? Używasz błyszczyka?
-
Nie no on jest Eleanor, ale to ja go zgubiłem i mnie zabije chyba, jak się o
tym dowie, bo to był jej ulubiony, rozumiesz mój problem, prawda?
-
I to był ten powód dla którego mnie budzisz w środku nocy?
-
Przecież… co? Mamy inne strefy czasowe? – zapytał zakłopotany. – Jest południe
– odparł, na co ja otworzyłam jedno oko i zaraz po tym je zamknęłam. Światło.
Jasność. Dzień.
-
Fakt – mruknęłam.
-
To jak będzieeeee?
-
Nie obiecuje.
-
Dzięki – rzucił i się rozłączył.
To
samo zrobiłam z telefonem. Rzuciłam i również się rozłączyłam. No może nie w
tej kolejności. Nieważne. Wstałam z łóżka, ogarnęłam się i zeszłam na dół, by
posprzątać ten cały syf, co był w salonie, w kuchni i w łazience. Mam nadzieje,
że rodzice poszli prosto do swojej sypialni i nic nie widzieli. Oby, proszę. Błyszczyk
Tomlinsona znalazłam w kuchni w zlewie, nie chce nawet wiedzieć, co on tam
robił. Jak to w ogóle brzmi. Błyszczyk
Tomlinsona. To dobry tytuł na rozdział w jakiejś gejowskiej książce.
Powinien o tym pomyśleć. Z nim i resztą tej gejozy w rolach głównych. Schowałam
go do kieszeni i ruszyłam w kierunku domu chłopców. Będąc na miejscu otworzyłam
drzwi i weszłam, jak do siebie. Na kanapie zastałam pałaszującego chipsy
Harrego.
-
Cześć – rzucił.
-
Pierdol się – burknęłam. Jak chce się bawić ludźmi to niech sobie w simsy
pogra, mnie niech nie wciąga w te swoje chore romanse. Nie będę urozmaicała
jego życia seksualnego, o nie.
Wchodząc
do kuchni spotkałam pozostałą część One Direction, którzy próbowali odtworzyć
sobie wczorajszą domówkę.
-
Masz? – Lou popatrzył na mnie z nadzieją.
-
Przykro mi… on przepadł. Na zawsze.
-
Tak myślałem – westchnął. – Cóż, miło było mi was poznać – popatrzył na nas
smutnym wzrokiem.
-
Przejmę twój pokój, okej? – zapytał Nialler, na co Tommo wielce oburzony
trzepnął go w łeb.
-
Masz – rzuciłam mu to świecące gówno, trafiając prosto w głowę.
-
Kłamcooo – zawył.
-
Nie ma za co. Zwijam – rzuciłam, gdy do kuchni wszedł Styles.
Wyszłam
stamtąd, a przed bramą spotkałam jakąś grupkę dziewczyn, które zawzięcie o
czymś rozmawiały, spoglądając na mnie co chwile. Westchnęłam ciężko i podeszłam
do nich, zakładając ręce na biodra.
-
Chcecie coś wiedzieć? – spytałam podirytowana.
-
Uhmm, ty jesteś Sam? – zapytała jedna z nich. – Przyjaciółka One Direction?
-
Bo co?
-
O mój Bosz, jesteśmy ich ogromnymi fankami! – pisnęły.
-
No i? – zrobiłam dziwną miną, masując się po uszach. Chyba ogłuchłam.
-
Jacy oni są? Co teraz robią? Dasz nam ich numery? A zwłaszcza Harrego! Tak,
Harry jest taki słodki! – krzyczały podekscytowane.
-
Ej spokojnie, bo majtek nie dopierzecie – zrobiłam dziwną minę. – A co do
Harrego to… - przerwałam, robiąc napięcie.
-
To co?! – krzyknęły równo.
-
To wątpie, żeby był wami zainteresowany, bo…
-
Bo co?! – przerwały mi, znowu równo.
-
Bo on woli chłopców – powiedziałam krótko, a one wszystkie powiedziały tylko
„OMG” i zakryły sobie usta rękoma. Chyba nie musze mówić, że wszystko zrobiły
równo? Czuje się jak w jakimś jebanym kabarecie.
-
Jak to woli chłopców? – zapytała tym razem tylko jedna.
-
Po prostu – wzruszyłam ramionami. – Ale boi się o tym komukolwiek powiedzieć.
-
Zaraz zemdleję! – krzyknęła kolejna.
Zignorowałam
ich przeżywanie i odeszłam stamtąd, udając się z powrotem w kierunku domu.
Next Next Please Next. ! <3
OdpowiedzUsuń@Niebieeskookaa
Geniuszu mój. Zajebiste. Czekam na kolejny. Xx
OdpowiedzUsuńha ha ha zemsta doskonała !!!!
OdpowiedzUsuńczekam niecierpliwie na next :D
Next please!!
OdpowiedzUsuńjeśli kiedykolwiek zobaczę w księgarni "Błyszczyk Tomlinsona" to od razu kupuję
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle powalający! <3
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do liebster awards :)). Więcej tutaj! http://crazystories-about-1d-and-lbg.blogspot.com/2013/12/liebster-awards.html
~Izzy
dziewczyno , uwielbiam Cię !
OdpowiedzUsuńMasz łeb , nie ma co , wymyślić tę akcję , że Harry gejem - mistrzostwo !
A co do kłótni z Caroline i wygarnięcie Harremu , to chyba mój ulubiony wątek w tym rozdziale <3