Tuż
przed wyjazdem z powrotem do UK chciałam się odprężyć, więc postanowiłam, że
skorzystam z darmowych usług Horana i wezmę krótką kąpiel w jego luksusowej
łazience. Tak naprawdę była to zwykła łazienka, ale blondyn lubił sobie
zmawiać, że żyje jak książę, więc niech mu będzie. Napuściłam gorącej wody do
wanny, nalewając do niej płyn do kąpieli i weszłam do niej ostrożnie,
zanurzając się po samą szyję. Nie wiem ile już siedziałam w tej wannie, bo czas
płynął mi niemiłosiernie, ale wydaje mi się, że troszkę przysnęłam, bo słysząc
huk otwierających się drzwi, poczułam serce w gardle.
-
Nie widziałaś nigdzie moich bokserek w serduszka, do kurwy?! – tak, to Styles
we własnej osobie.
SERIO?
Ja tu siedze w wannie, rozebrana ze wszystkiego, z czego tylko się da, a ten tu
wlatuje jak do siebie i panikuje z powodu zguby jakichś głupich gaci.
-
Tutaj? Twoje bokserki? – popatrzyłam na niego jak na idiotę.
-
Niektóre laski chcą wiedzieć, w jakim proszku są prane, a co dopiero, jak
któraś ze mną mieszka – odparł, rozglądając się po pomieszczeniu.
-
Myślisz, że ci je zabrałam? A może jeszcze bez przerwy je wącham? – zapytałam
ze złością.
-
Nie wiem, co ty z nimi robisz, ale nie molestuj ich aż tak, a to z tym
wąchaniem to wcale nie było śmieszne – powiedział poważnie, jakby poczuł się
urażony.
-
Spierdalaj stąd! – krzyknęłam, chlapiąc go wodą z wanny, na co ten wybiegł z
łazienki, chcąc uniknąć ochlapania jego nowych rurek, które swoją drogą były
obciślejsze niż moje legginsy. Ja nie wiem za co on tak bardzo każe jego
przyrodzenie. Przecież ono nie jest niczemu winne.
Po
paru minutach relaksu, które zostało bezczelnie przerwane przez Harrego,
postanowiłam się wysuszyć. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Po 15 minutach byłam
już gotowa do wyjazdu. Torby spakowałam wcześniej, więc zgarnęłam je tylko z
pokoju i wraz z nimi zeszłam do holu, gdzie postanowiłam zaczekać na tych dwóch
pajaców, z którymi wracam do domu.
-
Komu w droge temu burito do ust! – ryknął Nialler i żegnając się wcześniej ze
swoją rodziną, ulotnił się do samochodu.
Zrobiliśmy
to samo.
Droga
na lotnisko w sumie zleciała mi wyjątkowo szybko i nim się obejrzałam byliśmy
już w samolocie. Miejsce miałam pro elo kozackie, bowiem siedział obok mnie
70-letni dziadek, od którego zalatywało kaszanką, a z jego zmarszczonych ust
wydobywało się głośne pochrapywanie. Stanowczo zbyt głośno. Jeszcze troche i
wywoła pieprzone trzęsienie ziemi, nie wytrzymam tutaj ani chwili dłużej.
Wstałam z miejsca i ruszyłam w kierunku Nialla i Harrego, którzy mieli genialne
miejsca pare siedzeń za mną i potrząsnęłam w ramię śpiącego Hazzę, by ten się
obudził.
-
Jeszcze 5 minut, mamo – mruknął, zmieniając bok.
Za
jakie grzechy, Boże? Przecież jestem dobrym człowiekiem, nie zabijam, nie
kradnę, toleruję One Direction, naprawdę nie rozumiem.
W
odpowiedzi standardowo wzięłam go za szmaty i siłą zmusiłam, by wstał.
-
Co jest? – sapnął zaspany.
-
Idź na chwile zajmij moje miejsce, musze pogadać z Niallem.
-
What about no – powiedział patrząc na mnie tą swoją znudzoną, przyćpaną miną, na
co tylko wywróciłam oczami i popchnęłam go w tamtym kierunku.
Usiadłam
na siedzeniu lokatego i wejrzałam kątem oka na Niallera, wpatrującego się w
widoki z oknem. Przez pierwsze kilka chwil postanowiłam się nie odzywać, jednak
stwierdziłam, że blondyn jako pierwszy na pewno nie przerwie tej ciszy, więc
prędzej, czy później musiałam to zrobić. Nie chciałam więc marnować czasu.
-
Pamiętasz te wszystkie wspólne wieczory, które spędzaliśmy oglądając jakieś
durne horrory, które były bardziej zabawne niż straszne? – zapytałam, nie
czekając nawet aż odpowie. - Albo nawet i nie wieczory. Potrafiliśmy spędzić
cały dzień przed telewizorem, pałaszując puste kalorie – zaśmiałam się pod
nosem. - Jak komentowaliśmy te bezmyślne zachowania głównych bohaterów z
mózgami pięciolatków i przeżywaliśmy to wszystko, jakby działo się naprawdę. Pamiętasz
te głupie gry, czy zakłady o nic? Jak spędzaliśmy beztrosko każdą godzine
naszego życia, nie było żadnych spin, poza walkami o ostatniego naleśnika –
patrzyłam się pod nogi, mówiąc to wszystko, a czując ostrożny wzrok Nialla na
sobie, podniosłam powoli głowę w jego stronę. – Tęsknie za tym –
przyznałam.
Ten
nie spuszczał ze mnie wzroku, tylko wpatrywał się bez słowa we mnie, dopiero po
chwili lekko przytakując.
-
Ja też – mruknął.
-
Co się działo w Mullingar? – zapytałam, marszcząc brwi. – Nie byłeś sobą.
-
Nie – zaśmiał się bez humoru. – Starałem się być kimś, kim moi rodzice chcą bym
był. Ciągle mi powtarzają, jak odpowiedzialny powinienem być. Jak bardzo
powinienem się różnić od moich rówieśników, chcąc się usamodzielnić. Twierdzą,
że powinienem szybciej dorosnąć, chcąc prowadzić takie życie.
-
Wiesz, że to nie prawda – złapałam go za rękę. – To beztroski, nieprzejmujący
się niczym, zachowujący się jak 12-letni dzieciak Niall jest naszym ulubionym
Niallem – uśmiechnęłam się lekko, na co ten zareagował podobnie. – Nie zmieniaj
się – ścisnęłam go mocniej. – Proszę.
Ten
tylko lekko pokiwał głową, zerkając po chwili na godzine w telefonie.
-
Zwariujesz, jak zobaczysz nasz nowy dom – wyszczerzył się, na co tylko się
zaśmiałam.
-
Widziałeś go?
-
Uhm… nie? – popatrzył na mnie niewinnie.
-
Czy tylko mnie nie było przy kupnie? – wyrzuciłam ręce w powietrze.
-
Nie, Zayna też trzymamy w niepewności. Musiał wtedy coś załatwić, więc jest w
tej samej sytuacji, co ty – poklepał mnie po ramieniu.
-
Powiesz mi chociaż gdzie to jest?
-
Na wprost mamy supermarket, więc to chyba największy atut tego domu. Wiesz,
będę miał bliżej do tych wszystkich pustych kalorii, które będziemy pałaszować,
spędzając każdą wolną chwilę przed telewizorem – uśmiechnął się, nawiązując do
moich wcześniejszych słów.
-
Jesteś najlepszy – posłałam mu mocny uścisk, jednocześnie czując ulgę, że udało
mi się naprawić nasze relacje.
Reszta
lotu minęła w nadzwyczajnie szybkim tempie i zdaje się, że Harry zaprzyjaźnił
się z 70-letnim kaszankowym staruszkiem, bo sprawdzając instagrama, dostrzegłam
ich wspólną samojebkę, którą dodał 7 minut temu. Wciąż czekam na dzień, w
którym zrozumiem dlaczego Haz tak łatwo znajduje wspólny język z takimi
starcami, nieważne jakiej płci.
-
Zadzwonie po naszego prywatnego odrzutowca, żeby nas wysadził pod samym domem,
czy ten pilot nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego plebsiarskim samolotem
leci sam Harry Styles? – oburzył się lokaty, na co Nialler posłał mu tępe
spojrzenie. – No i Niall Horan? – dodał, gdy zrozumiał, co ten wzrok miał na
celu. – Nie dość, że zabrakło dla mnie orzeszków, to jeszcze muszę dojeżdżać z
lotniska do domu. Szczyt chamstwa – oburzył się, wyjmując komórkę z kieszeni i
z ogromnym wyrzutem zaczął wybierać jakiś numer.
-
Mam nadzieje, że dzwonisz po taxówkę – uśmiechnęłam się do niego ironicznie,
spacerując po lotnisku. – On nam się zatrzyma po drodze przy spożywczaku, żebym
mogła ci kupić snickersa, odrzutowiec będzie miał z tym pewnie lekki problem.
-
Na co mi snickers?
-
BO ZACZYNASZ STRASZNIE GWIAZDORZYĆ – powiedziałam dobitnie, wywracając na niego
oczami i wyrwałam mu telefon, zamawiając taxi.
Po
paru minutach transport podjechał, a my wszyscy zapakowaliśmy się do środka.
-
A tak przy okazji Ethan nie będzie zadowolony z tego, że go wczoraj olałaś –
odezwał się Harry w drodze do domu.
-
Co ci po nim?
-
Nic – wzruszył ramionami. – Ale facet nie lubi być wystawiany.
-
To ty mnie z nim umówiłeś, jak ci tak bardzo zależy to sam mogłeś iść.
-
Nic nie mówię – uniósł ręce w geście obronnym, wracając do gry w Pou.
Nim
się obejrzeliśmy, byliśmy już na miejscu.
-
Home, sweet home! – zawył uszczęśliwiony Styles i pobiegł do środka,
zostawiając mnie i Nialla ze wszystkimi bagażami.
Czy
mi się wydaje, czy Harry się cofnął w rozwoju? Słowo daje, że wcześniej był
bardziej dojrzały. Niewiele, no ale jednak.
Po
chwili dołączyliśmy do niego, tak się złożyło, że akurat Louis, Zayn i Liam
byli w domu, więc mogliśmy wspólnie opić nasz powrót szklanką pepsi.
-
Fajnie, że wróciliście. Brakowało mi was – powiedział smutno Lou, zerkając na
Hazzę.
-
Dlaczego wejrzałeś tylko na niego? – kiwnął podejrzliwie Niall. – O mój Boże,
Larry is real! – ryknął, wytrzeszczając szeroko oczy i rzucił się na swój
telefon, leżący na blacie. – Muszę o tym tweetnąć, moje siostry zwariują!
-
Jakie twoje siostry? – zapytał zdezorientowany Liam.
-
Jak to jakie? – wejrzał na niego jak na idiotę, jakby odpowiedź na to pytanie
była tak bardzo oczywista. – Directioners? Larry Shippers?
Panie
i panowie oto Niall aka największy fan One Direction.
-
Ej w ogóle to co z tym domem? – zapytałam, zmieniając temat. – Kupiliście?
-
Yep – wyszczerzył się Louis. – Jest genialny.
-
Gdzie? – wyrwał się Zayn.
-
Yyyy – cała czwórka zareagowała tak samo, uhm, dziwne?
-
Czy to ważne? – zaśmiał się nerwowo Liam. – Ważne, że chata jest świetna, będą
tam najlepsze domówki!
-
Gdzie? – zapytał tym razem bardziej nerwowo i dobitnie, chcąc uzyskać
odpowiedź.
-
To był ich pomysł! – ryknął Niall, wskazując na chłopców i ulotnił się na
piętro, chcąc zapewne uniknąć tego, co nastanie za chwile. Yep, stary Niall
wrócił.
-
Nigdzie nie było żadnej ciekawej oferty i uwierz, że nie robilibyśmy tego,
gdyby nie to, że wygląda on tak wspaniale zarówno w środku jak i na zewnątrz i
dojazd do niego jest tak prosty i w ogóle wszystko, co potrzebne jest 5 minut
drogi stamtąd i proszę nie bij? – powiedział na jednym wydechu Liam,
zasłaniając sobie twarz rękoma w geście obronnym.
-
Wembley? – wycedził przez zęby Malik. – Kupiliście dom w Wembley? – powtórzył,
a na jego szyi mogłam dostrzec coraz to wyraźniejsze żyły.
-
Dobra, to narazie – rzuciłam i podążając w ślady Horana, popatajałam na górę.
Chwile
po tym usłyszałam przeraźliwe krzyki chłopców i odgłosy bójki, w jaką się
zapewne wdali, obstawiam, że Zayn nie wytrzymał nerwowo i rzucił się na Lou,
Harrego i Liama, ale czy to ważne? Byłam tak bardzo zmęczona podróżą, że nie
myślałam o niczym innym, tylko o śnie. Miałam tylko małą nadzieję, że się tam
na dole nie pozabijają i już jutro całą szóstką wprowadzimy się do nowego domu.
_______________________________
jakieś sugestie, co do dalszych rozdziałów?
let me know