piątek, 27 grudnia 2013

number sixty five



Wstając z łóżka natknęłam się na jakąś ulotkę, która leżała na podłodze. Na obrazku widniał jakiś budynek, a w środku była mowa o jakiejś szkole, wtf? Co to robi w moim pokoju? Zgniotłam papier, wyrzucając w kąt pokoju i zeszłam do kuchni, gdzie siedział ojciec.
- Dobrze, że jesteś – odezwał sie, przysuwając mi pod nos tą samą kartkę, którą przed chwilą zgniotłam. Posłałam mu pytające spojrzenie. – Popatrz na datę – dodał z uśmiechem.
Przeskanowałam wzrokiem to, co było napisane na ulotce i ponownie na niego wejrzałam.
- Pakuj się – powiedział, odchodząc od stołu.
- Co? – spytałam zdziwiona.
- Trochę dyscypliny dobrze ci zrobi.
W odpowiedzi zaczęłam się śmiać.
- To jakiś żart?
- Jutro rano masz pociąg, dopilnuję, żebyś się na niego nie spóźniła – dodał, biorąc klucze z mebli i wyszedł z domu.
To są chyba jakieś jaja.
Wróciłam do swojego pokoju i szybko się ubierając, również opuściłam dom, udając się w kierunku posiadłości chłopców. Otworzyłam sobie drzwi i głośno nimi trzasnęłam, dając im tym samym do zrozumienia, że mają gościa.
- Kurwa! – usłyszałam z góry. Tak, to był Styles. – Sam? To ty?! – po chwili zszedł na dół i popatrzył na mnie wściekłym wzrokiem. Posłałam mu pytające spojrzenie. – Wole chłopców, kurwa? – zapytał ze złością, a ja zaczęłam się śmiać.
- Sam to teraz powiedziałeś – zaśmiałam się i poczłapałam do salonu, gdzie siedziała reszta zgrai One Direction. Siadłam obok Louisa na kanapie i zaczęłam się wpatrywać w telewizor. Standardowo oglądali jakieś badziewia na Disney Channel.
- Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał Hazza, pojawiając się tuż przede mną, zasłaniając mi tym samym telewizor.
- Weź no posuń to grube dupsko, bo nic nie widzę! – krzyknęłam, rzucając w niego popcornem, który pałaszował Tommo.
- Ja cię kurwa zaraz posunę – zaczął się drzeć i wysypał na mnie całą miskę popcornu. Pojebany?
- Eeeeej – zawył Lou. – Dopiero, co go zrobiłem! – oburzył się.
- Ty idioto! – ryknęłam, chcąc się podnieść z kanapy, ale ten mnie przygwoździł całą swoją masą ciała i zaczął okładać poduszką. Piszczałam, krzyczałam i chciałam się jakoś bronić, ale przycisnął mi ręce do kanapy i tyle się mogłam ruszać. – Złaź ze mnie, ile ty ważysz?! Nie mogę oddychać! – darłam jape na cały dom.
- Chuj mnie to boli! – krzyknął.
- Dobra dzieci, koniec tej szopki – do akcji wkroczył Daddy Direction, biorąc ode mnie Hazze, dzięki czemu znów mogłam oddychać.
Lokaty skarcił mnie wzrokiem i biorąc głęboki wdech ulotnił się do kuchni. Zaraz po tym usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Standardowo nikt nie otworzył, więc owa osoba musiała sobie troszkę poczekać, ale w końcu Styles ruszył dupę i poszedł ją wpuścić. Usłyszałam przesłodzony to przesady głos, który należeć może tylko do jednej osoby…
- Możesz mi to wytłumaczyć? – pisnęła, rzucając czymś w niego. Odwróciłam głowe i spostrzegłam, że była to wydrukowana kartka artykułu z gwiazunii. Zaśmiałam się w duchu.
- Nie tutaj – mruknął i pociągnął ją do jakiegoś innego pomieszczenia.
- Ej właśnie – odezwałam się. – Ja tu po coś przyszłam.
Chłopcy posłali mi pytające spojrzenia.
- Miałam wam o czymś powiedzieć.
- O czym? – spytał Zayn.
W odpowiedzi rzuciłam im ulotke, którą dostałam od ojca. Ci przeskanowali wzrokiem tekst i popatrzyli na mnie zdziwieni.
- Wow – skomentował Louis. – Twoi starzy cię nienawidzą.
- Ta – westchnęłam.
- Moim zdaniem taka szkoła wojskowa to już lekka przesada, nawet jeśli chodzi o ciebie – odezwał się Liam.
- Nawet jeśli chodzi o mnie? O dzięki – uśmiechnęłam się sztucznie, wstając z miejsca. – Chcecie coś do picia? – spytałam, na co ci pokiwali przecząco głowami. Udałam się do kuchni, a tam zastałam obściskującą się patologię. Widać się pogodzili. Zmierzyłam te lafiryndę wzrokiem od góry do dołu i stwierdziłam, że z takim ryjem to moja babcia przed wojną wstydziłaby się gnój wywalać. Wstawiłam wodę na herbatę i czekałam aż się zagotuje, zerkając z obrzydzeniem na tamtych, w ogóle nie słuchając o czym rozmawiają, ale przypadkiem usłyszałam wyrzuty Caroline w stronę Hazzy:
- Ale kochanie, ty wcale nie jesteś romantyczny… - mruknęła ze smutkiem w głosie.
- Jak to? Przecież kupiłem ci ziemniaki – coś mi się wydaje, że on jeszcze nie wytrzeźwiał.
Walnęłam się z otwartej w czoło i zalałam wodę, słodząc sobie herbatę, by jak najszybciej stąd wyjść.
- Mieszaj głośniej, niech sąsiedzi wiedzą, że mamy cukier – skomentował Styles.
- Zamknij się – popatrzyłam na niego krzywo.
- Coś cię boli?
Czy coś mnie boli? Tak, Styles mnie boli. Jeśli wbije mu widelec w oko to będę miała kłopoty? Nie ogarniałam co tu się w ogóle dzieje. Trampki na obcasach, herbata z solą, Hazza z nią. To tylko jedne z wielu przykładów beznadziejnie dobranych całości.
Wyminęłam go bez słowa i wróciłam przed telewizor, siadając ponownie obok Louisa.
- Więc… - zaczął Zayn. - Co zamierzasz zrobić?
- Nie wiem – wzruszyłam bezradnie ramionami, robiąc łyk herbaty. – Ale na pewno tam nie pojadę, nie ma opcji.
- Czyli?
- Czyli… Niall? – popatrzyłam na Blondaska. – Jutro jedziesz do Irlandii, tak?
- Umm, tak – odparł niepewnie.
- Chyba przystanę na twoją propozycje.
- Jaką propozycje? – w salonie nagle pojawił się Hazza.
- Poudajesz moją dziewczyne? – ucieszył się Horan.
- Rodzice będą myśleli, że jestem w tym całym więzieniu, podczas gdy będę sobie czilować w Mullingar, jasne że poudaje – odparłam, jak gdyby nigdy nic.
- Serio? – Styles obdarzył nas żenującym spojrzeniem. – O co w ogóle chodzi?
- Oh, nie martw się Harry, jak będziesz chciał uciec od tej swojej wiedźmy to będę na ciebie czekać – puściłam mu uwodzicielsko oczko, podając tą głupią ulotkę, by zapoznał się treścią dołączoną do… nieważne.
- Dobra Sam, jutro rano wyjeżdżamy.
- Wpadniesz po mnie na dworzec? Ojciec mnie odwiezie na pociąg, chcąc mieć pewność, że nigdzie nie uciekne…
- Nie ufa ci?
- Nie.
- Słusznie.
- Wiem.
- A co potem? – zapytał Zayn.
- Kiedy potem?
- Wiecznie w Irlandii siedzieć nie będziesz.
- Nieważne, pomyśle o tym później.
- Możemy coś kupić – rzucił, spoglądając na chłopców, którzy pokiwali twierdząco głowami.
- W sensie?
- Taki drugi dom, w razie gdyby ktoś chciał pobyć sam, czy coś. Gdzieś za Londynem, ale niezbyt daleko.
- Wembley? – rzucił Liam. – 11mil stąd.
- Nieeee, tylko nie tam – sapnął Malik.
- Czemu nie?
- Bo… taka jedna… no wiesz, ona.
- Co za ona? – spytałam zdezorientowana.
- Ah tak – Hazza zaczął się histerycznie śmiać. – No weź Zayn, nie chciałbyś odświeżyć tej znajomości?
- NIE.
- To może Mitcham? – Louis popatrzył na nas pytającym wzrokiem.
- To wieś? – spytałam.
- Miasteczko.
- Nie chce miasteczka, chce miasto – oburzyłam się.
- Nie ty tu decydujesz – uśmiechnął się ironicznie Styles, na co mentalnie go skarciłam.
- Zajmę się kupnem – zaoferował Liam.
- Ekstra – klasnęłam radośnie w ręce.
- Co ty byś bez nas zrobiła – pokiwał głową Tomlinson, na co ironicznie mu przytaknęłam.
- Znaczy że co, szykuje się parapetówka? – wyrwał się ucieszony Styles.
- Kupie alko! – ryknął Malik.
- A ja żarcie – rzucił Horan.
Wspólnie mieszkanie? Znów? Dopiszę to do listy naszych najgłupszych pomysłów. 

_________________

dzienkóweczka dla stałych komentatorów za motywacje do dalszego pisania i życzem pijanego sylwka dla wszystkich czytających, NIE ZRÓBCIE WIOCHY

5 komentarzy:

  1. Już raczej zawsze będę fanką twojego stylu pisania. Czekam na kolejny. xx

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam czytać twojego bloga. Nieźle można się pośmiać . Czekam na następny rozdział .
    ps . Ja wioche zawsze robie więc w sylwka to nie będzie nowość :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny rozdział rozbawił mnie do łez , a niektóre epitety , po prostu komiczne !
    Co do akcji nieźle wykombinowałaś z tą szkołą.
    A ja już nie mogę się doczekać rozdziału , gdy Sam będzie udawała pannę Horan !

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny jak zwykle . Też życzę ci pijanego sylwestra i łagodnego kaca :D Postaram się nie zrobić wiochy ty też :)

    OdpowiedzUsuń