piątek, 25 października 2013

number fifty nine

- Chcę wrócić do domu! – krzyknęłam zdenerwowana chodząc po szpitalnym pokoju.
- Usiądź, nie powinnaś jeszcze w ogóle wstawać, a co dopiero chodzić – powiedział spokojnym tonem Zayn.
- Malik, zamknij się, bo ci wsadzę tę kulę w oko – machnęłam mu nią tuż przed twarzą, na co ten zrobił krok w tył i rozłożył ręce w geście obronnym. – To tylko złamana noga – dodałam już nieco spokojniej. – Którą mogę kurować w domu – warknęłam.
- Wiesz, że nie o to tu chodzi.
- Nie jestem wariatką! – krzyknęłam. – Dlaczego do cholery nikt mi nie wierzy?
- No bo… - zaczął niepewnie. – No wiesz, byłaś tu… od 3 miesięcy, a ja… nie zapomniałbym raczej o swojej ex… to znaczy wiesz, nie po trzeźwemu. Byliśmy wszyscy w domu, Hazza oznajmił nam, że zszedł się z Caroline, a potem ty wybyłaś z domu, nawaliłaś się w jakimś barze i jak wracałaś kompletnie zalana, potrącił cię samochód. (dop.aut.: rozdział 25). I na tym się kończy twoja historia. Zrozum, to wszystko o czym mówisz, musiało ci się przyśnić – wyjaśnił spokojnie. – Wizyta u psychiatry dobrze ci zrobi.
- Tak, pewnie, może jeszcze założycie mi kaftan bezpieczeństwa i zamkniecie w izolatce? – warknęłam nerwowo.
- Sam, my to robimy dla twojego dobra.
- Jebcie się wszyscy – syknęłam, wchodząc do łóżka, po czym przykryłam się po uszy kołdrą. – Wynocha z mojego pokoju!
- To nie jest twój pokój – mruknął pod nosem, jednak posłusznie wykonał rozkaz.
Leżałam tak w tym niewygodnym łóżku i myślałam nad tym, co mówili mi chłopcy. Przecież to wszystko było takie realne. Jak to w ogóle możliwe? Może ja żyłam w jakimś innym świecie, gdzie to wszystko się działo, a potem… Boże, ja rzeczywiście potrzebuję psychiatry. Wstając z łóżka, wzięłam swoje kule i pokuśtykałam po swoje rzeczy, pakując je do torby. Nie wytrzymam w tym miejscu ani minuty dłużej.
- Słyszałem szum! – w pokoju nagle zjawił się Horan. – Co ty robisz?
- A co TY robisz? – popatrzyłam na niego dziwnie.
- Kazali mi cię pilnować.
- Po co?
- Żebyś… no wiesz, nie zrobiła niczego… głupiego.
- Zaraz zrobię coś głupiego, ale z twoją twarzą.
- Heeeej, ja tylko wykonywałem polecenia – obronił się blondynek. – Obiecali mi za to kebaba – dodał robiąc podkuwkę z ust.
- Kupię ci 2, jeżeli pomożesz mi się spakować i zawieziesz do domu – powiedziałam, na co Farbowany przybrał zastanawiającą minę.
- Chłopcy mnie zabiją, jeśli to zrobię – odparł po chwili.
- A ja cię zabiję, jeśli tego NIE zrobisz – posłałam mu sztuczny uśmiech, na co ten tylko ciężko westchnął. – W ogóle to gdzie oni wszyscy są?
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Ale w każdej chwili mogą tu wrócić.
- Dlatego musimy się pospieszyć – rzuciłam mu torbę pod nogi. – No już.
- 2 kebaby, tak? – zapytał, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Tak – zaśmiałam się siadając na łóżku i zaczęłam się z zainteresowaniem przyglądać jak Głodomorra sobie radzi. Był beznadziejny. Już ja z tą złamaną nogą radziłabym sobie lepiej. Zdecydowanie za dużo mu zaoferowałam.

*

Niall:
- Ona mnie zmusiła! – krzyknąłem. – Powiedziała, że mnie zabije, a moją rodzinę uwięzi i będzie ich przetrzymywać, wykorzystując seksualnie, co miałem zrobić?! Poza tym, Harry… nie mogę oddychać – dodałem słabo, na co Lokaty poluzował przycisk na mojej szyi, podczas gdy całą resztą swojego ciała przygniatał mnie do ściany.
- Niall? Jesteś idiotą – odezwał się Liam.
- Ale o co wy się tak do mnie wszyscy sapiecie? – zapytałem z wyrzutem.
- Dobrze wiesz w jakim jest stanie, ona nie powinna wychodzić z łóżka, a co dopiero ze szpitala.
- Ale to tylko złamana noga, dawała sobie świetnie radę schodząc po schodach – odparłem, na co chłopcy posłali mi tępe spojrzenia.
- Tu nie chodzi o nogę, baranie – pacnął mnie w głowę Payne.
- Auaaa – jęknąłem, masując obolałe miejsce. – No to o co? – wciąż nie rozumiałem.
- Od tego wypadku musiała się mocno walnąć w głowę i teraz zachowuje się jak psychopatka, nie powinna mieć w ogóle styczności z ludźmi, bo mogłaby ich nawet zabić – odezwał się Louis, na co reszta posłała mu spojrzenia typu are you fuckin’ kidding me.
- Lou, nie wypowiadaj się, zanim wcześniej nikt ci nie udzieli głosu, okej? – uśmiechnął się do niego Styles. To był jeden z tych jego ironicznych uśmiechów, które często posyła mnie, czego naprawdę nie rozumiem. Ogólnie to wielu rzeczy nie rozumiem, ale Hazzy i tych jego sarkazmów to już zwłaszcza.
- Nie powinna być teraz sama, ona musi z kimś pogadać, z kimś kto będzie potrafił jej pomóc i wyjaśnić, dlaczego ma wrażenie, jakby to, co się wydarzyło w jej głowie było prawdziwe – wyjaśnił Liam.
- W sumie to podobała mi się część, w której uprawialiśmy seks w moim łóżku w Holmes Chapel – Styles zaczął głupkowato poruszać brwiami.
- Nie przejmuj się, w prawdziwym świecie nigdy do tego nie dojdzie – Louis posłał mu wredny uśmiech, mszcząc się za wcześniejsze słowa Lokersa.
- Nieważne, myśle, że powinniśmy do niej jechać.
- Ta, dobry pomysł – poparł go Zayn. – Ja poprowadzę – dodał zgarniając kluczyki po drodze.
- Siedzę z przodu! – wydarłem się, biegnąc w strone drzwi, jednak Payne stanął mi na drodze. – Co? – popatrzyłem na niego zdezorientowany.
- Nie.
- Jak nie?
- Nie siedzisz z przodu.
- Ale dlaczemu?! – ryknąłem. – Ty siedziałeś ostatnio, teraz moja kolej!
- Nie siedzisz w przodu dlatego, że nie jedziesz.
- Ale…
- Kara – przerwał mi. – Następnym razem pomyśl, zanim coś zrobisz – dodał po czym wszyscy POZA MNĄ opuścili pomieszczenie.
- Ja się zemszcze! – krzyknąłem, wybiegając za nimi, na co ci tylko się zaśmiali. Zdjęłam pospiesznie buta i z całej siły rzuciłem w kierunku Louisa, który brechtał się najgłośniej. Trafiłem go centralnie w głowę, na co ten stracił równowagę i zaliczył przezajebistą glebę na szpitalnym korytarzu. – Karma jest suką! – ponownie się wydarłem i popatajałem wesoło w stronę baru, gdzie miałem zamiar uczcić moje zwycięstwo nad tymi frajerami mega-burgerem.

*
SAM:
- Nie macie prawa! – krzyknęłam.
- Jesteśmy twoimi rodzicami i owszem, mamy takie prawo – powiedział stanowczo ojciec. – Jak jeszcze raz zobaczę cię w towarzystwie tych chłopaków, sięgnę po inne metody, a uwierz, nie chciałabyś, bym to zrobił.
- Przecież to nie jest ich wina!
- Dziecko! – wtrąciła się mama. – Oni mają na ciebie zły wpływ, nie widzisz tego? Ty nigdy wcześniej nie piłaś alkoholu do czasu kiedy zaczęłaś spędzać z nimi każdą wolną chwilę. Żeby upić się do tego stopnia, żeby się przewrócić i dać się potrącić? Wiesz, co mówili sąsiedzi?!
- O tak, bo to się dla was liczy najbardziej. Opinia innych. O wszystko obwiniacie chłopców, ale to oni byli przy mnie za każdym razem kiedy czegoś potrzebowałam! To oni przesiadywali przy mnie całymi dniami w szpitalu! To oni byli tymi, których zobaczyłam, jako pierwszych, gdy się obudziłam! Oni! Nie wy! – krzyczałam z nasilającymi się łzami. – Wam zawsze było na rękę, że mnie nie ma całymi dniami w domu, nie musieliście na mnie patrzeć, nie musieliście mnie znosić, mieliście święty spokój. Nigdy się niczym nie interesowaliście, a teraz co? Nagle wzorowi rodzice? – prychnęłam. – Jesteście żałośni.
- Chyba się troche zapomniałaś – syknął ojciec.
- Prawda boli, co? – zaśmiałam się sztucznie, na co ten wymierzył mi cios prosto w policzek.
- Nie waż się w ten sposób do nas odzywać – powiedział groźnie, na co ja tylko pokręciłam z niedowierzeniem głową.
- Tylko tyle? Nie macie nic więcej na swoją ob… - przerwał mi dzwonek.
Spostrzegłam zdezorientowane spojrzenia rodziców, więc natychmiast ruszyłam w stronę drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? – usłyszałam z góry podczas przekluczania drzwi.
Otworzyłam je o moim oczom ukazały się sylwetki chłopaków.
- Heeej – wyszczerzył się Lou, jako jedyny uśmiechnięty. Reszta sprawiała wrażenie, jakby chcieli mi wpierdolić.
- Musimy pogadać.
No pięknie, kolejne kazanie?
- To nie jest odpowiedni moment. Ani dzień. Miesiąc, życie… Nie powinno was tu być.
- Ale to ważne.
- Moi rodzice są wściekli, nie chcę, żeby wam się oberwało za nic. Idźcie stąd – powiedziałam pospiesznie i zatrzasnęłam im drzwi przed nosami, wracając do swojego pokoju.
- Kto to był? – zahaczyła mnie po drodze mama.
- Nikt – mruknęłam zamykając za sobą drzwi i ległam się na łóżko, gdzie najchętniej spędziłabym resztę życia.

 ________________________________

jak macie jakieś pomysły/sugestie, co do kolejnych rozdziałów to walcie w komentarzach, postaram się uwzględnić wasze propozycje ;d 

sobota, 12 października 2013

number fifty eight

Patrzyłam na zakłopotaną twarz Harrego i nie wiedziałam, co powiedzieć. Wcześniej nie miałam wątpliwości, co do tego kto jest ojcem, ale teraz, jak tak pomyśleć to przecież oczywiste, że jest nim Zayn. Brawa dla mnie, dopiero co udało mi się naprawić to, co męczyło mnie od tak długiego czasu, a tu nagle BAM, ciąża, na dodatek z kimś innym, nie no jestem genialna. Dlaczego on się do cholery nie zabezpieczył? Byłam pewna, że zakłada te pieprzone gumki.
- Harry, ja… - zaczęłam, lecz gest chłopaka mi przerwał.
Po prostu pokiwał głową patrząc na mnie smutnymi oczami, po czym spuścił wzrok na chodnik i po prostu odszedł. Stałam tak chwilę przyglądając się oddalającej się sylwetce i po chwili do mnie dotarło. Nie. Nie dam mu odejść. Jest nam razem tak dobrze, nie pozwolę, żeby teraz tak po prostu odszedł, a to wszystko co jest między nami się zepsuło.
- Harry! – krzyknęłam, lecz ten nawet się nie odwrócił.
Natychmiast ruszyłam na drugą stronę ulicy, gdzie właśnie skręcał, lecz korek samochodów wcale mi tego nie ułatwiał. Wejrzałam w lewą stronę gdzie zbliżał się samochód, ale był on tak daleko, że bez problemu zdążę przebiec. Ruszyłam ile sił w nogach, lecz gdy tylko usłyszałam klakson i pisk opon, momentalnie stanęłam w miejscu, patrząc z przerażeniem na prawo, gdzie ujrzałam czarne BMW, jadące prosto na mnie. Potem? Widziałam już tylko ciemność.

*

Od dłuższego czasu oglądałam wnętrze swoich powiek, bo po prostu nie miałam sił, by otworzyć oczy. Słyszałam jednak czyjeś głosy w pomieszczeniu, które już powoli zaczęły mnie irytować, bo owe osoby zachowywały się, jakby je wypuszczono z zoo. Chyba nie musze mówić, że te głosy należały do One Direction?
- Zamkniecie się wreszcie? – mruknęłam resztami sił, otwierając powoli oczy.
- O MÓJ BOŻE! – wydarł się Niall i natychmiast do mnie podleciał, kładąc się na mnie, sprawiając, że nie mogłam oddychać. – Wreszcie się obudziłaś! – zaczął mnie tulić. – Wiesz, jak się z tobą stęskniłem? Przez ten cały czas nie miał mi kto robić naleśników – załkał.
- Jezu, złaź z niej – powiedział Liam, biorąc blondyna za szmaty.
- Jestem Niall, nie Jezus – oburzył się chłopak, zakładając ręce na piersi.
- Jak się czujesz? – zapytał Harry, siadając na krześle obok łóżka.
- Harry? – wejrzałam na niego oczami pełnymi nadziei. – To ty?
- Z nią chyba nie jest do końca dobrze – usłyszałam mruknięcie Louisa.
- Zamknij się – zmierzyłam go ostrym wzrokiem.
- O, jednak jest, nasza stara Sam wróciła – uśmiechnął się głupowato.
- Co się stało? – zapytałam, zerkając na nich zdezorientowanym wzrokiem. – Jestem w szpitalu, tak? – rozejrzałam się po nieznanym mi pomieszczeniu.
- Miałaś wypadek – odparł Liam. – Byłaś w śpiączce…
- W śpiączce? – zszokowałam się. – Jak to w śpiączce? Jak długo?
- 3 miesiące – odezwał się Zayn, a mnie mało co paczałki z orbit nie wyleciały.
- 3 miesiące?! – powtórzyłam zszokowana. – O mój Boże…
- Spokojnie, najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa… miejmy nadzieję – powiedział Harry z lekkim uśmiechem.
- Nie jesteś już zły? – zerknęłam na niego niepewnie.
- Nie – odparł bez zastanowienia. – Pytanie czy ty jesteś.
- Ja? – zdziwiłam się. – Chyba nie mam o co… przepraszam, że tak wyszło.
- Nie przejmuj się tym – uśmiechnął się do mnie, całując mnie w czoło. – Odpocznij – dodał i wstając z krzesła udał się w kierunku wyjścia, a chłopcy podążyli tuż za nim.
Byli tu przy mnie przez całe 3 miesiące? Dzień w dzień? Jak mogło mnie nie być z nimi przez tak długi okres, kto się zajmował tymi dzieciakami w tym czasie? 3 miesiące… o Boże, 3 miesiące? To znaczy, że jestem 3 miesiącu ciąży? Podwinęłam szybko kołdrę zerkając na mój brzuch, który był płaski jak zwykle. Co jest?...
- Harry! – krzyknęłam najgłośniej jak tylko mogłam, jednak mój głos nie był taki, jak zwykle, ale na szczęście chłopak mnie usłyszał i natychmiast wszedł do szpitalnego pokoju.
- Coś się stało? – zapytał lekko zaniepokojony, podchodząc do mojego łóżka.
- Co się stało z dzieckiem? – spytałam, mając najgorsze przeczucia.
Hazza popatrzył na mnie niepewnie, oglądając się za siebie, jakby nie wiedział, czy to pytanie było skierowane do niego.
- Harry, co się stało z dzieckiem? – ponowiłam pytanie, będąc coraz bardziej zdenerwowaną.
- Sam – zaczął cicho, łapiąc mnie za rękę, a do mnie powoli zaczęło docierać, co chce mi przekazać. – Spokojnie… - dodał.
- Spokojnie? – powtórzyłam, a do oczu zaczęły mi napływać łzy. – Jak mam być spokojna? – załkałam. – Poroniłam, tak? – zaczęłam płakać, jak małe dziecko.
- Sam, uspokój się, o czym ty mówisz? Jaka ciąża? – zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Jak to jaka? – zakpiłam. – Boże, Harry…
- Nie byłaś w żadnej ciąży, musiało ci się coś przyśnić – powiedział do mnie najspokojniej jak tylko potrafił.
- Co? Jakie przyśnić? Co ty mó… - zacięłam się, spoglądając ponownie na swój brzuch. – Nie, proszę cię, nie oszukuj mnie, nie mam żadnej pieprzonej amnezji, to że byłam w śpiączce nie oznacza, że macie mi teraz mówić rzeczy, które sprawią, że poczuję się lepiej – powiedziałam nerwowo.
- Dopiero, co się obudziłaś, jesteś jeszcze nie do końca przytomna, może lepiej się prześpij, co? Jutro poczujesz się lepiej.
- Nie! – krzyknęłam, prostując się. – Przestań mnie uspokajać i sam nie bądź taki spokojny! Dobrze wiem, że jesteś na mnie wściekły, że wpadłam z Zaynem, że wszystko, co było między nami zepsułam zachodząc w tą pieprzoną ciążę, nie musisz udawać, tylko dlatego, że miałam wypadek – zaczęłam się na niego wydzierać, płacząc przy tym, jak jakaś nienormalna, a on na mnie patrzył szeroko otwartymi oczami.
- Spałaś z Zaynem? – zapytał oszołomiony.
- Przecież wiedziałeś – prychnęłam, pociągając nosem. – Wszyscy wiedzieliście, ukrywaliśmy to przed wami, przed tobą, nie chcieliśmy, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział… a potem, on w tym clubie… z tą dziewczyną… i potem go rzuciłam i w końcu się z tobą zeszłam, nareszcie nam się udało, byliśmy razem tacy szczęśliwi, a ja to wszystko zepsułam – zaczęłam jeszcze bardziej płakać. – A teraz to dziecko – pokazałam na swój brzuch. – Zabiłam je.
- Boże, Sam – Lokaty był w szoku. – O czym ty do cholery mówisz? Kiedy ty byłaś z Zaynem? Kiedy się zeszłaś ze mną? I co za ciąża? – patrzył na mnie, jak na kompletną wariatkę.
- Zaśpiewałeś dla mnie More Than This na koncercie w Birmingham, jak możesz tego nie pamiętać? Co ty mi próbujesz wmówić, Hazza? – popatrzyłam na niego z niedowierzeniem, a ten ostrożnie wstał z miejsca i nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Ale… - zaciął się. – My jeszcze nie mieliśmy koncertu w Birmingham. Ruszamy w trasę dopiero za 4 miesiące – dodał, wycofując się z pomieszczenia. Otworzył delikatnie drzwi i lekko wychylił głowe na korytarz. – Zawołajcie lekarza – to było ostatnie, co usłyszałam. Potem… straciłam przytomność.

_________________________

 hahahahaha sory, ale mnie to śmieszy. ale zaskoczenie chyba jest, nie? dobra, nieważne jak dla mnie ten blog i tak jest już stracony xd
PS. tak, wiem, krótki, strasznie ale za to kolejny będzie dłuższy, a jeszcze kolejny o wieeeeele dłuższy!
PS2. dzięki za 100 tysi wyświetleń ♥