Szliśmy
powolnym krokiem w strone drzwi wejściowych do domu Horana, a ja nie miałam
najmniejszej ochoty, żeby tam wchodzić i jeść te głupią kolacje. Serio, po co
to komu? Nie możemy zjeść oddzielnie? Po prostu? Każdy wtedy kiedy chce i gdzie
chce, to by było o wiele łatwiejsze.
-
Więc… - zaczął Ethan, stając w miejscu.
-
Może wejdziesz? – wypaliłam, nie myśląc wcześniej nad tym. Głupi pomysł, ale
naprawdę nie chciałam się z nim rozstawać.
-
Uhm, nie jestem pewien – odparł z wahaniem.
-
Ta, ja też nie – mruknęłam. – Gdybyśmy byli teraz u mnie przed domem uwierz, że
bez namysłu zaprosiłabym cię do domu. Nawet bym cię tam wciągnęła siłą, jakbyś
się opierał!
Chłopak
się zaśmiał, kręcąc głową.
-
Chciałbym być kiedyś wciągnięty przez ciebie do domu – odparł z uznaniem.
-
To byłby czad.
-
Rodem z filmu wzięte.
-
To samo pomyślałam! – machnęłam rękoma w powietrzu, śmiejąc się.
Chłopak
zareagował podobnie, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na minutę.
-
Widzimy się jutro? – zapytał po chwili.
-
Jasne – odpowiedziałam bez myślenia. – Masz jakieś kolejne zaskakujące plany na
spędzenie dnia? – podniosłam pytająco brew do góry.
-
Całe mnóstwo – mruknął tajemniczo, łapiąc mnie za rękę i w ten sam sposób, co w
samochodzie zaczął się do mnie stopniowo przybliżać.
-
Sam? – usłyszałam damski głos z wejścia. Szybko odskoczyłam od chłopaka i
wejrzałam na mamę Nialla, stojącą w progu ze srogą miną.
-
Uhm, cześć – uśmiechnęłam się głupio, machając ręką. – Znaczy, dobry wieczór.
-
Dobra, to ja już pójdę – odezwał się Ethan. – Dobranoc – mruknął do Maury i się
ulotnił. Pewnie, najlepiej. Poszedł sobie i wyjebane, a ja będę musiała przyjąć
na klate to, co mnie za chwile czeka.
-
Spóźniłam się? – weszłam ostrożnie do środka, udając się powoli w kierunku
pokoju, w którym siedzieli wszyscy i pałaszowali kolacje. – Sory, byłam pewna,
że zdążę – szepnęłam siadając obok Nialla, jednak ten mnie zignorował. –
Spotkałam Harrego, to wszystko przez niego. Wiedziałeś w ogóle, że jest w
Irlandii? Co on tu do cholery robi? – wydawało się, jakbym gadałam sama do
siebie, bo blondyn nie odzywał się do mnie ani słowem.
Olałam
to i zaczęłam jeść dany mi posiłek. Nieważne, nie chce gadać to nie. Pewnie
wyjedli mu wszystkie cukierki i teraz ma zły humor i jest obrażony na cały
świat. Jak zwykle z resztą.
-
Więc… Sam? – niezręczną ciszę przerwał pan Horan we własnej osobie. – Gdzie
byłaś jak cię nie było? – uśmiechnął się podejrzliwie, na co ja wejrzałam na
Nialla, który miał wzrok wbity w talerz.
-
Uhmm, na zakupach – mruknęłam bez przekonania.
-
Z kim? – wyrwała się jego żonka.
Już
miałam wymyślić jakąś wymówke, gdy poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam
dyskretnie telefon, dostrzegając wiadomość od Ethana. Skąd ja mam jego numer? I
skąd on ma mój?
-
Przepraszam na chwile, musze do łazienki – powiedziałam szybko i odchodząc od
stołu, potatajałam pospiesznie na góre.
Zamknęłam
drzwi na klucz i siadając na klopie, z opuszczoną deską oczywiście, odczytałam
wiadomość od chłopaka. Dopiero teraz mnie olśniło, że przecież znalazł mój
telefon, więc pewnie sam go wpisał. Cwaniak.
Eeej, stęskniłem się
z deka…
Zaśmiałam się do ekranu, kręcąc z niedowierzeniem głową i bez zastanowienia
wybrałam do niego numer. Prawie natychmiast odebrał.
-
Co mam zrobić z tą informacją? – rzuciłam rozbawiona na przywitanie.
-
Coś powinnaś – odparł podobnym tonem.
-
Przed chwilą odszedłeś, zdążyłeś chociaż dojechać do domu? – zaśmiałam się.
-
Nie do końca – mruknął. – Urwiesz się z tej kolacji?
-
Czemu?
-
Żebyśmy się gdzieś przeszli? Gdzieś, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał?
Gdzieś,
gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał? Nawiązuje do Harrego i mamy Nialla, czy
co? O cholera, jest napalony. Niedobrze.
-
Spróbuje – odparłam, uśmiechając się sama do siebie. Boże, co ja wyprawiam.
-
Będę na ciebie czekał za 5 minut – rzucił i się rozłączył.
Hej,
to ja zadzwoniłam i to ja powinnam się rozłączyć, co to ma być? Niemniej jednak
byłam zadowolona z przebiegu tej rozmowy i w genialnym humorze wróciłam na dół,
gdzie rodzinka Horanów wciąż siedziała.
-
A tobie co tak wesoło? – zapytał Greg.
-
A tobie co tak niewesoło? – wejrzałam na niego, robiąc dziwną minę gdy dotarło
do mnie, co właśnie powiedziałam.
-
Może ja sprzątnę – odezwał się Nialler, zbierając talerze ze stołu, na co jego
mama odpowiedziała mu uśmiechem. Wtf, Niall sprząta? Ta rodzina ma na niego
taki wpływ, czy on jest taki zawsze tylko po prostu zepsuł się przy chłopcach z
1D? Rozkmina życia. – Pomożesz? – zwrócił się do mnie, na co ja dopiero po
chwili zareagowałam. Tak, znów odpłynęłam.
-
Tak, pewnie – odpowiedziałam szybko wracając na ziemie i wyszłam tuż za nim do
kuchni, zabierając po drodze talerze.
Odłożyłam
je do zlewu i już miałam wrócić po kolejny zestaw naczyń, gdy Nialler łapiąc
mnie za rękę, przyciągnął w swoim kierunku.
-
Co ty wyprawiasz? – syknął.
-
O co ci chodzi? – popatrzyłam na niego dziwnie, odsuwając się na bezpieczną odległość.
-
Nie możesz się nawet na chwile uspokoić? Cały czas muszą się wokół ciebie
kręcić jakieś typki?
-
W czym ty masz problem? – zdziwiłam się.
-
Moja matka zaczyna podejrzewać, że ten nasz związek to ściema. Widziała cię
przed domem z jakimś kolesiem i na mnie naskoczyła, że spotykam się z… - chyba
w odpowiednim momencie ugryzł się w język.
-
No z kim? – wejrzałam na niego, zakładając ręce na biodra.
-
Uratowałem cię od tej durnej szkoły – zmienił temat, ponownie na mnie
naskakując. A ty nawet nie potrafisz wytrzymać kilku dni, żeby…
-
Dobra – przerwałam mu gestem ręki. Nie chciałam tego słuchać, wiem że
nawaliłam, obiecałam mu, a teraz wywijam takie numery, tak jestem zła. – Chodź,
wracajmy – powiedziałam, biorąc go za rękę i pociągnęłam w kierunku salonu.
Usiedliśmy
z powrotem na swoich miejscach i popatrzyłam na rodziców Horana.
Boże,
za co?
-
Chciałam coś wyjaśnić – odezwałam się spoglądając na Maure. – Chłopak, z którym
mnie pani widziała to… naprawdę nikt – oświadczyłam, wypuszczając powietrze. –
Jestem z państwa synem od… - cholera, mówił mi w dzień przyjazdu jak długo
jesteśmy razem, ale serio, kto normalny słucha paplaniny Horana? - …od kilku
miesięcy – dodałam z nieprzekonaniem. Słabo mi idzie. To nie tak miało
wyglądać. – I… - wejrzałam na Nialla, który miał minę, jakby bał się każdego
kolejnego słowa, które wypowiem. – Kocham go – dodałam patrząc, jak temu
rozszerzają się oczy ze zdziwienia. Chyba powstrzymał się od tego, żeby zrobić
rybkę na wieść o tym, co właśnie mówie, brawo Niall! – I zależy mi na tym, żeby
państwo zaakceptowali mnie i nasz związek – dodałam, spoglądając ponownie na
nich.
Dobra,
to ich chyba zaskoczyło. Miny mieli takie, jakby spodziewali się wszystkiego,
ale nie takiego wyzwania. Podobnie jak ich syn z resztą.
-
Domyślam się, że nie przypadłam państwu do gustu – kontynuowałam swój monolog,
patrząc pod nogi. – I, że mnie nie lubicie… - dodałam zerkając niepewnie na
nich. Tak, teraz powinien być ten moment, kiedy oni mi przerywają i mówią coś w
stylu ‘ależ skąd, jesteś wspaniałą
dziewczyną, uwielbiamy cię!’ jednak tak się nie stało. Wredne szuje.
Widać, że ród Horanów, wszyscy tacy sami. – Niemniej jednak chciałabym was
prosić o szanse dla mnie. Dla nas.
Dobra,
na tym koniec, nic więcej nie mówie, chyba wystarczająco się otworzyłam?
Patrzyłam
wyczekująco na rodziców Niallera, jednak ci nie wyglądali jakby mieli
jakkolwiek odpowiedzieć, na to co właśnie wygłosiłam. Aha.
-
Mamo… - tym razem Niall przemówił. O dzięki za pomoc. – Tato? – popatrzył na
nich tymi swoimi niebieskimi oczami, które na wszystkich działają, a ci tylko
wejrzeli się na siebie nawzajem i głośno wypuścili powietrze z ust. To było
ustalone? Zrobili to równiusieńko.
Bobby
pokiwał z uśmiechem głową, a ja poczułam jak kamień spada mi z serca. Dzięki
Bogu, kupili to.
-
Damy ci szanse – Maura zwróciła się do mnie z poważną miną, na co ja się tylko
głupio uśmiechnęłam i klasnęłam w ręce jak mała dziewczynka.
-
Yay – mruknęłam, spoglądając na Niallera, który widać też poczuł ulgę. W końcu
ostatniego czego chciał to zawieźć rodziców.
Przybliżyłam
się do Blondynka i pocałowałam go szybko w usta, czując zaskoczenie z jego
strony. Jak udawać to porządnie, tak?
Uśmiechnęłam
się do niego, a ten dopiero po czasie odwzajemnił gest. Widać tego się nie
spodziewał. Dobra, nieważne, przynajmniej teraz jestem bezpieczna. Mam tylko
nadzieje, że ten cyrk jak najszybciej się skończy.
-
Ciesze się, że jesteś szczęśliwy – odezwała się Maura do swojego pupilka,
przyszczypując mu policzki, jak dziecku. O Boże.
Wejrzałam
na zegarek wiszący na ścienie i od razu się poderwałam z miejsca, co nie uszło
uwadze Horanom.
-
Coś się stało? – spytał zaniepokojony Bobby.
-
Uhmmm, chyba coś zostawiłam na tarasie – odpowiedziałam szybko i w ekspresowym
tempie odeszłam od stołu, wychodząc na dwór.
Kompletnie
zapomniałam, że Ethan miał przyjechać. 5 minut już minęło? Czy może nawet 10?
Rozejrzałam się dookoła, jednak nie dostrzegłam nikogo o podobnej sylwetce.
Wyszłam przed bramę i zobaczyłam chłopaka, idącego w przeciwnym kierunku.
-
Hej! – krzyknęłam. Odwrócił się, stając w miejscu. Ruszyłam w tamtą strone i
już po paru sekundach stałam na wprost niego. - Miałeś poczekać – zmarszczyłam
brwi.
-
Czekałem – odparł sucho.
-
Nie mogłam wyjść wcześniej.
-
Tak, wiem – powiedział szybko. – Byłaś zajęta.
-
No, trochę… nie znasz rodziców Nialla, są tacy…
-
Daruj sobie – przerwał mi z jadem w głosie.
Popatrzyłam
na niego zdziwiona i ostrożnie odwróciłam się za siebie, chcąc zobaczyć czy
nikt za mną nie stoi. Pusto. Czyli, że co, to było do mnie?
-
O co ci chodzi?
-
Spotykałem się już kiedyś z laską, która grała nie fair i wybacz, ale nie mam
najmniejszej ochoty tego powtarzać – powiedział ostro, odwracając się na pięcie
i ruszył z powrotem w kierunku samochodu.
-
Co? – mruknęłam do siebie. – Czekaj, co? – tym razem odezwałam się głośniej i
ruszyłam tuż za nim. – O czym ty mówisz? – złapałam go za ramię, odwracając
ponownie w swoim kierunku.
-
Jesteś z nim, tak?
-
Z kim? – zaśmiałam się bez humoru.
-
No z Niallem? – odpowiedział, jakby to było takie oczywiste.
W
odpowiedzi zaczęłam się śmiać. Bardzo. Cholera, dostałam jakiegoś napadu
śmiechu. O czym on do mnie rozmawia?
-
Ty na poważnie? – popatrzyłam na niego i jego wyraz twarzy, który od dłuższego
czasu się nie zmienił. Momentalnie spoważniałam. – Nie żartujesz? – zdziwiłam
się.
-
Widziałem was.
-
Kiedy? Co widziałeś?
-
Przed chwilą. Z drogi widać pokój, w którym siedzieliście.
Serio.
Dlaczego nikt do diabła nie zasłonił rolet?
-
Widziałeś to niewinne buzi? – zaśmiałam się. – Dobra, zaraz ci wszystko
wyjaśnie. Swoją drogą to całkiem zabawna historia.
-
Możliwe – odparł. – Ale nie chce jej słuchać.
-
Co? – zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego. – Ale przecież to nic nie
znaczyło, daj mi wyjaśnić.
-
Nie obchodzi mnie to, nie mam ochoty ani czasu na takie gry, sory –
odpowiedział i ponownie się ode mnie odwrócił, wsiadając do samochodu. Zaraz po
tym odjechał z piskiem opon, zostawiając mnie oniemiałą na środku drogi.
Jeszcze śnieg zaczął padać, genialnie. Już śnieg? Co? Przecież jeszcze zimy nie
ma, co się dzieje?
Dobra,
to są chyba jakieś jaja. Stałam tak i zaczęłam się śmiać. Po prostu. To było
takie głupie, że aż śmieszne, nie potrafie tego inaczej wyjaśnić.
Wszyscy
są tacy sami. Wszyscy. Bez wyjątku.
______________
baaaardzo wszystkich
proszę o zaznaczenie odpowiedzi w poniższej ankiecie (literówka z Lou, ale już
nie poprawie :c)
rozdziały piszę na
bieżąco, więc dostosuje się do waszych sugestii/uwag na temat relacji
bohaterów, jak jakieś macie to piszcie