piątek, 18 kwietnia 2014

number seventy seven



 - Mocniej! Mocniej! – słyszałam czyjś krzyk, dobiegający z sypialni. – Boże, Harry, przyłóż się trochę…
- Nie mam… już… siły – pojedyncze sapy lokatego wywołały u mnie wybuch śmiechu.
- Jeszcze trocheeee – zawyła osoba towarzysząca Styles’a.
Co do cholery, nie może dojść?
- Już… prawie.. JEST! – krzyknął resztką sił, opadając jak mniemam na łóżko.
Rozumiem, że mogę już wkroczyć?
Otworzyłam drzwi do pokoju, zasłaniając sobie ręką oczy, by nie nadziać się na roznegliżowane ciało Harolda i jego dzisiejszej wybranki.
- Ja tylko po ładowarke – mruknęłam, idąc na czuja w kierunku mebli. – Nie krępujcie się.
- Uhm, okej, ale nie musisz się zasłaniać.
- Jesteście przykryci? – zapytałam, odwracając się w ich kierunku i ostrożnie zrobiłam lekką przerwę pomiędzy palcami, odsłaniając widok na Harrego i… Nialla? – WTF?
- Włożyłem palec do butelki i nie mogłem wyjąć – mruknął blondyn.
- Włożyłeś palec do butelki?
- A co ty myślałaś? – zapytał, obdarowując mnie dziwnym spojrzeniem.
- Po co go tam wkładałeś? – odpowiedziałam pytaniem, chcąc by to na głupocie Horana skupiła się ta rozmowa.
- Wpadła mi tam guma, chciałem ją odzyskać – odparł smutno, na co pokiwałam tylko głową.
- Masz – rzuciłam w jego kierunku całą paczkę miętówek.
- Yaayy – zawył uszczęśliwiony i w podskokach opuścił pokój, schodząc na dół, gdzie zapewnie poniesie go melanż.
- Czemu ty masz takie zbereźne myśli, Sam? – Lokaty pokiwał na mnie z niedowierzeniem głową. – Ja nie wiem po kim ty to masz.
- Gdybyś tak nie jęczał na cały dom to o niczym bym sobie nie pomyślała.
- Ty tylko o jednym – mruknął, śmiejąc się pod nosem.
Dopiero teraz zauważyłam, że był już lekko wstawiony.
- Ale jak chcesz to wiesz… - urwał, na co posłałam mu dziwne spojrzenie. – Jestem cały twój! – krzyknął, rozpinając swoją koszulę, jak ci super-bohaterowie w kreskówkach, pozbywając się swoich zwykłych ubrań, pod którymi mają… no wiecie, stroje dla super-bohaterów. Peleryny, te sprawy.
- Przekroczyłeś swoją dopuszczalną dawkę alkoholu dzisiejszego wieczoru?
- Nie jestem pijany – wyszczerzył się.
- Racja. Jesteś napalony. Jak zwykle. Harry Spragniony Ruchania Styles.
W odpowiedzi chłopak zaczął się śmiać.
- Jak możesz opierać się TEMU? – wskazał na swoją odsłoniętą klatę.
- O patrz, właśnie tak – odparłam, udając się w kierunku wyjścia.
- Jeszcze do mnie wrócisz! – usłyszałam zanim zatrzasnęłam drzwi. – Zawsze wracają.
Zeszłam sobie na dół, gdzie zgarnęłam kolejną porcję piwowego alkoholu, którym się dziś poję i zaczęłam się przyglądać nawalonym ludziom, wijącym się po naszym nowym salonie. Już teraz syf był ogromny, aż strach pomyśleć, co będzie rano. Jedno jest pewne – ja tego nie będę sprzątać.
- Hej, Sam! – usłyszałam, znajomy głos za plecami. Odwróciłam się i ujrzałam wyszczerzonego Malika, który szedł w moim kierunku.
- Skołowałem nowe alko, chcesz spróbować?
- Co to? – popatrzyłam na butelki pełne kolorowego płynu, które brunet trzymał w rękach.
- Sprzedawca bardzo zachwalał, więc wziąłem – wzruszył ramionami.
- Jasne, że zachwalał, w końcu to jego towar – wywróciłam oczami na to, jak łatwo się dał.
- Chcesz czy nie? – sapnął zirytowany.
- Dobra – mruknęłam, człapiąc do kuchni.
Wyjęłam 2 czyste literatki i postawiłam na barze.
- Do dna – powiedzieliśmy równocześnie po nalaniu przez Zayna trunku do pełna. Przyłożyliśmy szkło do ust i pochłonęliśmy całość, lekko się kwasząc.
- Co to za gówno – mruknęłam, odstawiając literatke.
- Z deka mocne – odpowiedział podobnym tonem, pijąc tym razem jakiś napój.
- Przepijasz, cieniasie?
Zdaje się chłopak lekko się oburzył, bo natychmiast polał po kolejnym i bez słowa wypił wszystko tym razem nie popijając. Pff, faceci. Za wszelką cenę chcą udowodnić, jacy to oni nie są twardzi i wytrzymali na wszystko. Szkoda tylko, że poznałam już ich drugie strony, gdzie większość ich kłótni kończy się płaczem tego przegranego i skargą na pozostałych. W przeciwnym razie może nabrałabym się na tą ich całą męskość.
Siedzieliśmy tak za tym barem dopóki nie skończyliśmy jednej z butelek magicznego napoju, który przyniósł Zayn. Wypytał mnie też o szczegóły tego naszego całego związku w moim świecie, a koniec historii skończył się jednym wielkim wybuchem śmiechu z zarówno jego strony, jak i z mojej.
- Po kolejnym? – zapytał, machając następną połówką.
- Nie, jest zbyt słabe.
- Słabe?
- Nic mnie nie wzięło, zupełnie jakbym piła wodę. Tyle, że z lekka kwasi. Nie wiem, co ty tu za shity przyniosłeś, powinieneś być wyprowadzony z tej domówki za pojenie mnie takimi chujowiznami – powiedziałam wyjątkowo poważnie, na co Malik w odpowiedzi zaczął się śmiać.
- Nic cię nie wzięło? – powtórzył. – Zaczekaj chwile, za jakiś czas dostaniesz takiego kopa, że nie będziesz wiedziała, jak się nazywasz.
- Taaa, szczerze w to wątpie – uśmiechnęłam się głupio, wstając z krzesła.
 Popatajałam wesoło w kierunku Liama i Danielle, którzy miziali się w rogu salonu i zaczęłam się do nich głupio szczerzyć.
- Heeeeeeej – zawołam, obejmując ich ramieniem. – Co tam słychać u mojej ulubionej pary? Jak się bawicie? Dobrze? Widze, że tańczyliście? Mam nadzieje, że wam nie przeszkodziłam? Widzieliście może gdzieś Louisa? – zadając ostatnie pytanie, zaczęłam się rozglądać dookoła siebie. – Oooo, jest – wyszczerzyłam się w podobny sposób, co wcześniej. – Dobra, fajnie się gadało, narazie – rzuciłam i pobiegłam w kierunku Tomlinsona, palącego szlugę przy oknie. – Ty paliiiiiiiiisz? – zawyłam zszokowana. – Daj mi też.
- Nie, ty nie możesz – wybełkotał.
- Dlaczemu nie? – zapytałam oburzona. – Jestem już pełnoletnia! – krzyknęłam, dobierając się do jego kieszeni.
- No weź, Sam. Nie publicznie – mruknął, łapiąc mnie za rękę przez swoje spodnie, z których po chwili wyjęłam paczke fajek.
Wzięłam już chyba ostatnią i włożyłam ją do ust, obdarowując Louisa spojrzeniem.
- Co? – zapytał zdezorientowany.
- Ogień, synu. Potrzebuje ognia.
- Nie widzisz tego w moich oczach?! – krzyknął, przyciskając mnie do ściany.
W odpowiedzi oczywiście zaczęłam się śmiać. Dobra, nie wiem czemu czułam się, jakbym coś paliła i nie mam zielonego pojęcia, jakie działanie ma to gówno, które piłam z Zaynem, ale wiem, że odkąd odeszłam od baru, zaczęło na mnie działać i przestałam być sobą. Mimo to, będąc nawet w tym stanie, słowa Louisa działały na mnie w ten sam sposób, co zawsze.
- Co cię śmieszy? – oburzył się.
- Oj sory, to miało być romantyczne? – natychmiast spoważniałam, jednak wciąż miałam lekki problem, by taką pozostać. – Daj mi zapalniczkę, czy coś, a jak tak bardzo masz na kogoś ochotę to na górze siedzi napalony Styles – dodałam, wyrywając mu upragniony ogień z rąk.
Odpaliłam szluga i zaciągnęłam się, delektując się jego smakiem, podczas gdy Lou przyglądał się sposobowi, w jaki to robie.
- Daj mi też.
- Huh?
- Wzięłaś mi ostatnią fajkę – powiedział, machając mi pustą już paczką.
Wywróciłam oczami, podając mu papierosa, na co ten tylko pokiwał przecząco głową.
- Powinniśmy go oszczędzać – zasugerował, zerkając na moje usta.
Wspominałam już, że wciąż przyciskał mnie do ściany? Od razu załapałam, co ma na myśli mówiąc, że powinniśmy oszczędzać, więc wzięłam kolejnego bucha, a podczas wypuszczania skierowałam dym prosto do ust chłopaka. Ten zaczął go wciągać, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej, a w zasadzie do mojej twarzy, kończąc na przyciskaniu swoich ust do moich. Chwile potem wsadził język do mojej buzi, a ja niewiele myśląc zrobiłam to samo, w wyniku czego zaczęliśmy się całować, logiczne nie? Łączymy kropeczki!
- Sam – wydyszał, przerywając te całą szopke. Dobra, szczerze mówiąc troche się zawiodłam, bo narobił mi na siebie ochoty, nawet jeśli był no wiecie… sobą.
- Co? – popatrzyłam na jego bezwyrazową twarz, która nie mówiła nic, kompletnie. Czego się spodziewać? Wytrzeźwiał? Jak to się stało, ja po tej fajce jestem jeszcze bardziej pijana, wtf.
- Zwiedziłaś już mój pokój? – mruknął mi do ucha, na co lekko się odsuwając, by na niego wejrzeć, posłałam mu pytające spojrzenie. – Łóżko jest genialne – uśmiechnął się chytrze, a ja dopiero teraz zrozumiałam, co miał na myśli.
Mając tyle promili alkoholu w swojej krwi, jarzę jeszcze wolniej niż zwykle.
W odpowiedzi tylko wyszczerzyłam się głupio, łapiąc go za rękę i ulotniliśmy się na piętro, gdzie oboje pragnąc siebie, jak nigdy, chcieliśmy sobie ulżyć. 

_____________________

hahashashhahshaha, tak wiem

SORY, ŻE TAK PÓŹNO ALE NIE MAM POMYSŁÓW TAK BARDZO
widać z resztą..

5 komentarzy: