poniedziałek, 16 grudnia 2013

number sixty four



Przepychałam się przez tłum nieznanych mi ludzi w poszukiwaniu kogoś znajomego. To był  jednak zły pomysł, żeby pozwolić ludziom przyprowadzić kogo chcą, poważnie, nie znałam większości.
- Sam! – usłyszałam znajomy głos. Nareszcie. Odwróciłam się i zobaczyłam idącego w moim kierunku Nialla.
- Co tam? – spytałam, przekrzykując muzyke.
- Znalazłaś mi kogoś?
- W sensie? – nie bardzo rozumiałam o co mu chodzi.
- Udawaną dziewczyne? Gadaliśmy o tym rano, pamiętasz? Nie mów, że jeszcze wtedy byłaś pijana. Serio, wciąż cię trzymało? – popatrzył na mnie zawiedziony, że będzie musiał mi od nowa wszystko tłumaczyć.
- Nie – oburzyłam się. -  Nie znalazłam jeszcze, sory Horan – rzuciłam i ruszyłam w kierunku kuchni, by się czegoś napić.
- Heeeej – zawył zawiedziony, że go olałam i zginął mi gdzieś w tłumie.
Nalałam sobie soku do szklanki i przyłożyłam szkło do ust, mało się nie zakrztuszając napojem, gdy zobaczyłam osobę, której spodziewałam się tu jako ostatniej. Podeszłam bliżej i szturchnęłam ją w ramie, by na mnie wejrzała.
- Nie pomyliłaś przypadkiem imprez? – wejrzałam na stojącą ma wprost mnie Caroline. – My tu nie gramy w bingo.
- To podobno otwarta impreza.
- Osoby w twoim wieku powinny się raczej zajmować robieniem na drutach, nie piciem drinków wraz z nastolatkami, nie uważasz? Twój czas już minął, jedną nogą jesteś już po tamtej stronie – uśmiechnęłam się ironicznie.
- Nieważne – wywróciła teatralnie oczami. – Wybacz, nie mam czasu na rozmowe z tobą, jak dla mnie jesteś tylko rozkapryszonym dzieciakiem – rzuciła i odwróciła się ode mnie, chcąc odejść.
- Ja za to mam w dupie opinie ludzi, którzy mieli w ustach więcej chujów niż ja frytek -
odparłam, łapiąc ją mocno za włosy. Nikt nie będzie się ode mnie odwracał plecami, zwłaszcza ona.
– Auaaa, zostaw mnie psycholko – zapiszczała, próbując się uwolnić, na co zaczęłam ją szarpać jeszcze mocniej.
- Nie masz prawa być w moim domu! – wrzasnęłam, popychając ją na podłogę, po czym usiadłam na nią okrakiem i zaczęłam okładać. Wpadłam w jakiś szał, jaki ona ma na mnie wpływ, naprawdę jej nienawidzę.
- Zabierzcie ją ode mnie! – krzyczała, próbując mnie kopać czy bić, czy coś, nie wiem ale niezbyt jej to wychodziło.
- Hej, hej, hej, Sam co ty wyprawiasz? – w kuchni nagle pojawił się Hazza, zdejmując mnie z tej lafiryndy.
- Co ona tutaj robi?! – wrzasnęłam, próbując się wyrwać z jego uścisku, chcąc zabić te szmate.
- Przecież kazałaś zaprosić kogo chcemy – odparł, trzymając mnie mocno za nadgarstek.
- Co? – popatrzyłam na niego, jak na kompletnego idiotę. – Ona jest z tobą?
- No… tak – odparł niepewnie, bojąc się mojej reakcji.
Zaśmiałam się bez humoru.
- Żartujesz, tak? – popatrzyłam na niego z niedowierzeniem. – Żartujesz? – powtórzyłam. – Dlaczego do cholery zaprosiłeś tę wywłokę do mojego domu?!
- Chodźmy stąd, porozmawiajmy gdzie indziej – powiedział spokojnie, pociągając mnie w kierunku wyjścia z pomieszczenia.
- Nie, porozmawiajmy tutaj – wyrwałam mu się, stając pewnie na wprost.
 - Dobra, więc… skąd ten napad szału?
- Ja pierdole – sapnęłam, spoglądając na niego. – To coś – wskazałam na Caroline. – W moim domu. Coś tu nie gra, hm zgadnij co? – przybrałam zastanawiającą minę.
- Pozwoliłaś nam zaprosić kogo chcemy, ja zaprosiłem Caroline – odparł jak gdyby nigdy nic.
- Czemu? Czemu ona?! – wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Bo jest moją dziewczyną?
- Bo jest twoją kim? – popatrzyłam na niego rozszerzonymi oczami.
- Nie wiedziałaś?
- Skąd kurwa – bardziej oznajmiłam niż zapytałam.
- Hej spokojnie – uniósł ręce w geście obronnym. – Zeszliśmy się, pamiętasz?
- Co? – zmarszczyłam brwi, patrząc na niego, aż rozwinie swoją wypowiedź.
- No wtedy, co do mnie przyszła, nie pamiętasz? Od tamtej pory wciąż jesteśmy razem – wytłumaczył, na co ja zaczęłam się histerycznie śmiać.
- W sensie w dzień mojego wypadku? Byliście razem przez ten cały czas, co byłam w śpiączce? I po tym, jak się z niej wybudziłam? I teraz też? – wciąż się śmiałam.
- Harry, ona jest chora – blondynka szepnęła do chłopaka, jednak na tyle głośno, że bez problemu to usłyszałam.
- Nie Caroline, to ty jesteś chora. A w zasadzie to ślepa. Jeśli myślisz, że tworzysz z Lokatym szczęśliwy związek, to jesteś w błędzie – uśmiechnęłam się do niej ironicznie. – By the way, nie jesteś dla niego wystarczająco dobra, skoro przychodzi do mnie każdego wolnego wieczoru – dodałam z satysfakcją i szturchając jej ramie opuściłam kuchnie.
Poszłam do swojego pokoju, gdzie nie było tak głośno słychać łomotu muzyki i usiadłam zrezygnowana na łóżku. Długo nie musiałam czekać za gościem, bo już po chwili do pomieszczenia wbił rozwścieczony Styles, trzaskając za sobą głośno drzwiami.
- Co to kurwa było?! – wrzasnął, stając na wprost mnie. – Jeżeli myślisz, że uda ci się zniszczyć mój związek to się mylisz.
- „Ej Sam, twoje ubrania fajnie by wyglądały na podłodze”, „Hej Sam, mogę dzisiaj z tobą spać?”, „Hej Sam, wiesz, że cię kocham, prawda?” – zaczęłam cytować wszystkie jego wcześniejsze słowa. – Wiesz Harry, jedyną osobą, która zniszczy ten wasz pseudo-związek jesteś ty.
- Jak jestem pijany mówie różne rzeczy – prychnął.
- A teraz abrakadabra i kurwa znikasz! – krzyknęłam, olewając to co powiedział.
Ten jeszcze przez chwile stał tak na środku pokoju, a potem sfrustrowany wyszedł z niego rzucając krótkie ‘jesteś pojebana’, trzaskając głośno drzwiami. Dobry sposób na wyładowanie gniewu. 

*

Na drugi dzień obudził mnie ten cholerny telefon. Nie patrząc nawet kto dzwoni, odebrałam przykładając go do ucha.
- Czego? – warknęłam.
- Jezu, Sam mam dla ciebie bardzo ważną miszyn – usłyszałam spanikowany głos Tomlinsona. – Zgubiłem wczoraj u ciebie mój błyszczyk, znajdź go i przynieś mi, pilneee – zawył.
- Co? – zaczęłam się z niego śmiać. - Pojebało cię? Używasz błyszczyka?
- Nie no on jest Eleanor, ale to ja go zgubiłem i mnie zabije chyba, jak się o tym dowie, bo to był jej ulubiony, rozumiesz mój problem, prawda?
- I to był ten powód dla którego mnie budzisz w środku nocy?
- Przecież… co? Mamy inne strefy czasowe? – zapytał zakłopotany. – Jest południe – odparł, na co ja otworzyłam jedno oko i zaraz po tym je zamknęłam. Światło. Jasność. Dzień.
- Fakt – mruknęłam.
- To jak będzieeeee?
- Nie obiecuje.
- Dzięki – rzucił i się rozłączył.
To samo zrobiłam z telefonem. Rzuciłam i również się rozłączyłam. No może nie w tej kolejności. Nieważne. Wstałam z łóżka, ogarnęłam się i zeszłam na dół, by posprzątać ten cały syf, co był w salonie, w kuchni i w łazience. Mam nadzieje, że rodzice poszli prosto do swojej sypialni i nic nie widzieli. Oby, proszę. Błyszczyk Tomlinsona znalazłam w kuchni w zlewie, nie chce nawet wiedzieć, co on tam robił. Jak to w ogóle brzmi. Błyszczyk Tomlinsona. To dobry tytuł na rozdział w jakiejś gejowskiej książce. Powinien o tym pomyśleć. Z nim i resztą tej gejozy w rolach głównych. Schowałam go do kieszeni i ruszyłam w kierunku domu chłopców. Będąc na miejscu otworzyłam drzwi i weszłam, jak do siebie. Na kanapie zastałam pałaszującego chipsy Harrego.
- Cześć – rzucił.
- Pierdol się – burknęłam. Jak chce się bawić ludźmi to niech sobie w simsy pogra, mnie niech nie wciąga w te swoje chore romanse. Nie będę urozmaicała jego życia seksualnego, o nie.
Wchodząc do kuchni spotkałam pozostałą część One Direction, którzy próbowali odtworzyć sobie wczorajszą domówkę.
- Masz? – Lou popatrzył na mnie z nadzieją.
- Przykro mi… on przepadł. Na zawsze.
- Tak myślałem – westchnął. – Cóż, miło było mi was poznać – popatrzył na nas smutnym wzrokiem.
- Przejmę twój pokój, okej? – zapytał Nialler, na co Tommo wielce oburzony trzepnął go w łeb.
- Masz – rzuciłam mu to świecące gówno, trafiając prosto w głowę.
- Kłamcooo – zawył.
- Nie ma za co. Zwijam – rzuciłam, gdy do kuchni wszedł Styles.
Wyszłam stamtąd, a przed bramą spotkałam jakąś grupkę dziewczyn, które zawzięcie o czymś rozmawiały, spoglądając na mnie co chwile. Westchnęłam ciężko i podeszłam do nich, zakładając ręce na biodra.
- Chcecie coś wiedzieć? – spytałam podirytowana.
- Uhmm, ty jesteś Sam? – zapytała jedna z nich. – Przyjaciółka One Direction?
- Bo co?
- O mój Bosz, jesteśmy ich ogromnymi fankami! – pisnęły.
- No i? – zrobiłam dziwną miną, masując się po uszach. Chyba ogłuchłam.
- Jacy oni są? Co teraz robią? Dasz nam ich numery? A zwłaszcza Harrego! Tak, Harry jest taki słodki! – krzyczały podekscytowane.
- Ej spokojnie, bo majtek nie dopierzecie – zrobiłam dziwną minę. – A co do Harrego to… - przerwałam, robiąc napięcie.
- To co?! – krzyknęły równo.
- To wątpie, żeby był wami zainteresowany, bo…
- Bo co?! – przerwały mi, znowu równo.
- Bo on woli chłopców – powiedziałam krótko, a one wszystkie powiedziały tylko „OMG” i zakryły sobie usta rękoma. Chyba nie musze mówić, że wszystko zrobiły równo? Czuje się jak w jakimś jebanym kabarecie.
- Jak to woli chłopców? – zapytała tym razem tylko jedna.
- Po prostu – wzruszyłam ramionami. – Ale boi się o tym komukolwiek powiedzieć.
- Zaraz zemdleję! – krzyknęła kolejna.
Zignorowałam ich przeżywanie i odeszłam stamtąd, udając się z powrotem w kierunku domu.

7 komentarzy:

  1. Next Next Please Next. ! <3

    @Niebieeskookaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Geniuszu mój. Zajebiste. Czekam na kolejny. Xx

    OdpowiedzUsuń
  3. ha ha ha zemsta doskonała !!!!
    czekam niecierpliwie na next :D

    OdpowiedzUsuń
  4. jeśli kiedykolwiek zobaczę w księgarni "Błyszczyk Tomlinsona" to od razu kupuję

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle powalający! <3
    Zostałaś nominowana do liebster awards :)). Więcej tutaj! http://crazystories-about-1d-and-lbg.blogspot.com/2013/12/liebster-awards.html
    ~Izzy

    OdpowiedzUsuń
  6. dziewczyno , uwielbiam Cię !
    Masz łeb , nie ma co , wymyślić tę akcję , że Harry gejem - mistrzostwo !
    A co do kłótni z Caroline i wygarnięcie Harremu , to chyba mój ulubiony wątek w tym rozdziale <3

    OdpowiedzUsuń