piątek, 14 marca 2014

number seventy five



Wszystkie moje walizki były ładnie ustawione przed drzwiami wyjściowymi, gotowe by ktoś je szanownie zapakował do busa. Nawet się nie rozpakowywałam po powrocie z Mullingar, więc zaoszczędziłam dobre 2 godziny, w przeciwieństwie do takiego Louisa, który biegał po całym domu od samego rana w poszukiwaniach za jego pluszowym jednorożcem.
- Gotowa? – zobaczyłam schodzącego po schodach Zayna z 3 torbami.
- O dziwo – mruknęłam. – A ty?
- Wszystko na swoim miejscu – odparł ucieszony ustawiając swoje bagaże tuż obok moich.  – Harry z Niallem mają lekką spine i Liam próbuje ich uspokoić, a Louis wciąż nie znalazł pana Corna.
- Co za spina? – zdziwiłam się. – I kto normalny nazywa swojego pluszaka kukurydza?
- Niall zjadł Harrego babeczkę, na którą ten napalał się odkąd tylko poszedł spać i to było w sumie głównym powodem dla którego wstał dziś rano… a dlaczego Corn? – spytał retorycznie. – No wiesz… uniCorn*? – rozłożył ręce, czekając na moją reakcje.
- Nie wierze – walnęłam się z otwartej w czoło. W sumie nie powinno mnie to dziwić, choć szczerze powiedziawszy zawsze ciekawiło mnie, co tak naprawdę Louis ma w głowie. O ile w ogóle coś tam ma. – Przecież Harry ma cały zapas babeczek w przenośnej lodówce w pokoju Lou – olśniło mnie.
- Ty to wiesz, ja to wiem… cóż, chyba wszyscy to wiedzą – odparł po chwili zastanowienia. – Nie próbuj ich zrozumieć – zaśmiał się.
- Racja – przytaknęłam. – A tak w ogóle… - zaczęłam niepewnie. – Jak tam po wczoraj? – podniosłam do góry jedną brew, przyglądając mu się podejrzliwie.
- Co masz na myśli? – popatrzył na mnie zdezorientowany.
- No wiesz, ptaszki ćwierkały, że wyrwałeś jakąś dziunie ostatniej nocy.
- Serio? – zaśmiał się, mało co się nie krztusząc. – Kto ci tak powiedział?
- Nie powinnam zdradzać swoich źródeł – odparłam prawie natychmiast.
- Louis?
- Ta.
- Jasne, że tak – po raz kolejny się zaczął śmiać. – Wywaliłem go ze swojego pokoju i wiesz… znasz Louisa. Albo…
- Albo co?
- Albo po prostu to był pretekst, żeby wpakować się do twojego łóżka – tym razem to on podniósł do góry jedną brew, co swoją drogą w jego wykonaniu wyglądało naprawdę komicznie.
- Co ty majaczysz, Zane? – posłałam mu dziwne spojrzenie.
- Może szuka pocieszenia? – zaśmiał się. – Zerwał z Eleanor, słyszałaś?
- Nie gadaj – otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia.
- Nie wiesz tego ode mnie – mruknął, widząc jak chłopcy w końcu schodzą z piętra obładowani z każdej możliwej strony walizkami.
- Nowy dom, nowe życie! – ryknął Tommo, zeskakując z trzech ostatnich stopni czego wynikiem był jego upadek, bo oczywiście potknął się o swoją torbę i przez kolejne 15 minut musieliśmy go zbierać z podłogi i gwarantować mu, że jego kostka na pewno nie jest skręcona. Jak z dzieckiem.
- Złap mnie za rękę – odezwał się Harry, obejmując Lou w pasie, by temu się lepiej szło. Przez całą drogę do auta kulał, a jemu naprawdę nic nie było, co z nim jest nie tak?
- Co to było? – zląkł się w pewnym momencie Zayn, rozglądając się dookoła.
- Co? – wejrzeliśmy na niego dziwnie.
- Te krzaki się poruszyły – powiedział, wskazując na nie, na co wszyscy przenieśliśmy wzrok w tamtą strone.
- Paparazzi, szybko do samochodu – pogonił nas Liam, na co wszyscy zaczęliśmy się pakować do środka.
- Jak oni nas znaleźli? – zdziwił się Niall.
- Hmm, może dlatego, że większość osób zna nasz adres? – zapytał Lou z nutką ironii w głosie. – Panie kierowco! – ryknął. – Proszę dopilnować, by nikt za nami nie jechał aż do samego Wembley.
- Boje się go, gdy jest taki stanowczy – mruknął Zayn.
- Ja też – odparłam, spoglądając niepewnie na Tommo.
Po niecałych 20 minutach byliśmy już na miejscu. Fakt, że nie przeprowadzaliśmy się na drugo koniec kraju bardzo nam odpowiadał. Polubiliśmy tamtejszą okolicę.
Wysiedliśmy wszyscy z pojazdu, a ja zaczęłam okręcać się wokół własnej osi, zastanawiając się, który dom należy do nas.  
- Ten – wskazał Harry, łapiąc mnie za ramiona przez co automatycznie przestałam się kręcić. Obróciłam się do tyłu znajdując wzrokiem supermarket, o którym wspominali chłopcy. Mieli racje, mówiąc że będziemy mieli do niego wyjątkowo blisko, co cieszy nas chyba najbardziej. – Co myślicie? – zapytał, odnosząc się także do Zayna.
- Dom, jak dom – wzruszyłam ramionami.
- Taki był zamiar – wywrócił oczami Lou, udając się w kierunku naszej nowej posiadłości.
Zrobiliśmy to samo.
- Łapcie – odezwał się Liam, rzucając każdemu z nas komplet kluczy. Swoje natomiast włożył do zamka i otworzył tym samym drzwi, po czym wszyscy rzuciliśmy się do środka.
- Wow – mruknęłam równo z Zaynem. – Jest… uhm, inaczej?
- Lepiej – przyznał mulat.
- Więcej miejsca do ganiania się – dodałam, krocząc przed siebie. – Mogłabym tu zamieszkać.
- I zamieszkasz! – krzyknął Haz, klaszcząc w ręce.
- Nie mogę uwierzyć, że kupiliście naprawdę fajny dom i to bez mojej pomocy – pokręciłam głową, rozglądając się dookoła.
- Każdy z nas ma swój własny pokój na samej górze iiii… - zrobił pauzę, powodując napięcie, zwłaszcza u mnie i Malika. – 3 łazienki!
- Coooo – zawył brunet, otwierając szeroko buzię.
- Czemu nie 6? – popatrzyłam na nich niezadowolona.
- Nie marudź, masz swoją własną jeśli to cię uszczęśliwi.
- Coooo – zawyłam w podobny sposób, co Zayn przed chwilą.
- Jedna jest tutaj na końcu korytarza, a dwie pozostałe na górze.
- Ekstra – zaklaskałam w dłonie.
- Chodźcie do kuchni – powiedział podekscytowany Styles, pchając nas wszystkich w tamtym kierunku. – Witajcie w moim królestwie! – ryknął, wskazując na pomieszczenie, do którego właśnie weszliśmy.
- Ona jest wspólna… tak? – popatrzyłam na niego niepewnie.
- Tylko wtedy, kiedy nie będę gotował czegoś super.
- Nigdy tego nie robisz.
- Moje dania są najlepsze!
- Zwłaszcza kanapki! – krzyknęłam ironicznie. – Wychodzą ci znakomicie!
- Jak to się stało?! – naszą uwagę przykuł zszokowany Niall z głową w lodówce. – Dopiero, co przyjechaliśmy, a lodówka już jest pusta?
- Niall? – obok niego od razu pojawił się Louis. Położył mu rękę na ramieniu i popatrzył poważnie w oczy, jakby miał mu do przekazania jakąś niezmiernie ważną wiadomość. – Ona nigdy nie była pełna – dodał, na co blondyn popatrzył na nas jak taki zagubiony szczeniaczek.
- Dajcie mi hajs, skocze po coś do żarcia – odezwałam się, na co Liam posłusznie wykonał mój rozkaz.
- Kup coś na wieczór, a my sprosimy gości – powiedział na co posłusznie pokiwałam głową. 
- Mam nadzieje, że tym razem nie będę musiała wlec waszych nawalonych zwłok do łóżek jak… zawsze – odparłam po chwili namysłu, na co wszyscy się oburzyli.  
- Po prostu idź – powiedział wielce urażony Lou, robiąc te swoją mine, która zawsze wywołuje u mnie napad śmiechu. Wyszłam więc z kuchni, następnie z domu i popatajałam wesoło w strone marketu po drugiej stronie ulicy.
- Hej! – usłyszałam za sobą, co w pierwszej chwili olałam, jednak gdy owa osoba wypowiedziała moje imie odwróciłam się zdezorientowana w tamtym kierunku i skłamałabym mówiąc, że to kogo tam zobaczyłam, ucieszyło mnie.  

 __________________

* unicorn – jednorożec
* corn – kukurydza
chyba nic głupszego nie mogłam wymyślić hahah nieważne

ogólnie to nudnynudnynudnynudny
wybaczcie, że czekaliście na rozdział o tydzień dłużej niż zwykle, ale moja wena zrobiła sobie wolne

5 komentarzy:

  1. Nie jest nudny !
    Jest przecudowny !

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział CU-DO-WNY ! <3
    czekam na next i zapraszam na nowy rozdział u mnie
    http://jeedenkieruunek.blogspot.com/?m=1
    @Niebieeskookaa

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział!!!
    Kiedy następny? Nie mogę się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń