sobota, 8 lutego 2014

number seventy one


Po 20 minutach prób dobudzenia Harrego, w końcu się poddałam. Jak on to robi? Przecież wypiliśmy wczoraj praktycznie po tyle samo, dlaczego on do cholery wciąż śpi? Podirytowana postanowiłam zejść na dół. Wbiłam do salonu, gdzie spotkałam siedzącego na krześle Grega, który przed sobą miał stojak z ogromnym białym blokiem i paletą farb. Po drugiej stronie pokoju natomiast stał Niall. Na stole. W sukience. Z jedną nogą uniesioną w powietrzu. Ręce miał ułożone w jakiś dziwny kształt, a jego mina na pewno nie była normalna.
- Okej, czy można upaść jeszcze niżej? – rzuciłam z zażenowaniem, odnosząc się do głupiej pozycji Horana.
- Nie rozpraszaj mojej modelki – upomniał mnie Greg, skupiając się na swoim dziele.
Wywróciłam tylko oczami i odwróciłam się, zauważając mamę tych dwóch oszołomów, która właśnie weszła do pokoju.
- Co wy robicie? – zapytała nie będąc do końca pewną, czy chce znać odpowiedź.
- Mamusiu, czy jestem piękną księżniczką? – zapytał Nialler, obracając się wokół własnej osi, wywijając materiałem od sukienki we wszystkie strony.
- Nie synku. Jesteś debilem – odparła z powagą i opuściła pomieszczenie.
Nie mogłam się powstrzymać, więc zaczęłam się śmiać.
- Nie pogrążaj się, Sam – zwrócił się do mnie farbowany z groźną miną.
- Moje dzieło… - zaczął tajemniczo Greg. – Skończone! – dodał, wydzierając się na cały głos.
- Super, świetnie – skomentowałam, zerkając na jego obraz, który przypominał mi zestawienie kilku figur geometrycznych. – Powinieneś je gdzieś wystawić.
- Serio tak myślisz?
- Pewnie – odparłam, wcale nie ukrywając ironii. – Dałabym ci za niego dwa funty – uśmiechnęłam się głupio, na co ten wielce urażony, zabrał swój malunek i poszedł w pizdu.
- Mam dla ciebie dobre wieści – odezwał się Niall, gdy też miałam wyjść.
- Jakie? – spytałam zaciekawiona.
- Jutro wyjeżdżamy – oznajmił, mijając mnie i udał się w kierunku swojego pokoju.
- Co, serio? - wyleciałam od razu za nim. – Czyli, że co? Koniec tej całej szopki?
- Yep – pokiwał twierdząco głową, na co odetchnęłam z ulgą. – Tak by the way, jesteś fatalną aktorką – skwitował.
- Słucham? – oburzyłam się. – Jestem genialną aktorką!
- Jasne – prychnął. – Styles już wstał?
- Sprawdźmy – rzuciłam, otwierając drzwi od pokoju, w którym wciąż zgonował Haz. – Jak widzisz nie.
- Styles podnoś dupe z mojej podłogi! – wydarł mu się do ucha, na co lokaty leniwie otworzył jedno oko, zerkając na nas nieprzytomnymi oczyma.
- Czego – mruknął ochryple.
- Zgadnij kto dzisiaj do mnie dzwonił – powiedział, zakładając ręce na piersi.
- Przepraszam tato, poprawie te jedynkę – ziewnął i przerzucając się na drugi bok, wrócił do spania.
- Oddzwoń na ostatni numer – blondyn rzucił w niego telefonem i wyszedł z pokoju.
Hazza leniwie sięgnął po telefon i nawet nie otwierając oczu, zaczął wciskać przyciski dodzwaniając się do owej osoby.
- Kto mówi – mruknął, gdy ktoś po drugiej stronie odebrał.
Idiota. Dzwoni - nie wie do kogo.
- Mama? To ty? Dzwoniłaś? Po co? – zawalał ją pytaniami, jednak po tym nastała cisza. Anne nieźle się produkowała i to jeszcze nie była zbyt cicho, bo słyszałam ją z drugiego końca pokoju.
- Co? – odezwał się Harry. Wydawało się jakby po tym, co przed chwilą usłyszał natychmiast otrzeźwiał. – Kto ci tak powiedział? – podniósł się do pozycji siedzącej, zerkając z grozą na mnie.
Coś przeskrobałam?
- Mamo… ale… to nie… daj mi dokończyć… tak mamo, oczywiście że jestem prawiczkiem – sapnął, a ja słysząc to mało co nie wybuchłam śmiechem. – Zaczekaj – mruknął, odkładając na chwile telefon. – Pogadaj z nią – powiedział do mnie.
- Co? Czemu ja? – zdziwiłam się.
- Bo to ty powiedziałaś Caroline, że jesteś ze mną w ciąży, ona to przekazała mojej matce i ta teraz myśli, że zostanie babcią – rzucił telefonem w moim kierunku, a ja łapiąc go zaczęłam się śmiać.
- Dzień dobry, mamo – rzuciłam na przywitanie opanowując śmiech.
Hazza słysząc moje słowa chyba zrozumiał, że to nie był najlepszy pomysł, bym to właśnie ja z nią o tym pogadała.
- Więc to prawda? – usłyszałam po drugiej stronie.
- Tak, to prawda.
- Ale.. nie, niemożliwe. Przecież… mój malutki Harry…
- Taaaak, najbardziej szokującą wiadomością jest to, że Harry uprawia seks, ma pani racje. Kto jak kto, ale on?! Kto by pomyślał! – wyrzuciłam wolną rękę w powietrze z udawaną frustracją i zaczęłam uciekać, widząc jak lokaty wstaje z łóżka, by ruszyć za mną w pogoń i zabrać mi telefon.
- Kiedyś przeprowadzałam z nim rozmowę na ten temat, obiecał że zaczeka z tym do ślubu – powiedziała ze smutkiem w głosie.
- Naprawdę? – odwróciłam się przez ramie z rozbawieniem, zerkając na biegnącego za mną Styles’a. – Obiecałeś, że zaczekasz z tym do ślubu? – tym razem zwróciłam się do niego. – Harry, jak mogłeś! Obie się na tobie zawiodłyśmy…
- Prawda? – odezwała się Anne. – Jest taki nieodpowiedzialny.
- Mamo, nie słuchaj jej! – wydarł się, gdy wleciałam do pokoju gościnnego, stając za stołem. On stał zmachany po drugiej stronie i posyłał mi te swoje groźne spojrzenia, które były dla mnie bardziej zabawne. – Oddaj ten telefon.
- Dlaczego się nie zabezpieczyliście? – zapytała Anne.
- Dlaczego się nie zabezpieczyliśmy? – powtórzyłam, by Haz mógł usłyszeć. – Wie pani… Harry nie wpadł na pomysł, by użyć tych magicznych gumeczek, o których wszyscy mówią. Poza tym miał dylemat, której użyć. Czy malinowej, czy truskawkowej, czy świecącej w ciemności, aż w końcu zdecydował, że jak weźmie jedną, to innym będzie przykro, dlatego nie wziął żadnej z nich – wzruszyłam ramionami, śmiejąc się pod nosem z reakcji lokatego.
Jest taki zabawny, jak się denerwuje.
- Niewiarygodne – mruknęła i mogłam sobie tylko wyobrazić, jak w tym momencie kiwa z niedowierzeniem głową. No tak, pewnie te wszystkie wiadomości ją zabiły. – Co zamierzacie teraz zrobić? Ślub? – okej tego się nie spodziewałam.
- Słucham? Nie! – zaprzeczyłam natychmiast.
- Więc jak to sobie wyobrażacie? Nie możecie żyć na kocią łapę – powiedziała poważnie. – Jesteśmy katolikami i jak ma być dziecko, to ślub jest obowiązkowy.
- Ale… my w sumie jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, wie pani. Jeszcze jest dużo czasu.
- Jutro do was przyjeżdżam, musimy omówić te kwestie – powiedziała i się rozłączyła, zostawiając mnie zdezorientowaną i zdziwioną, bo czego jak czego, ale tego się nie spodziewałam.
- Normalna jesteś?! – ryknął lokaty, gdy odłożyłam słuchawke.
- Wyluzuj Haz, to tylko twoja matka. Co takiego może się stać?
- Co powiedziała?
- Że się ciebie wyrzeka i że to Gemma jest lepszą Styles.
- Coooo? – zawył zszokowany.
- Przykro mi – poklepałam go po ramieniu i z udawaną skruchą opuściłam pomieszczenie.
- Jestem najlepszym Stylesem na świecie! – usłyszałam jego krzyk, gdy byłam już na górze.
Biedny. I naiwny. Tak, zdecydowanie naiwny.

5 komentarzy:

  1. Hhahahahahahahahahahah <333 Tak się przy tym uśmiałąm że spadłąm z krzesła :C XDD :DDDDDDDDDDD Świetny, Matko piszesz tak na luzie i to jest takie zajebiste ,33
    Czekam na nastęony *.*
    ~Izzy

    OdpowiedzUsuń
  2. ha ha ha . boże spadła z łóżka i mało co nie posikałam się ze śmiechu.Reakcja matki. bezcenna.
    czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. kocham cie karina! ♥ -sandruszeek

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział można określić paroma słowami - najlepszy , najzabawniejszy , znakomity , epicki i genialny !
    Uwielbiam Cię dziewczyno :)
    @LetsBeMahomie

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog.
    Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń